Artykuły

Nie oglądaj się Marysiu

- Chciałybyśmy, aby Och-Teatr był ostrzejszy, bardziej bezkompromisowy. W Polonii nie zagrałby Fisz i Emade, tu się to udało, z powodzeniem. Ale stało się też tak dlatego, że Och-Teatr ma być otwarty na różną publiczność. Chcielibyśmy skierować się nie tylko do widza stricte teatralnego, a koncerty nam na to pozwalają - mówi aktorka MARIA SEWERYN.

Twierdzi, ze trudny okres ma już za sobą, choć po rozstaniu z mężem żyje w poczuciu życiowej porażki. Maria Seweryn [na zdjęciu w spektaklu "Darkroom"] znów spełnia się jako matka, tym razem nowej sceny Och-Teatr.

SUKCES: Jak teraz zwracają się do pani współpracownicy w Och-Teatrze? Pani dyrektor?

Maria Seweryn: (śmiech) "Pani dyrektor" mówią tylko wtedy, gdy chcą sobie ze mnie zażartować. Mam to szczęście, że do Och-Teatru przeszły ze mną osoby, z którymi przez ostatnie lata pracowałam w Polonii, w sumie mała grupka, bo ledwie pięć osób. Do tego dochodzi bardzo mała ekipa techniczna, i to wszystko. Zakładałam Fundację na Rzecz Kultury razem z mamą, Krystyną Jandą, i Edwardem Kłosińskim. Od początku jestem w jej zarządzie, uczestniczyłam w pracach teatru Polonia praktycznie wszędzie - na scenie, w kasie, w biurze, uczyłam się go od podstaw. Dlatego naturalną koleją rzeczy, gdy zdecydowaliśmy się na otwarcie nowej sceny, stałam się tą osobą, której powierzono opiekę nad nowym miejscem.

S: Kiedy "gruchnęła" wiadomość, że Krystyna Janda otwiera drugą scenę, złośliwcy dodawali z przekąsem: "Dla córki".

MS: Bzdura. Żeby powiedzieć coś takiego, trzeba naprawdę nie mieć wyobraźni i pojęcia o prowadzeniu teatru. Och-Teatr jest drugą sceną naszej fundacji. Powstał po sukcesie teatru Polonia, który okazał się być dla 28 spektakli za ciasny - część z nich miesiącami czekała na możliwość wystawienia, podczas kiedy widzowie dopytywali się o nie. Teraz pięć tytułów zostało przeniesionych do Och-Teatru. Ale najpierw pól roku trwały prace adaptacyjne, które nadzorowałam. Ogromny wysiłek, ale dzięki temu wiele się nauczyłam, poznałam to miejsce, pokochałam je i uwierzyłam, że będę w stanie opiekować się nim dalej. Od września do premiery styczniowej niemal stąd nie wychodziłam.

S: W niczym nie przypominało to artystycznych klimatów, do których przywykła aktorka. Nie była pani zniechęcona?

MS: Sześć miesięcy to długo, bywały chwile zwątpienia, kiedy okazywało się na przykład, że budynek jest w dużo gorszym stanie, niż myśleliśmy, albo kiedy pojawiał się lęk, że nie zdążymy, a przecież bilety były już w sprzedaży. Wielki stres. Ale z drugiej strony, uwielbiam, kiedy stawia się przede mną konkretne zadania. Z radością biegłam do tego pyłu, huku patrzeć, jak na moich oczach powstaje teatr. Jestem dumna z tego miejsca.

S: Na początku drogi zawodowej zależało pani na tym, by pracować na własne konto, a od czasu powstania Polonii podlega pani mamie...

MS: Po studiach musiałam najpierw wybić się na niepodległość i związałam się z teatrem offowym. Poszłam swoją własną drogą, a pewnie jednym z powodów była potrzeba upewnienia się, że mając za rodziców Krystynę Jandę i Andrzeja Seweryna, sama także mam jakąś "aktorską osobowość". W każdym razie postanowiłam jej poszukać. "Wytarłam tyłek" na spektaklach offowych, niszowych, w klubach, grałam daleko od Warszawy, w Szczecinie, Rzeszowie czy Bielsku-Białej. To były świetne czasy, ale dostałam też po dupie.

S: To znaczy?

MS: To był czas, gdy już jako absolwentka PWST nie miałam wielu propozycji. Myślałam nawet, czy nie zmienić zawodu. Uczestniczyłam w znaczących wydarzeniach, jak np. "Shopping and Fucking" w Teatrze Rozmaitości, ale wciąż nie umiałam o sobie powiedzieć: aktorka. Nie było lekko. Jak się np. robi spektakl w klubie, za zero pieniędzy, i gdy się wraca do domu, i najpierw je dziecko, potem kot, a na końcu, jeśli coś zostanie, to ty i twój mąż, wtedy zaczynasz się zastanawiać, czy aby dobrze wybrałeś. Ale gdybym miała raz jeszcze przez to przejść, nie zamieniłabym tamtych doświadczeń na nic innego. Tak niewiele było potrzeba do szczęścia. Tamte lata dały mi poczucie własnej wartości i sensu tego, co robię.

S: Kiedy w domu było ciężko, nie mogła pani o pomoc poprosić mamy?

MS: Nie chciałam. Przecież byłam niezależnym, dorosłym człowiekiem, który ma już własną rodzinę, dziecko. Zresztą nie byłam sama, był Robert, mój mąż, wspieraliśmy się nawzajem. W pewnym momencie wziął wszystkie domowe obowiązki na siebie, żebym mogła jeździć ze spektaklami i się realizować.

S: Rozumiem, że bez porozumienia z Krystyną Jandą nic się w Och-Teatrze nie wydarzy?

MS: Oczywiście. Niektóre z moich pomysłów znajdują aprobatę mamy, inne nie. Chciałybyśmy, aby Och-Teatr był ostrzejszy, bardziej bezkompromisowy. Mam tu pewną wolność. W Polonii nie zagrałby Fisz Emade Tworzywo, tu się to udało, z powodzeniem. Ale stało się też tak dlatego, że Och-Teatr ma być otwarty na różną publiczność. Chcielibyśmy skierować się nie tylko do widza stricte teatralnego, a koncerty nam na to pozwalają. Za chwilę zresztą rozpocznie się cykl muzyczny, który roboczo nazwaliśmy "Legendy". Wystąpią m.in. Wanda Warska, Sława Przybylska, Anna Prucnal, Grażyna Łobaszewska, Lora Szafran... Przed nami duży projekt edukacyjny "Och-warsztaty". Cieszę się też ze współpracy z teatrem Montownia. Planujemy organizowanie wystaw, instalacji, happeningów... Mam nadzieję, że w czerwcu uda nam się wziąć udział w festiwalu Street Art Dopping. A do tego zaczęła już na dobre działać kawiarnia. Powoli pojawiają się tam pierwsi stali bywalcy. Wiosną zaczniemy przygotowywać ogród na tyłach teatru i wyobrażam sobie, że tam w ciepłe wieczory po spektaklach będziemy miło spędzać czas.

S: Mama robi wrażenie apodyktycznej, chyba nie obywa się bez zgrzytów, gdy macie odmienne zdanie?

MS: Ale nic nie denerwuje jej tak, jak brak własnego zdania. Nasza współpraca układa się coraz lepiej. Podziwiam mamę za to, do jakiego stopnia ufa swojej intuicji. Błyskawicznie podejmuje decyzje. Często ryzykując. Natomiast ja wiecznie się waham.

S: Taka wiara w siebie cechuje ludzi o wysokiej samoocenie, którą ma Krystyna Janda. W pani wypadku jest chyba inaczej?

MS: Powiedzmy, że z tą wiarą w siebie jest coraz lepiej.

S: Gdy pierwszy raz zagrała pani z mamą, w "Matce swojej matki", Lew Rywin mówił, że to chwyt marketingowy: Janda z córką. Dziś to wasza codzienność.

MS: Naprawdę? To dlaczego przechodziłam trzy etapy próbnych zdjęć, by zagrać w tym filmie? Zresztą "zagrałam" to za dużo powiedziane. Nie wiedziałam wtedy nic o zawodzie. Pierwsze ważne przedsięwzięcie z mamą to spektakl "Opowiadania zebrane". Zjeździłyśmy z nim Polskę. Ta pierwsza współpraca była świetną szkołą zawodu. Późniejsza Polonia to efekt tamtego spotkania.

S: Z tego filmu pamiętam scenę kłótni nad brzegiem morza, o której przeczytałam gdzieś, że była takim katharsis między Jandą i córką i w życiu. Tak było?

MS: Nie, to nadinterpretacja. Zawiodę panią - nie ma to nic wspólnego z prawdą. To była rola i tyle. Moje relacje z mamą były zawsze dobre. Zostałam wychowana w duchu wolności i szacunku do moich decyzji i wyborów. Nie znałam systemu zakazów i kar.

S: Taka swoboda?

MS: Nie. Ojciec mieszkał we Francji, a mój czas dorastania przypadł na lata, gdy nie mógł przyjeżdżać do Polski z powodów politycznych. Mama pracowała potwornie dużo, podobnie jak Edward - jej mąż. Wychowałam się sama, ale w chwilach dla mnie najważniejszych mama była ze mną, mogłam z nią porozmawiać na każdy temat. Taka sytuacja wykształciła we mnie poczucie odpowiedzialności, czasem nadmierne.

S: To chyba zaleta, bo wielu z nas ma problem z jego brakiem. Córki są równie odpowiedzialne, jak mama?

MS: Są niesamowite i nad wiek odpowiedzialne. Mądre i piękne. Staram się je wychowywać zgodnie z zasadą, którą sama wyniosłam z domu - mam do moich dzieci zaufanie, nie istnieje taki temat, na który nie mogłybyśmy porozmawiać, i wierzę, że nie ilość czasu spędzona z nimi jest ważna, ale jakość.

S: Mam takie przekonanie, że do Krystyny Jandy z jej temperamentem i żywiołowością nigdy nie będzie pasowało słowo "babcia".

MS: A jest babcią wspaniałą. Ma niezwykłą cechę - traktuje dzieci jak partnerów, bardzo szanuje ich odrębność. Tak, jak robiła to ze mną. Poza tym zawsze znajduje dla nich czas. Po roku ciężkiej pracy, zamiast wyjechać na wakacje i prawdziwie odpocząć, zabrała wnuki, synów i zorganizowała im wspaniały wypoczynek.

S: Wcześnie założyła pani rodzinę, podobnie jak rodzice. Pamiętam, jak mówiła pani: "Nie wiem, co by się musiało zdarzyć, by ta miłość się skończyła". I jest pani rozwódką. Ma pani poczucie, że powtarza ich błędy?

MS: Nie. Naszych historii nie da się porównać. Ale mam poczucie, że to moja życiowa porażka. Zazdroszczę ludziom, którzy przeżyli z sobą całe życie. I wydaje mi się, że największą wartością tych związków jest to, że byli na tyle mądrzy i silni, żeby przetrwać, pomimo przeciwności. Myślałam, że tak będzie z nami. Przeżyliśmy razem 12 lat, wspólnie dojrzewaliśmy i byliśmy szczęśliwi. Może okazaliśmy się za mało wytrwali... Staramy się jak najwięcej czasu spędzać wspólnie z dziećmi, by jak najmniej odczuły skutki naszego rozstania, ale wiem, że to i tak z czasem się na nich odbije. Nie mam złudzeń. I mam poczucie winy.

S: Powiedziała pani gdzieś, że obie z mamą jesteście bardzo emocjonalne, ale sporo was różni. Jako przykład wymieniła pani stosunek do miłości i mężczyzn.

MS: Opowiadałam wówczas o pracy nad "Trzema siostrami" w teatrze Polonia. Grałam Maszę. Mówiłam monolog o miłości do Wierszynina: ,Kocham, bo taki jest mój los". Zaczęłyśmy rozmawiać o tym zdaniu. Wydało jej się niezrozumiałe. Dla mamy było jasne, że jeżeli miłość jest niemożliwa do spełnienia, człowiek powinien się odkochać. Dla mnie to niepojęte.

S: Ja nawet nie umiem sobie wyobrazić racjonalności w miłości. Choć najwyraźniej jest możliwa. Mama musi być niezwykle silną osobą. Pani również?

MS: Nie. Wciąż wydaje mi się, że świat jest mądrzejszy ode mnie, że inni wiedzą lepiej...

S: Podziwiałam mamę, gdy po śmierci Edwarda Kłosińskiego nie schodziła ze sceny, potem był "Tatarak" Wajdy, w którym pokazała własne cierpienie. Na to trzeba wielkiej siły. Ale na ten czas przypadł i pani rozwód. Wspierałyście się nawzajem?

MS: To chyba oczywiste. Ale wspieranie się nie polega jedynie na wspólnym płakaniu, tylko na tym, by po prostu być.

S: Niebawem dyrektorowanie Teatrowi Polskiemu rozpocznie pani tata, Andrzej Seweryn. To niesamowity zbieg okoliczności, że właśnie teraz!

MS: Tak, to prawda. Cieszę się z tego, bo ojciec pozostanie w Polsce na dłużej. Będziemy mieli więcej czasu dla siebie, tak jak wtedy, gdy pracowaliśmy razem nad "Dowodem" w teatrze Polonia.

S: Zebrała pani świetne recenzje. Nie pozostaje pani nic innego, jak samej też coś wyreżyserować.

MS: Namawiają mnie do tego moi koledzy aktorzy. Być może kiedyś się na to odważę. Tylko czy ja to przeżyję? Zawsze na premierze szkoda mi reżysera, który już nic nie może zrobić, nie może przerwać, zmienić, pozostaje już tylko świadkiem spektaklu, oddaje swoją pracę w ręce aktorów, oświetleniowców, akustyków... To musi być straszny moment. Na razie wolę pozostać aktorką. Przede mną świetna rola żony w "Kozie, czyli kim jest Sylwia" Edwarda Albeego. Ponad rok niczego nowego nie zagrałam i już tęsknię za próbami, za tymi poszukiwaniami, analizami... pierwszym wejściem w sytuację na scenie, kiedy nic nie pasuje, niczego nie wiadomo... Cudny czas. Już niedługo, premiera we wrześniu.

S: Zbiegnie się z tą u ojca w Teatrze Polskim. On wraz z rodziną przeprowadza się do Polski na stałe? Rezygnuje z etatu w Comedie-Francaise?

MS: Na jakiś czas. We wrześniu tata otwiera sezon w Teatrze Polskim "Cydem". Czekam na ten spektakl.

S: Jakim dziadkiem jest Andrzej Seweryn? Z przejęciem opowiadał o tej swojej roli.

MS: (śmiech) Jest dziadkiem czułym. I zabawnym, bo gdy przybiera pozę dziadka, zachowuje się, jakby był dużo starszy. Bardzo to lubię.

S: Przed naszą rozmową natknęłam się na wywiad z panią, bodaj sprzed półtora roku, w którym prosiła pani: "Roku 2008, kończ się"! W jakim momencie życia jest pani teraz?

MS: W dobrym. Urodziło się nowe, piękne dziecko - Och-Teatr. Złapało pierwszy oddech i krzyknęło. Teraz nauczymy je mówić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji