Artykuły

Życia nie da się napisać

"Noc trybad" w reż. Krzysztofa Kulińskiego w PWST we Wrocławiu. Pisze Jarosław Klebaniuk w portalu g-punkt.pl.

Dramat Pera Olova Enquista w wykonaniu studentów wrocławskiej PWST pokazuje daremność prób odwrócenia zdarzeń, które miały miejsce poza naszą kontrolą. Nawet wielki dramaturg wydaje się nieudolny w układaniu scenariuszy własnych związków. Ludzi wokół siebie nie może po prostu poobsadzać w rolach tak, aby były grane specjalnie dla niego.

Młodzi aktorzy in spe zostali postawieni przed niezwykle trudnym zadaniem. "Noc trybad" to sztuka klasyczna - w tym sensie, że dramat toczy się między postaciami. Żadne zewnętrzne konteksty kulturowe, ideologiczne czy historyczne nie wysuwają się na pierwszy plan, a co za tym idzie nie pozwalają aktorom odpocząć w swoim cieniu. Jeśli coś nie zadzieje się między postaciami, to nie zadzieje się w ogóle. Popisy scenograficzne, choreograficzne, pantomimiczne, muzyczne czy multimedialne nie mają tu miejsca, a zatem nie zastępują relacji między ludźmi, dodajmy - relacji kształtowanych głównie przez dialogi. Współczesny teatr przyzwyczaił nas do eksperymentów formalnych i przerostów inscenizacyjnych, które często gubią istotne treści zawarte w tekście. Nic takiego nie miało miejsca w kameralnej sali 205 Teatru Polskiego we Wrocławiu, gdzie zagościło dyplomowe przedstawienie studentów IV roku PWST.

W oszczędnej, statycznej scenografii i w zasadzie przez cały czas w jednym planie aktorzy od początku do końca znajdują się w centrum uwagi. Cztery postacie grane są przez siódemkę aktorów. August Strindberg, jego żona Siri von Essen i jej kochanka Karolina Maria David mniej więcej od połowy przedstawienia uzyskują nowe twarze, sylwetki i nową dynamikę. Trudno do końca stwierdzić, czy wynika to z aktorskich umiejętności i temperamentów, czy z prowadzenia przez reżysera, ale są to jakby zupełnie inne postaci: bardziej wyraziste, żywsze emocjonalnie, głębiej doświadczające siebie nawzajem. W samym tekście trudno znaleźć jakiś punkt zwrotny, który uzasadniałby tego typu zmianę. Akcja toczy się w tym samym miejscu i czasie: podczas próby sztuki Strindberga, którą autor próbuje reżyserować, wyręczając w tej funkcji Viggo Schiwe - aktora o reżyserskich aspiracjach. Ta postać pomiatanego przez swego mistrza apologety pozostaje fizycznie niezmienna - gra ją od początku do końca ten sam aktor (Łukasz Kucharzewski). Pod koniec sztuki obaj Strindbergowie spotykają się, jeden przez drugiego opowiadając epilog wcześniej odgrywanych zdarzeń. To bardzo przekonująca scena: podwojenie mizoginicznego twórcy przy jednoczesnej marginalizacji kobiet (nie biorą w niej czynnego udziału) niesie ze sobą znaczenie wykraczające poza samą relację o dalszych losach bohaterów.

Enquist nie jest ani wytrawnym stylistą, co dało się zauważyć w bardzo miernej formalnie "Opowieści o Blanche i Marie", cztery lata temu udostępnionej polskiemu czytelnikowi. Również "Noc Trybad" nie obfituje w oryginalnie uplecione dialogi czy transgresyjne rozwiązania językowe. Siła szwedzkiego pisarza tkwi w umiejętności znalezienia takiej historii, która opowiedziana broni się sama pomimo literackiej przeciętności. W obu przywołanych utworach wspólnym, pozornie sensacyjnym motywem jest partnerska relacja dwóch kobiet: w powieści - Marii Skłodowskiej-Curie i Blanche Wittman (kobiety, która z wcześniej z miłości do Jeana-Martina Charcota została jego pokazową histeryczką), w dramacie - Siri i Karoliny. W obu przypadkach całkowite oddanie jednej z nich kończy się wprawdzie cierpieniem i śmiercią, ale Enquist stara się unikać moralizowania, ograniczając się do ukazania bliskiego związku kobiet, którego tłem było rozczarowanie małżeństwem jednej z nich. W powieści lesbijski charakter związku nie jest jednak oczywisty, a i w sztuce wątek erotyczny nie jest pierwszoplanowy. Autor uniknął sensacyjności, skupiając się na więzi emocjonalnej i nie eksploatując seksualności , jak to nakazuje współczesna moda - dziedzictwo dramatu brutalistycznego (elitarnego) w dziwacznej symbiozie z poszukiwaniem taniej sensacji (plebejskiej). Zachował więc właściwe proporcje dramaturgiczne między ciałem a duchem, dając pierwszeństwo temu drugiemu.

Akcja sztuki toczy się w trakcie próby do przedstawienia najnowszego dramatu Strindberga. Jak się okazuje został on napisany w oparciu o osobiste doświadczenia. Pisarz próbuje w nim dopisać pożądane przez siebie zakończenie do traumatycznych dla niego wydarzeń. Żona zdradziła go z emancypantką-lesbijką, goszczącą w ich domu. Znalazła w jej ramionach ciepło i akceptację, której brakowało jej u męża. Strindberg pisze dalszy ciąg tej historii tak, aby znów znaleźć się w centrum wydarzeń. Skruszona żona ma ponownie ubiegać się o jego względy, mówiąc o nim z szacunkiem i czułością. Autor nieopacznie powierza rolę żony z dramatu własnej żonie, a ta nie bardzo ma ochotę zagrać ją zgodnie ze wskazówkami, sprzeciwiając się nieautentycznemu przesłaniu pochlebnej dla męża interpretacji. Rozpoczynane co chwila kawałki próby przekształcają się więc w wyrażanie osobistego żalu i wzajemne pretensje w trójkącie: mąż - żona - kochanka żony. "Serwilistyczny" reżyser Viggo Schiwe, przez większość czasu zdominowany i poniżany przez Strindberga, wprowadza elementy groteskowe do akcji. Takiż charakter ma też fragment, w którym dramatopisarz relacjonuje pomiar i wymiary swojego anatomicznego szczegółu, wyśmiewanego publicznie przez żonę, gdy ta się upijała. W tej scenie, ale także w wielu innych dał o sobie znać mizoginizm Strindberga. Ta deprecjonująca go cecha, wypominana mu - obok epizodu szaleństwa, którego echa znaleźć można między innymi w "Inferno" - przez niechętnych krytyków i biografów, daje się wyczytać choćby w najbardziej znanych jego dramatach: "Ojcu" i "Pannie Julii". Niechęć do kobiet przypisywana jest szwedzkiemu pisarzowi także przez Enquista. Agresywne zachowania wobec kochanki żony, a także złe traktowanie samej Siri na tle chamskiego postępowania z Viggo nie wyglądają wcale najgorzej. Sfrustrowany, arogancki i nieprzyjemny dla otoczenia artysta zdaje się mieć jednak pretensje do świata w ogóle, a nie tylko do kobiet.

Motyw sztuki w sztuce nie jest niczym nowym, ale w "Nocy trybad" jego uruchomienie pozwoliło zwrócić uwagę na bezsilność wielkiego artysty wobec problemów we własnych związkach. Rzeczywisty Strindberg rozwiódł się z pierwszą żoną, a jego kolejne małżeństwo trwało bardzo krótko. Jego egocentryzm i trudny charakter nie ułatwiały budowania trwałych relacji. Napięcie i konflikt między nim a kobietami budowało też inscenizację PWST. Pewien kłopot z głębokością wejścia w role stwarzał młody wiek aktorów. Łatwiej jest grać starzejących się ludzi, gdy samemu ma się bagaż doświadczeń właściwych dla wieku rozczarowań i klęsk. Trudno jest też uwiarygodnić początkującym aktorom postacie rozczarowanych życiem, mających do siebie pretensje ludzi teatru, gdy samemu wygląda się na tryskających optymizmem, gardzących teatralną charakteryzacją i kostiumami młodych adeptów Melpomeny. Chwilami brakowało więc sztuce realizmu i napięcia, tak istotnego, gdy podstawowymi środkami wyrazu są wygląd i dialog. Trzeba jednak przyznać, że przynajmniej był to uczciwy teatr, bez sztuczek i maskowania merytorycznej pustki za pomocą technicznych wybiegów. Obok bardziej uniwersalnych refleksji nad nieuchronnością konfliktów i siłą motywów hubrystycznych, dał też pretekst do wspomnienia o jednym z najwybitniejszych i najbardziej kontrowersyjnych ludzi teatru. To dużo, jak na dyplomowe przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji