Artykuły

Wesele 2000

Krakowskie i warszawskie gwiazdy spotkały się na scenie, by przywołać wydarzenia, które przed stu laty zainspirowały Stanisława Wyspiańskiego do stawiania bolesnych pytań o Polskę i polskość. "Wesele" w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego zgromadziło w styczniowy wieczór artystyczno-polityczno-towarzyską śmietankę. Nie zabrakło nawet premiera przysłuchującego się słowom: "Cóz tam, panie, w polityce"?

Grzegorzewski, znany z eksperymentów, tym razem podszedł do tekstu z nabożnym pietyzmem, wystawiając dramat niemal bez skreśleń. Reżyser sięgał po "Wesele" już dwa razy: w 1969 roku w Teatrze im. Jaracza w Łodzi i w 1977 roku w Starym Teatrze w Krakowie. Jego przedstawienia zawsze bulwersowały krytykę i widzów, zyskiwały albo gorących zwolenników, albo zdeklarowanych wrogów.

Bohaterowie tej inscenizacji to nie kukiełki z narodowej szopki, lecz ludzie, którzy mówią o nas. Groteskowe przerysowanie postaci adresowane jest do współczesnej wrażliwości. Wystarczy popatrzeć na Rachelę w interpretacji Doroty Segdy. Jej liryczna poza przełamana jest autoironią. Rachela, która pali cygara i kuleje, a w momentach uniesienia jakby zapomina o swoim kalectwie - to uosobienie poezji, w której jest nie tylko piękno słów, lecz cierpienie i ból.

Niemal każde wejście Radczyni (Anna Chodakowska) wywołuje śmiech, ale tej intrygującej postaci daleko do poczciwości oryginału. Dziennikarz (Adam Ferency), Poeta (Zbigniew Zamachowski), Pan Młody (Wojciech Malajkat) i Gospodarz (Mariusz Benoit) to zagubieni inteligenci, którzy wylewają z siebie - momentami wręcz bełkotliwie - potoki słów bez wiary w ich sens i sprawczą moc. Na tym tle wyraziście rysują się chłopi, zwłaszcza świetny Czepiec grany przez Jerzego Trelę. Reprezentują oni żywioł, wobec którego inteligenci pozostają bezradni.

W tym "Weselu" rachunek narodowych wad prowadzony jest bez zapału i wiary w konieczność stawiania podobnych diagnoz. Bardziej przejmujące staje się uświadomienie nieprzystawalności dwóch światów. I rozpaczliwa bezwolność ludzi, którą w ostatnim akcie obrazuje błąkająca się tępo za Gospodarzem gromada weselników. Goście weselni - pokazani jako zbita w kupę, pozbawiona indywidualności, podrygująca w rytm muzyki ludzka masa - wtaczają się na scenę wielokrotnie, by w finale zniknąć, pozostawiając na placu boju samotnego Chochoła.

"Można by podejrzewać, iż Wyspiański, biorąc pióro do ręki, zamierzał napisać złośliwy pamflecik na swoich znajomych; w trakcie pisania geniusz poezji porwał go za włosy i ściany bronowickiego dworku rozszerzyły się - niby Soplicowo - w symbol współczesnej Polski" - pisał Boy w "Plotce o Weselu". Jerzy Grzegorzewski, który dwa razy dość bezceremonialnie potraktował "Wesele", tym razem zapragnął nas przekonać, że zachowując wierność słowu poety, nadal można mówić o współczesności. I z pewnością - jak zwykle - podzieli publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji