Artykuły

Poniosło mnie życie

Z wykształcenia jest magistrem WF, dziennikarzem i reżyserem. Na studiach w Poznaniu poznał Zenona Laskowika.Wkrótce powstał TEY Od 1977 r. razem zaczęli robić programy dla telewizji. Dziś KRZYSZTOF JAŚLAR reżyseruje spektakle teatralne, imprezy estradowe, festiwale i benefisy.

Z wykształcenia jest magistrem WF, dziennikarzem i reżyserem. Na studiach w Poznaniu poznał Zenona Laskowika, który kierował kabaretem Klops. Wkrótce powstał TEY - związał się z nim na cztery lata. Pracował w redakcji rozrywki poznańskiego ośrodka TVP. Chciał zostać dziennikarzem sportowym, ale to kabaret był jego przeznaczeniem.

Rozmawiamy po koncercie w Filharmonii Poznańskiej, organizowanym z okazji 200. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina. - Chopin to taki kompozytor. Ojciec dyrektor Filharmonii Poznańskiej Wojciech Nentwig zamówił u czterech autorów miniatury teatralne - z jednym tylko ograniczeniem, że mają dotyczyć Chopina. Do tego przedsięwzięcia zaprosił Tadeusza Bradeckiego, Cezarego Harasimowicza, Krzysztofa Zanussiego i mnie. I każdy z nas popełnił po jednej jednoaktówce. Te cztery miniatury stanowiły wieczór "Fantazje na cztery ręce".

Przed nim premiera recitalu Zbigniewa Zamachowskiego w stołecznym Teatrze Syrena z gościnnym udziałem Wojciecha Malajkata i grupy MoCarta. Ma tytuł "Zamach na MoCarta, czyli jeżeli śpiewać, to nie indywidualnie". Jest reżyserem i autorem scenariusza.

Urodził się na Śląsku, w Bytomiu. Po maturze wyjechał do Poznania, żeby studiować w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego. Dlaczego wybrał Poznań i tę uczelnię?

- W liceum wziąłem do ręki informator dla maturzystów. I kartkowałem, kartkowałem, aż dojechałem do litery "w", no i wyszło na wychowanie fizyczne. Mama chciała, żebym poszedł na medycynę, a tata, bym studiował polonistykę. W Poznaniu miałem stryja i kuzynostwo, dożywiali mnie, a jeść się chciało, zwłaszcza po sporej porcji ruchu.

Prowadził bardzo bogate życie studenckie, wolne od dyskotek. - Byliśmy jeszcze przed tym wynalazkiem. Spotykaliśmy się w klubach z żywą muzyką, gdzie co trzy kawałki była przerwa. I wtedy można było się porozumieć i pogadać. Gdyby Mickiewicz żył w epoce dyskotek, toby nie powstały Towarzystwa Filomatów i Filaretów, boby siebie nie słyszeli. Uczestniczyłem też w zajęciach kółka teatralnego, uczelnianego chóru, zespołu tanecznego. I w końcu wypatrzył mnie, podczas nieoficjalnego spotkania w radiowęźle, jego kierownik Zenon Laskowik. Porozumieliśmy się za pomocą śpiewu

pod wpływem wina marki wino. Dzięki temu dołączyłem do kabaretu Klops.

To było na II roku studiów i od tej pory zaczęła się ich współpraca. Jeździli na przeglądy piosenki studenckiej, jeden nawet wygrali - Kiermasz Piosenki Studenckiej w Klubie Medyka w Warszawie w 1969 roku. Stali się ulubieńcami uczelni, a potem całego środowiska studenckiego w Poznaniu.

Na zawodowstwo przeszedł w 1971 roku za sprawą Zbigniewa Napierały, szefa Poznańskiej Estrady, który powierzył im salkę przy ul. Masztalerskiej. I tam, po wielu próbach w Teatrze Wielkim w Podwórzu, bo tak go nazywali, we wrześniu 1971 roku narodził się kabaret TEY. Przygotowania trwały rok. Nazwa kabaretu to znane poznańskie powiedzenie, oznaczające po prostu "ty". W pierwszym programie wspomagali ich zawodowi aktorzy: Jadwiga Żywczak, Tadeusz Wojtych, Marian Pogasz i Józef Zuzu-Zembrzuski. Aż trudno uwierzyć, ale twórcom TEY-a nie zawsze udawało się zgromadzić w niedużej salce komplet widzów. Prestiż i sławę przyniosła kabaretowi Złota Szpilka, przyznana w 1973 r. nagroda w turnieju kabaretów na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, którą TEY wywalczył, pokonując Salon Niezależnych, Pod Egidą i Elitę. To wyróżnienie na długo zapewniło im nadkomplety publiczności, ale także kłopoty z cenzurą.

- Trzy sezony, trzy premiery, po czym dostałem czerwoną kartkę i musiałem pauzować. Był zapis cenzury na nazwisko. Zabraniali publikować gdziekolwiek, cokolwiek mojego. To była kara za tekst "Quo vadis, Pierunie", który aluzyjnie nawiązywał do tow. Edwarda Gierka. Decyzja w mojej sprawie zapadła na najwyższym szczeblu w KC Takimi pierdołami się zajmowali! Dowiedziałem się o tym dopiero po roku z wydanej na emigracji "Czarnej księgi cenzury PRL', publikującej zapiski cenzora, który nawiał z notatkami. Znalazłem swoje nazwisko w bardzo przyzwoitym towarzystwie, bo mój zapis zbiegł się z listem protestacyjnym przeciwko wpisaniu do konstytucji miłości do Związku Radzieckiego. Ale efekt był taki, że wokół mnie zrobiło się pusto - gdziekolwiek pukałem, drzwi były zamknięte.

Był to dla niego trudny okres. Kiedy dyr. Napierała przeszedł do TVP na szefa poznańskiego ośrodka, zaczął tam pracować pod pseudonimem. Nawet programy telewizyjne z Zenkiem podpisywali jako "Koledzy z Poznania", "S Tyłu Sklepu" też - Byłem redaktorem programów w redakcji rozrywki, miałem etat, kartki na cukier. Co jakiś czas sprawdzaliśmy, czy ten zapis jeszcze działa, czy już nie. W 1979 roku wróciłem do własnego nazwiska.

Dalej pracował w telewizji w Poznaniu. Z TEY-em prezentował po Polsce "Szlaban". W 1981 roku reżyserował opolski kabareton "Proces Krajowy", który prowadził duet Laskowik-Smoleń. Stan wojenny to przerwa w działalności telewizyjnej i estradowej.

Dopiero w 1984 roku przygotował ze znanymi piosenkarzami i aktorami kabaretowymi w poznańskiej Arenie widowisko "Dziecko potrafi". Potem był kabareton "Ostry dyżur" na festiwalu w Opolu ze słynnym monologiem Bohdana Smolenia "A tam cicho być". W1984 roku napisał komedię antyczną "Paranonia". Był to spektakl przygotowany dla Bohdana Smolenia i poznańskiej sceny "Na piętrze". - Niestety, po jednym wystawieniu spektakl został zdjęty. Wersja dla niesłyszących była taka, że przepalił się transformator. Po dwóch latach wystawiliśmy "Paranonię" pod innym tytułem - " Wykopaliska" - i zagraliśmy blisko pięćset razy w wynajętych teatrach w całej Polsce.

Od 1986 roku nie pracował już w poznańskiej telewizji, miał kłopoty ze zdrowiem. - Skorzystał z tego nowy dyrektor ośrodka TVP i zostałem zwolniony.

Przygotował kolejny spektakl kabaretowy. Niestety, "Chirurgia zakaźna"

została również zakwestionowana przez cenzurę, która uznała, że rekwizyty zagrażały sojuszom socjalistycznej ojczyzny. - Żeby było jasne, to obracaliśmy się wokół rekwizytów medycznych, szpitalnych. To musiał być dziwny sojusz, skoro zagrażały mu strzykawka i czepek pielęgniarski. Przez dwa lata podróżował po kraju z widowiskiem kabaretowym "Przestrojenie" z Januszem Rewiń-skim, Andrzejem Zaorskim, Bohdanem Smoleniem, Krzysztofem Daukszewiczem i big-bandem Zbigniewa Górnego.

W 1988 roku na krótko przed obradami Okrągłego Stołu został zaproszony do USA przez polonijnego menedżera Krzysztofa Zakretę. - Chciał, żebyśmy z TEY-em przyjechali do Polonii amerykańskiej i kanadyjskiej. Tłumaczyłem, że tego kabaretu już nie ma, ale nalegał, żeby go reaktywować. I tak się stało. Polecieliśmy za ocean z Zenonem Laskowikiem, Januszem Rewińskim, Rudim Szuberthem, Bohdanem Smoleniem, Olkiem Gołębiowskim i grupą muzyków. Przygotowali specjalny program, a były to przeboje kabaretu TEY i nowe skecze i piosenki. - Co ciekawe, w niektórych kwestiach nawiązywaliśmy do Okrągłego Stołu... Na wiele miesięcy przed jego faktycznym zaistnieniem. Niektóre nasze "proroctwa" się spełniły.

Potem podobną turę odbyli po Wielkiej Brytanii, gdzie występowali dla tamtejszej Polonii. Już w nowej Polsce, w 1990 roku, próbowali reaktywować TEY-a, ale nie wyszło. - Nie byliśmy w stanie rozstrzygnąć w tym gronie, czy to jest zawód, czy powołanie, więc każdy poszedł w swoją stronę. Ja otrzymałem propozycję z Teatru Kwadrat w Warszawie na napisanie scenariusza do spektaklu "Z batutą i Kwadratem". Potem pojawiła się oferta objęcia funkcji zastępcy kierownika redakcji Publicystyki Kulturalnej i Widowisk Artystycznych Programu 1 TVP. Przez dwa lata chodziłem w garniturze. Był to okres prezesury Janusza Zaorskiego. Spędzałem dwanaście godzin za biurkiem i zajmowałem się sprawdzaniem zgodności tego, co na ekranie, z tym, co na rachunku. Stresująca i odpowiedzialna robota. Czasem kłaniał się Gogol i jego "Martwe dusze ".

Przygotowywał potem Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. - Po raz pierwszy wysłaliśmy naszą reprezentantkę, bez wstępnych eliminacji, na Festiwal Eurowizji. Padło na bardzo młodą, obiecującą piosenkarkę Teatru Buffo Edytę Górniak.

Odszedł z TVP, gdy dyrektorem Jedynki został Maciej Pawlicki. - Ta rezygnacja nie była dla mnie trudna, zawsze byłem wolnym strzelcem. Byłem jurorem Festiwalu Piosenki Dziecięcej w Koninie i wymyśliłem ze Zbigniewem Górnym, przy szklaneczce whisky, Galę Piosenki Biesiadnej, która stała się wielkim przebojem.

Zwykle w czerwcu pracował przy festiwalu w Opolu, przygotowywał kabaretony, koncerty premier, debiuty, Mikrofon i Ekran. Dużo reżyserował, w 2000 roku dla TVP 1 festiwal w Sopocie, ponad 200 audycji "Jaka to melodia", programy muzyczne z orkiestrą Zbigniewa Górnego, Mazurską Noc Kabaretową, festiwale country i cykl programów "Kraj się śmieje".

Egzamin na reżysera estradowego zdał eksternistycznie u profesora Bardiniego.

- To były egzaminy organizowane dla artystów, którzy nie mieli formalnie papieru, a wykonywali ten zawód.

W pierwszym etapie trzeba było przedstawić własny spektakl, w drugim była to rozmowa kwalifikacyjna z Wysoką Komisją, powołaną przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. To był szalenie trudny egzamin (śmieje się).

- Profesor Bardini zapytał, czy znam Smolenia. Odparłem, że tak. A czy pan wie, że zdawał u mnie egzamin na aktora estradowego? - Tak, wiem.

- A wie pan, jakie zadałem mu pytanie? Nie? - No to niech pan się dowie. Podczas najbliższego spotkania pytam Bogusia: - Pamiętasz, jakie pytanie zadał ci podczas egzaminu prof. Bardini? - Pamiętam, brzmiało tak: - Panie Bohdanie, czy może pan mi powiedzieć, ile osób czeka na swoją kolej? - Trzydzieści parę, panie profesorze - odpowiedział Smoleń. - To jakbym panu nie przyznał uprawnień, to co musiałbym zrobić z nimi?

Współpracę z TVP zakończył w 2006 roku, gdy szefem telewizyjnej Dwójki był Wojciech Pawlak, który nie zamierzał przedłużać cyklu kabaretowego "Kraj się śmieje". A on nie nalegał. Rozpoczął współpracę ze stołecznym Teatrem Syrena. Przygotował wieczór jubileuszowy z okazji 60-lecia teatru "Powróćmy jak za dawnych lat", oparty na tekstach pierwszego dyrektora Syreny Jerzego Jurandota. Gdy dyrektorem został Wojciech Malajkat, umówili się na recital Zbigniewa Zamachowskiego i Grupy MoCarta. Opiekuje się medialnie tą grupą.

- To jest również i moje dziecko i według reguły, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą, wspieram ich, jak mogę.

Pracy i planów mu nie brakuje. Najbliższe, to muzyczny spektakl na małej scenie Teatru ROMA "Zdobyć, utrzymać, porzucić - śpiewane plotki na tercet żeński i głos rozsądku" dla trzech aktorek: Katarzyny Zielińskiej, Olgi Bończak i Katarzyny Żak oraz benefis prof. Stefana Stuligrosza.

Dlaczego nie napisał dotąd scenariusza serialu telewizyjnego?

- To inna branża. Dałem się ponieść nurtowi, temu, co mi oferowano. A takiej propozycji nie było. Poniosło mnie życie. Praca reżysera jest łatwiejsza niż scenarzysty, w której na efekt czeka się dość długo. A żyć i płacić rachunki trzeba dziś. Ale jakby co, to jestem do dyspozycji...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji