Ryszard albo walka płci
Szekspirowski Ryszard III to nie Makbet, który może uchodzić za ofiarę fatum. Wprawdzie to Makbet jest zabójcą, ale na decyzję o zbrodni wpływają czarownice i żądna władzy żona. Całe jego późniejsze życie jest konsekwencją jednego czynu podjętego w chwili zaślepienia mirażem potęgi. Rzecz inna z Ryszardem. Kiedy pojawia się na scenie, przedstawia swój bezwzględny plan podporządkowania sobie świata.
Zmierza do tego celu konsekwentnie, badając z pewnym rozbawieniem granice dopuszczalnego występku. Wydaje się, że nie ma on swego kresu. Dopiero ostatnia noc przed decydującą bitwą z siłami buntowników pod wodzą Richmonda przynosi lęk. Nękają Ryszarda wówczas wyrzuty sumienia uosobione w defiladzie duchów pomordowanych krewnych i przeciwników, zagradzających drogę do władzy. Tej sceny nie ma w "Ryszardzie III" Macieja Prusa, dla którego tragedia Szekspira jest opowieścią o człowieku opętanym przez demona niszczenia. Demonem tym jest tutaj morderca do wynajęcia, u Szekspira figura podrzędna, narzędzie, u Prusa najwyraźniej diabeł-kusiciel. To jest Ryszard Faustem podszyty.
Inny był Ryszard Jacka Woszczerowicza. Ten pamiętny spektakl, dzieło życia wielkiego aktora, który objął nie tylko główną rolę, ale także opracował tekst i całość reżyserował, był przedstawieniem o polityce. Może dość szczególnej (dziś modnie byłoby powiedzieć: totalitarnej), bo uprawianej przy znacznym udziale zbrodniczej przemocy, ale z zachowaniem wszystkich atrybutów gry politycznej. Było więc tu miejsce i na negocjacje, i na przekupstwo, ( na zastraszanie, i na kabotyńskie udawanie baranka w wilczej skórze. I na prowokacje, i na łamanie obietnic... Jednym słowem cały katalog politycznych chwytów, matactw, kłamstw, obietnic, oskarżeń. Polityka wyglądała w tej interpretacji dosyć odpychająco, a uprawiający ją Ryszard Woszczerowicz odsłaniał z posuniętą do ostatnich granic szczerością kulisy sztuki panowania. Wspomagała tę koncepcję scenografią Wojciecha Siecińskiego: trzy opadające na całą szerokość sceny czarne kraty.
Interpretacja Woszczerowicza, powołanie do życia na scenie kreatury świadomej czynionego zła - trochę też jako rodzaj psychicznej rekompensaty za fizyczną ułomność, nie naruszała jednak tragizmu dzieła Szekspira ani jego specyficznego smaku. Toteż zachował w swoim przedstawieniu sceny humorystyczne, a także jaskrawe np. wspaniały monolog nad uciętą głową Hastingsa, rozpoczynający się od słów: Tak go kochałem, dzisiaj płakać muszę...).
Czy "Hamlet" bez ducha ojca byłby jeszcze "Hamletem"? W przedstawieniu Prusa niewiele pozostało z Szekspira poza Ryszardem i paradą odartych ze znaczenia królowych. Nie ma dworu. Nie ma duchów. Nie ma mieszczaństwa. Nie ma bratanków. Wszystkich ich ma zastąpić morderca-kusiciel. Rzecz jednak w tym, że to nie los kusi Ryszarda, ale Ryszard wyzywa na pojedynek los. Tymczasem w przedstawieniu Prusa Ryszard staje się ofiarą zamysłów sił nienazwanych. Jan Englert próbuje mimo to (z sukcesem) nadać Ryszardowi format Don Juana. Szczególne miejsce w przedstawieniu przypada scenom kuszenia kobiet - lady Anny (Marzena Trybała) i Elżbiety, królowej wdowy (Halina Łabonarska). To prawdziwe, godne jego siły niszczycielskiej przeciwniczki. Czyżby więc walka o władzę była walką płci? Kto wie...