Artykuły

Warszawskie zaułki

Stolica nie jest, niestety, pięknym miastem. Mało tu czarujących zakątków i posiadających oryginalną atmosferę uliczek. Oczywiście zdarzają się jeszcze gdzieniegdzie piękne domy ze starymi podwórkami (na Pradze) albo kamienice z podwójnymi schodami, eleganckimi frontowymi i zwykłymi, skromnymi kuchennymi, np. przy ul. Koszykowej. Ale wszystko to są trudne do odnalezienia rodzynki, o których nie piszą w żadnym przewodniku. Sama substancja miasta jest wypełniona zabudową w sposób dosyć przypadkowy i niechlujny.

Czy w Warszawie jest np. choć jeden z prawdziwego zdarzenia zaułek rozpustnych uciech? Oczywiście mamy natłok agencji towarzyskich, ale one nie oddziałują na charakter miasta, co najwyżej ich reklamowe ulotki wypełniają miejsca na szybach zaparkowanych samochodów. Kiedyś w centrum głośny był tzw. pigalak u zbiegu ulic Wspólnej i Poznańskiej, ale w porównaniu ze słynnym paryskim Saint Denis to czysta rozpacz.

Dobrze więc, iż braki takiej szczególnej warszawskiej infrastruktury miejskiej stara się jakoś zapełnić teatralny wizjoner Jerzy Grzegorzewski. Reżyser i twórca spektaklu "Duszyczka" znalazł nawet całkiem nowe, do tej pory ukryte dla oczu miejsce do zaprezentowania swojego pomysłu. W podziemnym tunelu do przetaczania dekoracji pod ulicą Wierzbową zaaranżował uliczkę podejrzanych spelunek i burdelików rodem z Wenecji czy Rzymu, gdyż Grzegorzewski jest miłośnikiem kultury śródziemnomorskiej. Ewokacje tego artysty nie są, niestety, nastawione na masową publiczność - widownia na "Duszyczce" obliczona jest zaledwie na 50 osób.

Bardziej liczną publiczność zgromadził już rzeźbiarz Igor Mitoraj przybyły do nas z Paryża i Mediolanu (znów kultura śródziemnomorska), bo mieszka na zmianę tu i tam. Ponoć jest najlepiej zarabiającym polskim plastykiem, a jego szczególna pozycja artystyczna wynika zapewne z ogromu wykonywanych rzeźb. Kolekcja wielkich figur Mitoraja najpierw odwiedziła Kraków, a teraz wypełniła w kilku miejscach plac Zamkowy. Przechodnie zatrzymują się przed kolosami, podziwiają, krytykują, bo z poziomu bruku widać zaledwie nogi i organa płciowe posągów. Golizna rzeźb, nawiązujących wyraźnie do antyku, nie wzbudziła jednak jak dotąd większych kontrowersji, choć prasa wyraźnie na to liczyła.

Grupy spieszące na spotkanie z Mitorajem są jednak niczym w porównaniu z tłumami warszawiaków, którzy całymi rodzinami przychodzili 52 lata temu oglądać Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową, dzieło Józefa Sigalina. Podziwiano wtedy socrealistyczną architekturę, nawet koszmarne płaskorzeźby na fasadzie, nie dostrzegano natomiast sprytnego zamysłu twórcy, który postanowił zasłonić nowymi budynkami kościół na pl. Zbawiciela. Chodziło o to, by maszerujące Marszałkowską pochody pierwszomajowe nie czuły zgubnego wpływu religii. Dziś jest może już ostatni moment, aby zobaczyć na własne oczy uboczny efekt pracy Sigalina - czekający na rozbiórkę budynek na tyłach MDM, stykający się niemalże szybami okien z pionową ścianą, gdzie pierwotnie przebiegała szeroka ulica Marszałkowska. Metodę Sigalina, aby nowymi budynkami zasłaniać okna w dotychczasowych, stosowano w Warszawie częściej. Ostatnio zrobił tak projektant przezywanego kabiną prysznicową Reform Plaża, ponoć najbrzydszego wieżowca, który zasłonił okna dawnej siedziby "Expressu Wieczornego" przy Alejach Jerozolimskich.

Szkoda, że w Warszawie jest tyle brzydoty, dobrze, że przynajmniej mamy jeszcze co oglądać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji