Artykuły

Miłosny sen

Bardzo łatwo odrzucić przedstawienie, okrzyknąć je skandalem, to przecież najprostsza reakcja. Taki spektakl staje się, w pewnym sensie, nieweryfikowalny na poziomie tekstu czy formy, ponieważ nieustannie jest odczytywany przez umowną skandaliczną nagą pupę - polemika Anity Szurek po "Śnie ncy letniej" we wrocławskim Teatrze Polskim.

Emocje wokół "Snu nocy letniej" Moniki Pęcikiewicz nie słabną i są porównywalne do tych, które prawie dziewięć lat temu wzbudzało zupełnie inne przedstawienie, a mianowicie "Oczyszczeni" Krzysztofa Warlikowskiego. Wypowiadane na jego temat opinie, podobnie zresztą jak w przypadku spektaklu Pęcikiewicz, były skrajnie różne zarówno wśród krytyków jak i widzów. Pojawiły się zarzuty o epatowanie przemocą, brutalnością, o eskalację ekshibicjonizmu i odartą z intymności erotykę. U Warlikowskiego szczególne kontrowersje wywołało nagie ciało. Ludzkie, kobiece i męskie - naznaczone od razu stygmatem obnażenia nie miało możliwości udowodnienia, że jest kruche, młode, stare, smukłe, pomarszczone, gwałcone, bite, obolałe, że jego nagość nie jest dowodem ekshibicjonizmu teatralnego, ale pewnego rodzaju znakiem, który dają twórcy przedstawienia.

Pęcikiewicz rozbiera aktorów jedynie do bielizny (oprócz jednej odsłony), ale pokazuje jak trudno uczynić taki znak we wstępie "Snu nocy letniej" - nazwanej przez niektórych krytyków - castingiem. Aktorów obserwujemy na zawieszonym z tyłu sceny ekranie. Zamknięci w jednym pomieszczeniu, ubrani w swetry, spodnie, zawstydzeni, trochę zdenerwowani niezdarnie przytulają się do siebie i wcale nie mają ochoty zdejmować ubrań na życzenie kolegi z zespołu w roli reżysera - Oberona (Adam Cywka). Pytają, dociekają, kłócą się z nim. Uzmysławiają nam, że nie jest łatwo zagrać czułość, oddać namiętny pocałunek, zbliżyć się do drugiego człowieka i zaufać mu. Ukazana w prologu różnorodność ludzkich zachowań od wstydu, lęku, po otwartość i bezpretensjonalność jest istotna dla pozostałych scen sztuki. Prowadzi bowiem do rozważań na temat różnorodności zachowań seksualnych - jako dzieła kultury czy może jednak natury. Aktorka, która wstydziła się rozebrać gra femme fatale z pejczem w dłoni, anioł może zamienić się w demona, i niekoniecznie jest tak, że człowiek wolny zakochuje się, a zajęty zdradza. Wreszcie miłość, jak i natura objawia podwójne oblicze, radosne i trwożne. Właśnie o tym jest to przedstawienie.

W "Śnie nocy letniej" związki Hipolity (Marta Zięba) i Tezeusza ( Michał Chorosiński), Hermii (Anna Ilczuk) i Lizandra (Marcin Czarnik) oraz Heleny (Dagmara Mrowiec) i Demetriusza (Mirosław Haniszewski) są odzwierciedleniem tych, w których się znajdujemy i jednocześnie, które chcemy zakończyć, jak również tymi z najskrytszych marzeń, z naszych snów. Miłość miesza się z pogardą, silna jak narkotyk namiętność zabija godność, poniżenie zastępuje czułość. Niebezpieczne związki, obroża i pejcz, kalejdoskop damsko-męskich ciał tworzących figury seksualne powodują, że "Sen nocy letniej" zostaje odczytany jako mroczna wypowiedź o okrucieństwie, zniewoleniu i pożądaniu. To część świata, w którym żyjemy, może on przywieść do załamania lub do szaleństwa. Monika Pęcikiewicz nie daje złudnych nadziei, że jest inaczej, ale dokonuje czegoś znacznie głębszego, tworząc rodzaj psychodramy. Można wziąć w niej udział i rozmawiać na temat poczucia winy, wstydu oraz władzy w relacji kobieta - mężczyzna albo się wycofać w błogim poczuciu, że nas to nie dotyczy, wówczas ten teatr pozostanie obcy i niezrozumiały.

Reżyserka wykorzystując urządzenia multimedialne oraz kreując dla bohaterów spektaklu przestrzeń, gdzie nie ma lasu ateńskiego, jest natomiast plan filmowy, wymaga zdolności do odbierania i analizy różnych bodźców i reagowania na nie. Nie oglądamy teatru statycznego, który w tym wypadku funkcjonowałby w jakimś niefortunnym przeciwstawieniu czy zaprzeczeniu dla wszelkich związków i zależności zarówno między ludźmi jaki i abstraktami miłości oraz piękna.

Miarowy ruch, zwrot, obrót - aktorzy zmieniają się rytmicznie w celu zajęcia najdogodniejszej pozycji seksualnej - w przedstawieniu tylko z pozoru uczuciowe więzi zastępują wspólne manewry damsko-męskich ciał. Wykonywane wielokrotnie w życiu nie dlatego, że nie kochamy, ale dlatego, że się boimy. Lęk ogarnia nas przed miłością dozgonną i spełnioną jak również przed tą, która jest grzeszna czy cielesna. W poszukiwaniu idealnego uczucia niszczymy istniejące albo udajemy, że nie pragniemy go, pozostając w toksycznym związku.

Monika Pęcikiewicz i dramaturg Bartosz Frąckowiak w swojej interpretacji tekstu Szekspira skupiają się bardziej na opowieści o ludziach i ich emocjach niż na śledzeniu dziejów bohaterów utworu. Tylko w ten sposób można dostrzec ważność pojedynczego losu. Przez autorów spektaklu z taką niezwykłą uwagą została potraktowana Tytania (Ewa Skibińska). Odrzucona przez młodszego kochanka (Podszewka - Adam Szczyszczaj) przytulona do kanapy, samotnie przeżywa orgazm - uczucie rokoszy zamienia się w upokorzenie. Oczy błyszczą jej dziko, ma potargane włosy i zdeformowane ciało starzejącej się kobiety, ale wciąż jest piękna. Zostaje skonfrontowana z młodzieńczymi, zgrabnymi, giętkimi ciałami nie po to, by wywoływać szok tym wyrafinowanym oszpeceniem, lecz dlatego, ponieważ ma prawo do swojej z pozoru nieatrakcyjnej cielesności. W równym stopniu jak do miłości i pożądania.

Bardzo łatwo odrzucić przedstawienie, okrzyknąć je skandalem, to przecież najprostsza reakcja. Taki spektakl staje się, w pewnym sensie, nieweryfikowalny na poziomie tekstu czy formy, ponieważ nieustannie jest odczytywany przez umowną skandaliczną nagą pupę.

W sztuce Moniki Pęcikiewicz nota bene jedną. A dla zatroskanych o Williama Szekspira on sam: "Podpatrzymy ich w tajemnicy: Śmieszni są ci śmiertelnicy!"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji