Artykuły

Zawodowcy

"Portret" Sławomira Mrożka przeczytałem najpierw w "Dialogu" wydał mi się, jak to się mówi, sztuką nierówną. To zabawne określenie prześladuje mnie od lat. stale gdzieś czytam, że dramat albo spektakl jest nierówny. To trochę tak, jakby to miała być ściana czy droga. Równa albo nierówna. Zastanawiałem się wiele razy czy da się w jakichś naprawdę kategoriach ująć materię słowa, z którego później rodzi się teatr. Niby najmądrzej na ten temat pisał przed laty Etienne Souriau, ale to było tak dawno, że do dziś pewnie już coś nowego wymyślono.

Wymyślono czy nie - "Portret" Mrozka nawet mnie w lekturze do pewnego stopnia zirytował. Mnóstwo cytatów, odniesień, przyprawiania gęb. A to do "Dziadów", a to do "Don Juana", a to do własnej twórczości Mrożka wreszcie. Dziwactwo, myślę sobie. A później w jednej z "Kultur" przeczytałem recenzję Agnieszki Baranowskiej, a w "Polityce" Zdzisława Pietrasika ze spektaklu w Teatrze Polskim w Warszawie Pietrasik, który objawił mi się jako recenzent teatralny (zawsze sądziłem, iż miejsce po Marcie Fik, Janie Koniecpolskim i niejakim Raczku, który wybrał karierę estradową i dalekomorską obsadzone jest przez Jacka Sieradzkiego) najbardziej czepiał się samego dramatu Mrożka, twierdząc, iż jest wtórny. Podobnie zresztą powiada Baranowska. Że tyle i lepiej u nas o stalinizmie napisano, iż "Portret" jest niesmaczny przez swoją jałowość.

Najprościej byłoby Zdzisławowi Pietrasikowi odpowiedzieć, iż wszystko już było. Nie jest to sformułowanie odkrywcze. Nie będą małpował Łukasza Budnego i zasypywał adwersarzy cytatami z Biblii. Wystarczy, że jako znawcy teatru przypomnę mu pewną sztukę (dziś już zresztą zapomnianą) Karola Gutzkowa pt. "Uriel Acosta". Występujący w niej amsterdamski rabin Akiba stale powtarza: "Wszystko to już było". I myślę, że nieźle jest czasem przypomnieć sobie to mądre sformułowanie: "alles schön dagewesen". W przeciwnym razie łatwo można dojść do takich wniosków, iż na przykład Słowacki każąc Kossakowskiemu mieć tyle wątpliwości jest plagiatorem Szekspira, bo Hamlet miał podobne. Nie o to jednak chyba chodzi.

I oto wreszcie udało mi się (duży kłopot z biletami) zobaczyć "Portret" na scenie. W Warszawie. Do Krakowa pojadę chyba w kwietniu, by zobaczyć, co Jerzy Jarocki z tym tekstem zrobił. O wrażenia i przeżycia jestem dziwnie spokojny.

W Teatrze Polskim w Warszawie natomiast otarłem się o prawdziwy teatr zawodowy teatr. Taki, jakiego już dawno nie widziałem. Od razu muszę zaznaczyć, że się mi mało co podoba. Szczególnie w teatrze. I różne tam "Kabaretowe myszy" czy inne "Moralności pani Dulskiej" mało mnie śmieszą, a nudzą do łez. Do tego co Kazimierz Dejmek robi na ulicy Karasia parę razy chciałem się przyczepić. O to, że to tradycyjny, rzemieślniczy teatr. O to, że spuścizna Leona Schillera jest bez wątpienia wielka, ale kogo dziś obchodzi staropolszczyzna. O to chciałem się czepiać. O recepcję Mrożka w Teatrze Polskim nie mogłem, bo po co. Dejmek ma zdaje się z Mrożkiem jakąś sztamę. I niech ją trzyma jak najdłużej. Przypomina mi się przy okazji najlepszy okres recepcji Dürenmatta w Polsce, kiedy to pisarz pisał sztukę w Szwajcarii, a jakieś dwa miesiące później odbywała się jej premiera w warszawskim Teatrze Dramatycznym. To tylko tak gwoli przypomnienia i gładzenia, bo młodzi dziś niczego nie pamiętają. A i starzy, tacy jak ja, też zresztą nie.

Zatem zobaczyłem kawał prawdziwego teatru. I właśnie dopiero siedząc na widowni zrozumiałem, że "Portret" jest przede wszystkim sztuką do grania. W czytaniu może zmęczyć. Na scenie jakby rodził się na nowo, bo dopiero na scenie jasno i wyraźnie widać dlaczego Mrożek szuka punktów odniesienia w "Dziadach", dlaczego sięga po jeden z podstawowych mitów i symboli humanistyki europejskiej, to jest przywoływanie posągu Komandora przez Don Juana. Nie jest to recenzja teatralna, więc nie będę się rozwodził na temat jak zrobiony jest ten spektakl. Kto może niech koniecznie zobaczy, kto nie może - trudno. Albo niech czyta Pietrasika. On wie.

U Dejmka w teatrze zobaczyłem prawdziwe zawodowstwo. Począwszy od samego tekstu napisanego przez zawodowca, przez reżyserię aktorów i prawidłowo obracającą się bez zgrzytów kalapitę. Czyli tak zwaną obrotówkę.

Powie ktoś - no to co? Przecież tak powinno być. Powinno, a nie jest.

Po mieście krąży plotka - nie plotka, że Piotr Fronczewski na przygotowanie gościnne roli w tym spektaklu miał coś około tygodnia. Udało mi się uzyskać potwierdzenie tej plotki - miał tylko tyle. To bardzo proszę mi powiedzieć - gdzie to się jeszcze w Polsce może zdarzyć. Przed wojną robiono premiery w tydzień - wiem, ale to było za sanacji i wtedy było gorzej.

Fronczewski w tym przedstawieniu jest po prostu doskonały. Nie trzeba mu specjalnie tego powtarzać, bo to jeden, z tych niewielu polskich aktorów, którzy rzadko mają obsuwy. Ale w "Portrecie" jest naprawdę na co popatrzyć. To chyba jego najlepsza rola od czasów Henryka w "Ślubie" czy Błazna w "Królu Learze". Partneruje (zresztą tu nawet nie wiadomo, kto komu partneruje, bo obaj są świetni) mu Jan Englert. Przepraszam, że w tej kolejności, bo niby Englert ma ważniejszą i większą rolę, ale Fronczewski miał tylko tydzień prób.

I oto widzę dwóch zawodowców, którzy wiedzą jak trzymać w napięciu, chociaż to nie kryminał, wiedzą co to jest na scene pauza, kiedy trzeba krzyknąć, a kiedy wystarczy szept. I o to mi właśnie w teatrze chodzi. O zawodowstwo.

Są jeszcze w tym spektaklu trzy role damskie. Występują trzy panie: Anna Seniuk, Halina Łabonarska i Laura Łącz. I co? I zawodowstwo znów się kłania. We wszystkich trzech postaciach. A jeszcze dekoracje i kostiumy Jacka Uklei, znakomita muzyka Karneckiego, dobrze zrobione światła i kulturalne panie w szatni i panie sprzedające programy. Byłem zatem w TEATRZE POLSKIM.

Jakoś udało mi się na chwilę zapomnieć o niewydarzonych pomysłach reżyserskich, aktorach coś szemrzących ze sceny, o światłach, które szukają artysty na scenie, o za cichej bądź za głośnej muzyce. Jakoś tak znów zachciało mi się chodzić do teatru. Tylko na co tu jeszcze pójść. Sam Dejmek robi nie znany mi tekst Myśliwskiego pt. "Drzewo", Zygmunt Hübner, którego teatr lubię i cenię, podobno pracuje nad "Medeą". Może więc się uda nie usypiać na widowni czy wychodzić w połowie spektaklu. Liczę na zawodowców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji