Artykuły

Uczniowie i przyjaciele pamiętają o Bińczyckim

Choć od śmierci Jerzego Bińczyckiego minęło 12 lat, pamiętają o nim uczniowie Szkoły Podstawowej nr 68 w Krakowie, która nosi jego imię. Właśnie tam, w piątek, dokładnie w dzień imienin patrona, odbędzie się coroczny zlot Jurków i Jerzyków. To święto na cześć znanego aktora - pisze Joanna Weryńska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Jerzy Bińczycki w młodości nie planował zostać aktorem, lecz architektem. Na egzamin do krakowskiej PWST poszedł dla towarzystwa, z kolegą, z którym występował w kabarecie. Umiał tylko pół "Bagnetu na broń" i modlił się, żeby o więcej nie pytali. Zdał i... aktorstwu poświęcił całe swoje życie. Przez 30 lat stworzył wiele kreacji na scenie krakowskiego Starego Teatru. Telewidzowie kochają go do dziś za rolę niezapomnianego Bogumiła Niechcica w filmowej adaptacji "Nocy i dni".

I choć od śmierci aktora minęło 12 lat, pamiętają o nim uczniowie Szkoły Podstawowej nr 68 w Krakowie, która nosi jego imię. Właśnie tam, w piątek, dokładnie w dzień imienin patrona, odbędzie się coroczny zlot Jurków i Jerzyków.

Aktor wciąż żyje również we wspomnieniach swoich kolegów ze Starego Teatru. Nie tylko jako wybitny artysta i dyrektor tej sceny, ale przede wszystkim jako dobry człowiek i kumpel. Takiego właśnie Jerzego Bińczyckiego zapamiętał Leszek Piskorz, który przez pięć lat mieszkał z nim w mieszkaniu na ostatnim piętrze Starego Teatru.

- Mieliśmy z Biniem do dyspozycji dwa pokoje z kuchnią i łazienką, co na tamte czasy było luksusem. Żartowałem czasami, że jesteśmy jak małżeństwo-wspomina młodszy kolega. Zdaniem aktora, o tym co działo się w ich wspólnym mieszkaniu można by nakręcić parę dobrych filmów.

- Kiedy przygotowywaliśmy "Dziady", często spotykaliśmy się tam wieczorami z Konradem Swinarskim i kolegami z teatru - Stasiem Radwanem, Jurkiem Trelą czy Markiem Walczewskim. Właściwie każdy, kto pracował akurat w Starym, po zamknięciu SPATiF-u, lądował u nas na górze. Żyliśmy jak prawdziwa bohema. Wszystkie spotkania odbywały się w oparach alkoholu i dymu. Ale było fantastycznie. Zresztą już samo to nasze mieszkanie było wyjątkowe. Szło się do niego takim ciemnym korytarzem. Binio uwielbiał mnie w tym korytarzu straszyć.

Wkładał na głowę kask strażacki i czaił się w kącie z szablą w ręku. Gdy się przestraszyłem, cieszył się jak dziecko - wspomina Leszek Piskorz.

W tym aktorskim "małżeństwie" Binczycki najczęściej pełnił rolę "gospodyni", bo świetnie gotował. - Czasami wydawaliśmy obiad. Specjalnością Binia była kaczka z jabłkami. Znakomita.

Nieco problemów po owych przyjęciach przysparzały obydwu panom brudne naczynia. Ale i na nie mieli sposób. - Albo graliśmy w domino, który z nas maje umyć, albo zapraszaliśmy do pomocy koleżanki z teatru - śmieje się aktor.

Naczyń zawsze było sporo, bo Bińczycki był człowiekiem bardzo gościnnym. Kiedy do Piskorza przyjechali znajomi z Mazur, współlokator postanowił się nimi zająć. - Miałem nagranie w telewizji do późna w nocy. Wracam, a w moim pokoju zabawa trwa na całego, tymczasem następnego dnia miałem kolejne nagranie. Potwornie zły byłem na Binia, że nie zrobił tej balangi u siebie w pokoju. Ale oczywiście to była tylko przejściowa pretensja. Przecież chciał jak najlepiej przyjąć moich znajomych - twierdzi Piskorz.

Zresztą Jerzego Bińczyckiego po prostu nie dało się nie lubić. Słabość do niego miał nawet znany z surowości Jerzy Jarocki.

- Kiedyś Binio spóźnił się do niego na próbę. A Jarocki wyjątkowo nie lubił spóźnialskich. Gdy zapytał go, dlaczego nie przyszedł na czas, Binio ze stoickim spokojem odpowiedział-"Przepraszam panie reżyserze, ale straszne korki były na mieście". Wszyscy, łącznie z Jarockim, wiedzieli, że Binio niezależnie od pogody zawsze do teatru przyjeżdżał na rowerze. Śmiechu było więc co niemiara. Ech, to były dobre czasy i dobry teatr - wspomina z rozrzewnieniem Leszek Piskorz.

Choć aktorzy w końcu zamieszkali osobno, kiedy wyjeżdżali ze spektaklami Starego za granicę, nadal dostawali wspólne pokoje. Ba, w czasie pobytu w Szwajcarii, dziwnym trafem dostał im się nawet piękny apartament małżeński, z czego pozostała część ekipy miała spory ubaw. - Nie wiem, czy zasłużyłem sobie na miano jego przyjaciela. Ale wiem jedno, to był człowiek godny zaufania. No i zwykle bardzo cichy. Siedział w kącie, palił te swoje papierochy i odzywał się tylko w sprawach istotnych - dodaje już na serio Piskorz.

Zlot Jerzyków

W piątek o godz. 10.30 w Szkole Podstawowej nr 68 im. J. Bińczyckiego, przy ul. Porzeczkowej 2 odbędzie się spotkanie Jurków i Jerzyków. Jak co roku odbywa się ono w dniu imienin patrona zlotu, znanego krakowskiego aktora Jerzego Bińczyckiego. Do szkoły może przyjść każdy, kto nosi imię Jerzy i zgłosi swoje uczestnictwo e-mailowo: sp68@gmail.com

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji