Artykuły

Raport z Biafry

NIKOMU nie należy wierzyć. Zwłaszcza pesymistom. Wieszczyli Biafrę ducha. Pustynię kulturalną. Na tej pustyni zamiast fatamorgany mogła się jedynie pojawić salonka, uwożąca Natansonów na premierę Dobraczyńskiego w teatrze Poręby. (Swoją drogą, kto mógł przypuszczać, że Poręba zacznie dyrektorować w Gdyni, a nie w Narodowym).

No i co zostało z wróżb i przepowiedni? Ledwo wyjechał The Royal Court Theatre i publiczność klaskaniem miała obrzękłe prawice (lewice też, pluralizm obowiązuje), zjechali filharmonicy z Izraela. Do wielomilionowej widowni DTV uśmiechnął się dyrygent Zubin Mehta, Pars urodzony w Bombaju. Na recepcji w Teatrze Wielkim byli obecni nawet tacy, którzy nigdy nie zdradzili się z muzykalnością, a już na pewno nie z tamtego kierunku... Tego samego dnia w Teatrze Polskim na widowni zasiadł Sławomir Mrożek, a w telewizyjnym studio Roman Polański. Reżyser wziął udział w godzinnym programie na temat swojej twórczości. Dramaturg uczestniczył w prapremierze "Portretu" - sztuki będącej obrachunkiem z młodością, najbardziej chyba osobistej sztuki Mrożka, gdzie znalazła się ironiczna parafraza "Dziadów" - wywoływanie ducha Stalina, krążącego jak upiór, jak widmo wokół bohaterów. O przedstawieniu Dejmka, powracającego po latach do teatru politycznego, w którym święcił największe triumfy, wiele będzie się pisać, bo jest o czym.

Mnie zainteresowało co innego: w prorokowanej Biafrze doszło do sytuacji świadczącej, że potrafimy dorównać reszcie świata. U nas także są możliwe rozstrzygnięcia, o jakich donoszą łowcy sensacji i kronikarze obyczajów. Na kilka dni przed premierą "Portretu" zachorował odtwórca jednej z głównych ról. Zastępstwa podjął się Piotr Fronczewski. W ciągu pięciu (tak jest - pięciu) dni opanował materiał, który w naszych teatrach międli się miesiącami. Stworzył postać idealnie zgodną z autorską wizją i koncepcją reżysera. Smutek i osad goryczy, poczucie tragizmu i groteska, nadekspresja i w finale znieruchomienie, obojętność kłody - wszystko to umiał wygrać Fronczewski - aktor - nie urzędnik teatralny, referent do spraw sztuki - a takie określenia przychodzą mi nieraz do głowy, gdy patrzę na wyraźnie znudzonych licznych jego kolegów.

Ale na wizytach sław i gwiazd, koncertach i premierach lista atrakcji kulturalnych jeszcze się nie wyczerpała. Zapomnieliśmy przecież o XIII Tygodniu Kultury Chrześcijańskiej. Czytam w "Przeglądzie Katolickim" (nr 46), że na Żytniej wyświetlą film "Pielgrzymka muminków na Jasną Górę". Nie wiedziałem, że muminki zerwały z anachronicznym światopoglądem materialistycznym (w książkach z tym się nie zdradziły). Czytam nazwiska muminków, tym razem prelegentów i sam już nie wiem, co zapowiada się ciekawiej - Berberyusz w kościele przy Marszałkowskiej czy zespół "Ładu" przy al. Komisji Edukacji Narodowej. A może "Wieczór jednego wiersza"? Znajomość dorobku występujących sprawia, iż ograniczenie recytacji do jednego utworu potraktować należy jako akt chrześcijańskiego miłosierdzia: na dwa wiersze poety X-a najtwardszy grzesznik jednak nie zasłużył.

Gdyby i Tydzień Kultury komuś nie wystarczył - nie ma obawy, można sięgnąć do utajonych rezerw. W Alei Niepodległości wielkie litery (jak za hunwejbinów) zapowiadają spotkanie z docentem Kosseckim. O czym to mówić będzie niezmordowany wykładowca? Rezygnujący z honorariów lub przeznaczający je na jakiś szlachetny cel; trudno przypuszczać, aby docent ruszał w trasę jak estradowy chałturszczyk, w pogoni za wizerunkiem Chopina na banknocie. Docent wypowie się na temat Trockiego i trockizmu. Wczoraj i dziś. Nie wątpię, że Trocki w zaświatach, chociaż sam był świetnym mówcą - zachwyci się elokwencją Kosseckiego i ostrością sformułowań - ostrzejszy był tylko szpikulec do lodu, ale to już historia. Biała plama, o ile krew może być białą plamą...

Tyle się dzieje! Kabaret "Dudek" zmartwychwstał, żeby koneserzy mogli pisać o różnicy między schamiałą rozrywką i pełną kulturą - u nas ogromnie ceni się zamierzenia, o których z góry wiadomo, że są kulturalne. W przypadku kabaretów polega to na ogół na włączeniu do programu pieśni zmierzających długo do pointy, za to szalenie kulturalnie zrymowanych i kryjących w sobie otchłanną metaforę. Przynajmniej dotąd tak było. Może w "Dudku" jest inaczej: pierestrojska i zmiany personalne objęły nawet dział kabaretowej scenografii. W tamtych dekoracjach mógł "Dudek" grać za Gomułki (zapraszając solennie na premiery Moczara). Mógł występować za Gierka (rejestracje telewizyjne w "Kaprysie Prezesa"). Ale dziś? Odnowa moralna: im mniej na sali osobistości oficjalnych, tym lepiej. Z nimi i tak przecież to, co trzeba załatwić - załatwi się po cichu, w gabinecie, zostawiwszy w szatni koronę cierniową i stygmaty. Przydatne kiedy indziej, na inne okazje.

Ten antysnobizm na sfery, jak się dawniej mawiało - miarodajne - jest udawany. Za mały kraj, by ludzie nie znali się jak łyse konie i nie wiedzieli o sobie dostatecznie wiele. Za silny nawyk funkcjonowania na dworze, w okolicach dworu. Zbyt wielkie ciśnienie tradycji: w "Zielonym Baloniku" bywali wszyscy lub prawie wszyscy krakowscy prominenci. Na widowni "Qui Pro Quo" roiło się od ministrów, generałów, premierów. Także w epoce przedmajowej, gdy teatrzyk był w opozycji. I to wyraźnie artykułowanej w dziesiątkach piosenek, skeczy, monologów, konferansjerskich dowcipów. Później, we wspomnianym "Qui Pro Quo", w "Bandzie" czy w "Cyruliku" obok senatorów - zjawiali się liderzy partii i ugrupowań jak najdalszych od akceptacji mocarstwowego porządku... Nawoływanie do poziomu (żeby podnosić) i kultury (żeby było kulturalnie) ogromnie są w porę, jeśli wizja Arkadii spełni się bez małych gierek, udzielania sobie rozgrzeszeń cudzym kosztem. Nadzieja w intensywności życia, wielości propozycji: nie ma rady, nie da się omijać wzrokiem, trzeba rozmawiać. Wtedy z pewnością znajdą się nie tylko wspólne tematy, lecz nawet wspólne błędy.

Wiedziano o tym w przeszłości. W wierszu napisanym blisko pięćdziesiąt lat temu Hemar utrwalił obrazek dość typowy dla ówczesnych stosunków:

"...Wieniawa, z Nowaczyńskim

Całują się w "Oazie"

Tak mi właśnie w pamięci

Pozostaną ci dwaj już -

W symbolu tym, w bruderszafcie,

Z kociokwikiem nazajutrz".

Niestety, ani Wieniawy, ani Nowaczyńskiego. Jedynie kociokwik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji