Artykuły

Pan Kleks z Londynu

"Oliver!" w reż. Magdaleny Piekorz z Teatru Rozrywki w Chorzowie na III Festiwalu Teatrów Muzycznych w Gdyni. Pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej online.

Początek był świetny i zapowiadał wiele. A może mi się tylko wydawało?

Gdynia, 21 kwietnia, Festiwal Teatrów Muzycznych - trzecie przedstawienie i pierwsze od blisko dwóch tygodni publiczne zdarzenie, na którym nie wypadało się nie śmiać. Teatr Rozrywki z Chorzowa przybył na Festiwal do Gdyni po raz trzeci i kolejny z hitem. Po musicalach "Rent"( w reżyserii aktualnego dyrektora Teatru Miejskiego w Gdyni Ingmara Villqista) w 2008 roku i "Jesus Christ Superstar" rok później, zobaczyliśmy kolejny "samograj" musicalowy. "Oliver!" w reżyserii Magdaleny Piekorz, laureatki Złotych Lwów na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni (za "Pręgi" w 2004) zebrał rewelacyjne recenzje i został uznany za absolutny i niepodważalny sukces (...). Ale czy naprawdę jest to tak wybitna realizacja ?

Zaczyna się dobrze. Scenę zaludnia dwudziestka chłopców z przytułku - pierwszego przystanku w podróży Oliwera Twista. Na bocznym planie trzej mężczyźni naprawdę jedzą i piją, na scenę wchodzą ogromne półmiski z ostentacyjnie sztucznymi rybą i indykiem - świetne podkreślenie sztuczności i umowności, mamy różne plany, tak ulubione przez naszego Altmana w spódnicy ("Senność"). Obrotowa scena zmienia scenografię (...) dobra, klasycznie musicalowa muzyka, krwiste postaci, dużo humoru - jest super, jest super , ale po jakimś czasie przypominają się następne słowa tekstu słynnej piosenki T. Love.

Nie mam pretensji do reżyserki, że zrobiła z Dickensa nową wersję "Akademii Pana Kleksa". Śląski "Oliver!" to bezpretensjonalna zabawa, ciężko na poważnie traktować nawet takiego drania jak Billy. Nie ma ani cienia dickensowskiego mroku, zostajemy przeniesieni w nierealny świat bajki. Trochę szkoda, mimo że to musical. Nowoczesne realizacje musicalowe potrafią przecież wydobywać sensy, a przy tym świetnie bawić. "Oliver!" Piekorz to rzecz w starym stylu, na początku zapach naftaliny ma nawet wiele wdzięku, szczególnie po tak ciężkim okresie, jaki przeżyliśmy, ale z czasem zaczyna przeszkadzać. Całość - blisko 170 minut, zdecydowanie przeciągnięta.

Rewelacyjny, jak zwykle można by powiedzieć, jest Tomasz Steciuk (Fagin, a wcześniej w Romie - Pan Kleks!), ale śpiewa o dwie piosenki za dużo, co oczywiście nie jest jego winą. Kilka innych utworów można sobie także podarować - powtarzają się z wcześniejszymi, nic nie wnoszą. Zbiorówki są rozpaczliwe - wyglądają jak ćwiczenia gimnastyczne na zajęciach z wychowania fizycznego na tak potrzebnym skądinąd Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Brakuje pomysłów, energii.

Najmocniejszą stroną spektaklu jest rewelacyjna gra młodych aktorów. W sumie występuje ich czterdziestka, czyli 1/3 całego, ogromnego zespołu. Dzieciaki są po prostu doskonałe: świetnie tańczą, grają i śpiewają. Młodziutki Kacper Andrzejewski w roli tytułowej po prostu urzeka, ale pozostali równie zaskakują wyjątkową dojrzałością i talentem. Zespół, który pracował nad "młodymi", zasługuje na najwyższe wyróżnienia. Z dorosłych bryluje wymieniony już wcześniej Steciuk, po raz kolejny (po "Jesus Christ Superstar"), tym razem na wesoło, gdyńską publiczność oczarowała Marta Tadla (Pani Corney), która stworzyła kapitalną parę z Jacentym Jędrusikiem (Pan Bumble). Wokalnie zachwyciła wielu Marta Florek (Nancy).

Teatr muzyczny, a w szczególności musical, to specyficzny rodzaj wypowiedzi. Papierowość bohaterów, brak psychologii postaci i ogólne nieskomplikowanie stanowią pułapkę, w którą wpadło już wielu - niby co jest takiego trudnego w robieniu "śpiewanki"? Ma się ruszać, słychać i widać - ot co. Co rusz reżyser filmowy czy rodem z teatru dramatycznego próbuje swych sił w operze czy musicalu. Z reguły jest to co najwyżej "ciekawa" próba.

Szukam długo w pamięci i przychodzi na myśl tylko nazwisko Trelińskiego, kiedy staram się znaleźć przykłady na to, że może być inaczej. "Reżyser teatru muzycznego" - to niezwykle rzadkie rzemiosło, w Polsce jest tylko kilku twórców, którzy czują, rozumieją i rozwijają ten gatunek. Dwóch z nich często pracuje w Teatrze Muzycznym w Gdyni i obaj mają nazwisko rozpoczynające się na tę samą literę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji