Artykuły

Tramwaj

Być może wszystkie problemy przedstawienia paradoksalnie biorą się z tego, co jest jego siłą. Bo spektakl w istocie jest gwiazdorskim popisem Isabelle Huppert. Zrobiony chyba został po prostu dla niej, a w każdym razie ona go zdominowała - pisze Wojciech Majcherek w swoim blogu w portalu onet.pl.

Pamiętacie ten odcinek "Czterdziestolatka", w którym brat Madzi -Antek, grany przez Gajosa, wraz z żoną i ojcem (cudowny Hańcza) przyjeżdża do Karwowskich, bo chce w Warszawie kupić samochód? Ale przedtem idą wieczorem do teatru (Narodowego oczywiście) na Zdzisława dzieje - jak nazywa spektakl Hanuszkiewicza Antek. Po powrocie Karwowski pyta o wrażenia z przedstawienia. - Bardzo interesujące, bardzo - odpowiada szwagierka, która ma ambicje zrobienia doktoratu na AWF. Antek jest bardziej sceptyczny:

- Było bardzo interesujące, tylko nudne trochę.

Ta opowiastka, a w szczególności jej pointa, często mi się przypomina przy różnych teatralnych okazjach. Ale dlaczego wczoraj na "Tramwaju"? Spektakl trwał dwie i pół godziny, czyli jak na ostatnie przedstawienia Warlikowskiego ma tempo sprinterskie, a jednak od czasu do czasu patrzyłem ukradkiem na zegarek, co jednak nie zdarzało mi się na prawie 5-godzinnej "(A)pollonii" ani równie długich "Aniołach w Ameryce", nie mówiąc o "Krumie", "Burzy" czy "Oczyszczonych". Żeby nie wdawać się w teatrologiczne analizy w punktach przedstawię swoje wątpliwości:

Mam wrażenie, że taka sztuka jak "Tramwaj zwany pożądaniem", która z naszej perspektywy jest już absolutną klasyką realistycznego dramatu psychologicznego z trudem poddaje się zabiegom dramaturgicznym, jakie zastosował Warlikowski pewnie z pomocą Piotra Gruszczyńskiego. Mocna konstrukcja Williamsa została po prostu rozbełtana, niby pogłębiona jakimiś religijnymi odniesieniami, ale efekt pozostaje mętny czy wręcz pretensjonalny. Postdramatyczne chwyty, które mogły się sprawdzić w "(A)polonii", bo w założeniu swoim przedstawienie miało kolażowy charakter, w "Tramwaju" wyprowadzają porządny dramat na mielizny.

Na scenie mamy przegląd środków teatralnych, które Warlikowski już stosował. Łazienkowy kontener jako główny element scenografii. Projekcje i obrazy aktorów w filmowych zbliżeniach. Renate Jett śpiewająca (tym razem z playbackiem) songi-komentarze. Można oglądać "Tramwaj" i bawić się w sprawdzanie, co gdzie już było. Oczywiście trudno mieć pretensję, że Warlikowski buduje spektakl w swojej stylistyce, swoim językiem. Jednak robi to bez zaskoczeń, bez tych charakterystycznych dla siebie skoków napięcia. Czuję w tym spektaklu znużenie inscenizatora.

Być może wszystkie problemy przedstawienia paradoksalnie biorą się z tego, co jest jego siłą. Bo spektakl w istocie jest gwiazdorskim popisem Isabelle Huppert. Zrobiony chyba został po prostu dla niej, a w każdym razie ona go zdominowała. Z całym szacunkiem dla Andrzeja Chyry nie jest on równorzędnym partnerem dla odtwórczyni roli Blanche. W poprzednich przedstawieniach Warlikowskiego były wielkie role aktorskie, ale komponowały się one w kreację zespołową, która budowała walor. Patrzyłem na "Tramwaj" i miałem odruch podmieniania obsady. Widziałem Stenkę, Cielecką, Ostaszewską, Stuhra, Poniedziałka. Pewnie gdybyśmy ich zobaczyli na scenie, to zaczęlibyśmy marudzić, że znowu ansamble Warlikowskiego gra to, co zawsze. Ale czy rzeczywiście Warlikowski zrobiłby z nimi "Tramwaj zwany pożądaniem"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji