Artykuły

Skórka z Pomarańczy

Polski Teatr Dramatyczny "Skórka z pomarańczy" p. Teodozji Lisiewicz

"Skórka z pomarańczy" jest towarem, na który nie zbraknie zapotrzebowania. Sztuka z rzędu popularnych zręcznie omijająca niebezpieczne chwyty, jak frazes lub demagogia, w miarę współczesna, w miarę życiowa, sprawiedliwie rozdzielająca oręż obu płciom, z nieodzowną dawką łezki na zakończenie. - Ach, żebyż mieć taką babcię, wzdycha widz i wychodzi uśmiechnięty.

W technice stwarzania typów widać wpływ Budzyńskiego: żona z uroczą niedbałością myląca pisarzy i piętę Ajschylosa, jest spreparowana według recepty na Sorroszczaków i Dyderkowe. Tylko tam mieliśmy stworzenia pełnokrwiste, tutaj blade i nieco anemiczne. Tamte siłą swego żywiołowego temperamentu wyrwały się z zaczarowanego koła ludzi urojonych, żeby już na zawsze pozostać wśród nas, ludzi żywych, tamte błąkają się nad krawędzią, ale nie mają siły jej przeskoczyć. W pierwszym akcie aktorzy tak się sugestywnie nudzą, że i widownię zwolna ogarnia niebezpieczna senność. I dopiero wkroczenie na scenę babci wnosi z sobą rumieniec życia. Postać babci kryje aż dwa emocjonalne walory. Przede wszystkim babcia przypomina niezliczone kreacje Ćwikły, a poza tym babcia to symbol tęsknoty nas wszystkich za dawnym domem, domem skupiającym całą rodzinę, a nie jej przypadkowo pozbierane po świecie szczątki. I dlatego nie ważne jest właściwie, co babcia mówi i jakimi obdarza radami, ważne jest że jest.

Ileż pracy i wysiłku widać w przygotowaniu przez Sempolińską roli, która żadnym gestem, czy intonacją głosu nie ma prawa skojarzyć się nam z Dyderkową. P. Bzowski, świetnie ucharakteryzowany, z miejsca stwarza takiego właśnie dziadka, na jakiego z niepokojem czeka cała widownia. W ten sposób pp. Arczyńska i Rewkowski przebywając cały czas na scenie mieli mimo to do wygrania jedynie role sekundantów. Babcia z dziadkiem skradli serca widowni.

TO LUBIĘ!

Starszym Kolegom recenzentom poświęcam.

Krytyk teatralny ma całkowitą swobodę wypowiedzi. I słusznie. Zwłaszcza jeśli omawia sztukę nowoczesną, komedię, czy dramat psychologiczny. Jeśli jednak sztuka należy wyraźnie do jakiejś epoki? do określonego stylu? Stojąc przed obrazem Watteau można oczywiście z przekąsem burknąć: - Nie podoba mi się. Chociaż ocena taka ma wartość czysto subiektywną i może przejąć najwyżej wpatrzoną w pana i zakochaną panienkę. Bo Watteau ma już pewne ramy, kryteria, które obowiązują. Tkwi w jakimś stylu, epoce. To samo można powiedzieć o sztuce Goldoniego. -Co innego defraudant, co innego dependent, jak słusznie zwracał uwagę Wanduchnie Adolf Nowaczyński. Czyli: co innego "Skórka z pomarańczy", co innego "Locandiera" Goldoniego. I kiedy recenzent powiada ujmująco: - "...grał w sposób jaki mnie osobiście najbardziej odpowiada", należałoby to uznać za wypowiedź niepozbawioną kokieterii, ale jednocześnie za wypowiedź czysto osobistą. Wobec tego czytelnik spodziewa się usłyszeć w następnym zdaniu obiektywną ocenę recenzenta. A mianowicie: czy aktor grający rolę w sztuce 18 wieku starał się stworzyć postać należącą do danej epoki, czy przeciwnie, grając "prosto i naturalnie" miał z tą epoką niewiele wspólnego. Ale recenzent powiedział: to lubię, i poszedł sobie.

Spróbujmy sobie sprecyzować jak powinien wyglądać zarzut stawiany aktorom? Dowolność w tej dziedzinie też panuje ogromna, ale chyba tej dowolności zanadto nie umniejszę jeśli powiem tylko: zarzut powinien być konkretny. To znaczy, że po jego przeczytaniu, aktor powinien wiedzieć, co zrobił źle, i jak to należałoby zmienić. Spróbujmy teraz wyobrazić sobie wnioski p. Katelbachówny czytającej takie rady: - "Panna Katelbachówna ma odwagę mówić ze sceny "przyjacieli" zamiast "przyjaciół". Tego się nie wybacza żadnemu na świecie teatrowi. Grecy obili raz aktora, który ciszę morską "galene" wymówił krótkim, zamiast długim "e". (Współcześni Grecy lepiejby zrobili bijąc za to reżysera). ...zbyt bobaskowata... pod ręką znalazła się artystka, z której przedwcześnie uczyniono heroinę sceny". Hm... jakaż więc jest ta granica równania w dół? Nic, tylko czemprędzej wymazać z Certificate of Registration tych nieszczęsnych 20 lat.

Byłby to chyba pierwszy w dziejach świata wypadek, żeby śliczna Mirandolina dobrowolnie przemieniła się w Mistinguett.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji