Artykuły

"Wesele" dramat w 3 aktach Stanisława Wyspiańskiego

Wystawienie "Wesela" w Teatrze Ziemi Pomorskiej stało się wielkim wydarzeniem artystycznym. Przygotowane z wielkim pietyzmem i ogromną starannością, a wynik przeszedł wszelkie oczekiwania.

Pomówmy najpierw o dekoracji. Z dużą precyzją i subtelnością przeprowadzono myśl Wyspiańskiego, który wnętrze sceny widział, jako "izbę wybieloną siwo, prawie błękitną, jednym szarawym tonem obejmującą i sprzęty i ludzi, którzy się przez nią przesuną". Ten właśnie ogólny podkład barwny wykonano z "przedziwną subtelnością tonu", powałę belkową potraktowano ciemniej niż ściany, przez co nadano izbie doskonałą głębię, a przez umiejętną grę świateł wyczarowano w powietrzu błękitną mgiełkę, w której przesuwające się po scenie postacie rysowały cię przedziwnie miękkim konturem.

Doskonale też zharmonizowano z wnętrzem izby umeblowania. Jednym słowem- wnętrze całe potraktowano z miłością za co należy się pełne uznanie Małkowskiemu. Ponadto wprowadzono pomysłowe i szczęśliwe innowacje, szeroki szmat strzechy słomianej i barwny piękny ornament.

Nie mniej starannie opracowane były poszczególne role, że podkreślę tylko momenty ważniejsze, a więc:

Brackiego Dziennikarz był wykwintny, kiedy trzeba, ironiczny - w miarę, a kiedy trzeba głęboko tragiczny. W dialogu ze Stańczykiem wydobył z siebie ton potężny w rozdarciu duszy, trawionej bólem, a kiedy z ust jego padło słowo ,,tragediante" było w nim tyle szczerego tragizmu, że w tym momencie przejawiła się cała monumentalność tej roli, cała potęga postaci.

Czepiec - Ilcewicz sprawił nam naprawdę radosną niespodziankę. Przejął się rolą rzetelnie i szczerze, grał inteligentnie z dobrym wyczuciem charakteru, był jednym słowem dobry.

Skwierczyński pana młodego dobrze wystudiował, był w gestach żywy i szczery; był dobry, ale - będzie lepszy.

Ippoldtówna grała rolę Maryny inteligentnie, jednak całą głębię uczucia włożyła raczej w postać Marysi; w tej to roli miała głęboki ton liryczny, dostrojony dobrze do partnera Skwierczyńskiego, który jako Widmo był lepszy niż w roli pana młodego.

Klimina Brackiej była fenomenalna. Jak się bajecznie obnosiła po izbie w przepięknym stroju krakowskim. A żywcem zdjęta z obrazu Tetmajera. Kapitalna!

Mierzejewski jako poeta miał bardzo szczęśliwe momenty, zwłaszcza w scenach z Rachelą, - która w wykonaniu Małkowskiej była doprawdy niezrównana, zarówno w utrzymaniu linii postaci, doskonale stylizowanej jak i w podkreśleniu tej lirycznej poetyczności, która stanowi taki ogromny wdzięk Racheli.

Cybulski żyda zrobił wytwornego, trochę zanadto wytwornego, ale znowuż jako Nos był taki żywy, taki prawdziwy, że trudno naprawdę o lepszego Nosa.

Piekarski bardzo dobrze uchwycił zasadniczy ton postaci gospodarza, jednakowoż nie mógłbym się zgodzić z jego maską. Z profilu był raczej podobny do Matejki, aniżeli do tego przepięknego szlachcica, jakim był Tetmajer.

Halina Dorée jako panna młoda grała z odpowiednim temperamentem, z wdziękiem, szczerością i głębią uczuciową.

Dąbrowski, jak i inni miał dwie role, był Jaśkiem i Stańczykiem. Jako Stańczyk dobrze przeprowadził zasadniczą linię myślową tej najważniejszej, o ile chodzi o tekst, postaci "Wesela", mówił jednak za bardzo po cichu - odrobinę głośniej i wyraźniej, a byłby przepiękny ton słów Wyspiańskiego wyszedł dużo lepiej. W scenie końcowej Jasiek był przepiękny w swoim tragizmie, była w nim prawda żywa, żywiołowo wybuchająca. W tej scenie Dąbrowski był Jaśkiem najlepszym.

Dudarew, w roli Hetmana objawił dużo szczerości i nerwu dramatycznego.

O Surzyńskim warto specjalną napisać kartę. Przepięknie rysowała się jego potężna postać, miękko uplastyczniona na tle błękitnego wnętrza, mówił porywająco, biła z jego słów ogromna, przekonywująca siła i moc. W zgoła innym charakterze występuje Wernyhora, a przecież i tę postać Surzyński wyrzeźbił pięknie, ileż w nim było jakiejś dumy potężnej, ale mocy, ile dostojności i majestatu. Piękny był.

Sroczyński grał Chochoła z ekspresją, może inaczej, niż Chochoła zwykle grywają, głos jego nie tyle był widmowy, ile drewniany, ale może to jednak było słuszne. Natomiast zupełnie bez zastrzeżeń był świetny jako Szela, z postaci tej wydobył tyle tragizmu i siły, że wrażenie wywołał wstrząsające.

Pomniejsze role były przeważnie w dobrych rękach, że tylko wymienię Łukowską, Zbierzowską, Korowiczówmę, Czesławską i innych, nie chcąc powtarzać całego afisza.

Na koniec wróćmy do Piekarskiego, tym razem jednak - reżysera. Trudno dostatecznie zgłębić i ocenić pracę i zasługę Piekarskiego jako reżysera "Wesela". Samo porwanie się na wystawienie "Wesela" na scenie toruńskiej, czyż do tego nie trzeba było odwagi, przy pełnym poczuciu odpowiedzialności? Z tak liczebnie małym zespołem, że połowa artystów grała po dwie role, wobec skromnyoh warunków sceny naszej, trudności z kostiumami, rekwizytami? Piekarski cały ten potężny dramat przeprowadził konsekwentnie, umiejętnie, drobiazgowo i z miłością. Dlatego był ten ton ogólny taki pełen harmonii, a każda scena miała swój właściwy wyraz, swoją barwę, swoją linię, swoją duszę. W pierwszym akcie początek szedł sobie, ot tak, swobodnie, z "rozlewnością towarzyską", z rozbawieniem, że to wesele pana z chłopką, a powoli nastrój się podnosił i poważniał - i kiedy widma przechodzą przez scenę, czuje się coraz więcej tę jakąś potęgę ducha - aż w trzecim akcie napięcie dochodzi do zenitu, ów pierwszy czar sennego zasłuchania i drugi czar przemożnej muzyki Chochoła - i ten bezbrzeżnie tragiczny krzyk Jaśka, - otóż wszystko to na scenie naszej znalazło najwyższy wyraz, i za to serdecznie, bardzo serdecznie dłoń ściskam Piekarskiemu reżyserowi.

Niechaj tedy publiczność z całego Pomorza tłumnie dąży do teatru na "Wesele", niechaj podziwiają a może - może dobędą "z piersi krzyku, krzyku, co by był nasz, z tego pokolenia..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji