Artykuły

"Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w Teatrze Ziemi Pomorskiej.

Inscenizacja Wesela natrafia zawsze na wielkie trudności, a reżyserzy poświęcają wiele starań i pracy. Sam Wyspiański przywiązywał wielką wagę do szczegółów, sam był inscenizatorem pierwszorzędnym, a jak piszą dyrektorzy teatrów w swych wspomnieniach, upartym i nieustępliwym. Nic dziwnego; miał - obraz w oku. utwór - w duszy i sercu, a koncepcje teatralne - w mózgu. Sporów na ten temat życie zakulisowe zna bardzo wiele; najzaciętszy toczył się przy inscenizacji "Dziadów". I dlatego mym zdaniem, reżyserzy i inscenizatorowie utworów Wyspiańskiego na dzisiejszej scenie nie powinni wiele kombinować, a wczytać się w te pisane dowody, które tę materię obszernie omawiają - i ściśle się do tradycji zastosować.

Dochodzi też zawsze z za kulis głos o sporach przy obsadzie ról. Muszę znowu sięgnąć do wspomnień i stwierdzić, że Wyspiański sam obsadzał jak najdokładniej role w swych utworach; naturalnie nie brakło i wtedy sporów. Przed premierą krakowską, Wyspiański kładł szczególniejszy nacisk przy wyborze interpretatorki roli Marysi, mówił, że na tej roli mu zależy najwięcej i przeznaczył do tej roli p. Siemiaszkową; pod silnym naciskiem dyrektora, zgodził się jednak na zmianę i rolę grała p. Walewska, później żona malarza Czajkowskiego, Siemaszkowa zaś grała "Pannę Młodą". Duży spór toczył się też o obsadę "Gospodarza"; zagrał go świetnie Sobiesław, chociaż był specjalistą od ról uwodzicieli, poezja go porwała. Reżyserował Walek-Walewski, a nie Solski, jak to twierdzą, młodzi krytycy, Solski był wtedy w zespole teatru we Lwowie.

Nasz teatr ma reżysera, który jest przepojony tradycją krakowską i w nią wierzy, nic więc dziwnego, że upaja się Wyspiańskim i inscenizuje go z całym pietyzmem, p. Piekarski chce dać prawdziwe "Wesele", a jeżeli wprowadza nowości, to chce wykorzystać te możliwości, jakie daje mu scena dzisiejsza, a nasza w szczególności. Trzeba stwierdzić z miłym zadowoleniem, że zachowano wszystko, co mogło napiąć wrażenie na widowni. Tekst uszanowano bardzo sumiennie i tu mam pewne wątpliwości, czyby nie można skreślić "Nosa". Jest to wprawdzie odprysk silnego wtedy wpływu przybyszewszczyzny, ma to być postać znanego wówczas "Stasiuka", który był przyjacielem najbliższym Przybyszewskiego od kieliszka i jego rozważań duchowych. Pod naszym naciskiem skreślono tę postać w dalszej interpretacji na scenie krakowskiej.

Co do samej inscenizacji, to zawiódł nieco żywy obraz końcowy, z powodu braku miejsca na scenie: zatracono zwłaszcza kolorystykę, o co tak bardzo autorowi chodziło. Czyby nie można usunąć stołu? - miejsca będzie wówczas; więcej, obraz się rozsypie i nabierze perspektywy.

Dekoracje tradycyjne p. Małkowskiego - piękne, może za silnie malowana czy oświecona izba na kolor "farbkowy", autor chce ją mieć szarą.

Przy poezji dużą rolę odgrywa dykcja, opanowanie pamięciowe i umiejętność mówienia wiersza. Wszystko to było u nas bez zarzutu, a nawet niektórzy interpretatorzy i interpretatorki - ponad zwykłą miarę (p. Bracki, Ippoldtówna w roli Maryny, Piekarski, Surzyński). Trudności z pamięcią miał tylko p. Mierzejewski (przynajmniej tak to wyglądało), który nie miał szczęśliwego wieczoru, poeta zbyt nienaturalny.

Świetny jako dziennikarz p. Bracki, pełen powagi i tragicznego bólu, zatarł sarkazm, który tkwi w tej postaci; wyszło to tylko na dobre.

P. Piekarski spokojny, porywa tam, gdzie wymaga napięcie sztuki, mam natomiast pewne zastrzeżenie co do maski. (Tetmajer Wł. nosił zawsze krótką czuprynę, wąs krótki idący w górę, był ruchliwy i żywy). Rozumiem cel, artysta chciał nadać postaci cechy szlagona, jako reprezentanta rasy, czem był właśnie "Gospodarz". P. Surzyński - pełen majestatu jako Wernyhora, wiele miał w tej roli pańskości; postać wspaniała. Gorzej nieco było z "Rycerzem czarnym".

Z przyjemnością podkreślić wypada bardzo ładny dorobek p. Skwierczyńskiego w roli "Pana młodego" - ogromna naturalność w ujęciu postaci, nic patosu, dużo szczerości, możeby tylko więcej dać życia i ekspresji. To samo można napisać o roli "Panny młodej p. Dorée, dała dużo radości życia, żywości i temperamentu, nie była uroczysta jak to jest w tradycji, może zbyt mało było tego sentymentu ducha i niepokoju, który tkwi zawsze w sercu dziewczęcia w dzień tak ważnej zmiany losu; wyglądała ładnie, mocno przypominała żywą Jagusię.

P. Malkowska w miarę egzaltowana. Rachela, przypominała dobre czasy szacunku dla wiersza. P. Dąbrowski dobry "Stańczyk" (może zbyt młody, radzę popatrzeć na obraz Matejki, bo tam jest ród tej postaci) nie zachwycał mnie jako Jasiek. P. Dudarew zrobił prawdziwą niespodziankę w roli Hetmana; mniej dobry był jego Kasper. P. Ippoldtówna - miła Maryna, pełna błyskotliwości, zawiodła mnie jako Marysia, nie dała bowiem z siebie wszystkiego, co ta postać niesie w sobie.

Świetny, zamaszysty Czepiec p. Ilcewicza, który naprawdę obecnie rozwija swój talent w odpowiednim kierunku.

I tak trzeba powtórzyć cały afisz, a więc doskonała p. Zbierzowska i Bracka (po co ten uśmiech), p. Cybulski (w obu rolach), Sroczyński, p. Korowiczówna i Łukowska, a nawet trzy gwiazdki na wysokości zadania.

Jako rezultat muszę podkreślić, że przeżyliśmy znowu w "Teatrze Ziemi Pomorskiej" wieczór prawdziwie piękny, pełen nastroju i prawdziwej poezji i w taki to wieczór zawsze łączę się ze światem kulis serdecznym uściskiem dłoni.

Wieczór poprzedziła przemowa p. Donimirskiego, który położył nacisk na obowiązki obywatelskie pokojowe. Sala miała uroczysty wygląd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji