Artykuły

Peepshow

Pro: Rozbieranie duszy

George Tabori - węgierski Żyd z angielskim paszportem, myślący nader często po amerykańsku, goszcząc w Berlinie Wschodnim odwiedził tamtejszy Berliner Ensemble. Oglądając jeden ze spektakli nie krył zachwytu dla czystej perfekcji gry aktorskiej, jedności formy i treści przedstawienia. Na spotkaniu z aktorami wszedł na scenę i po krótkiej chwili milczenia, nie mogąc znaleźć słów do wyrażenia swego podziwu, po prostu się rozpłakał. Helena Weigel, gwiazda Berliner Ensemble, skwitowała to zachowanie jednym słowem "Błazen". Dla Taboriego, cenionego już wówczas dramaturga, taka reakcja była szokiem. Zrozumiał jednak, że trudno dziś mówić naprawdę poważnie o rzeczach wzniosłych, by nie być posądzonym o zbytni patos, czy wręcz nie narazić się na śmieszność.

Henrykowi Baranowskiemu, który w reżyserowanych przez siebie spektaklach (m.in. "Zamek" Kafki, "tak chcę. Tak" na motywach Joyce'a) z dużą konsekwencją stawia pytanie o kondycję człowieka schyłku XX wieku, wątpliwości Taboriego wcale nie są obce. Najlepszym tego dowodem jest spektakl "Peepshow". Sztuka Taboriego to dialog z tradycją, ujęty w ironiczny cudzysłów. Humor i trywialność łączą się tu z powagą i moralizatorstwem. Pod maską dowcipu i kpiny skrywany jest głęboki, egzystencjalny niepokój czy wręcz ból istnienia. Kiedy, korzystając z cytatów Szekspira, Becketta, Brechta, Kafki i własnych chce powiedzieć coś istotnego o człowieku, natychmiast "dla równowagi" pointuje to nieprzyzwoitym żartem lub określeniem "wielkie pełnospektaklowe nic". Bohater "Peepshow", Willie nie stoi przed dylematem "być, albo nie być", ma żal do świata, że sprawa jego istnienia została przesądzona bez jego udziału. W spektaklu Baranowskiego pozostaje wciąż dzieckiem szukającym dróg powrotu do łona matki. Towarzyszymy mu od momentu narodzin, aż po ostatnie chwile. Bardzo szybko Willie staje się człowiekiem pozbawionym złudzeń, uświadamia sobie, że całe jego życie jest jedną wielką pomyłką. Swą wrażliwość próbuje więc zastąpić kpiną czy wręcz wulgarnością. "Najbardziej cenię w mężczyźnie jego stronę kobiecą", powiedział przed laty Tabori w jednym z wywiadów. Andrzej Deskur grający Williego dostosował się do tej wskazówki, ukazując psychikę swego bohatera subtelnie i delikatnie. Aktorskim atutem spektaklu jest także postać matki głównego bohatera poprowadzona z dużą konsekwencją i wyczuciem przez Monikę Niemczyk. Aktorka towarzysząca wielu poczynaniom artystycznym Baranowskiego może tę rolę uznać za swój duży sukces. Dużym walorem tego spektaklu jest jego warstwa plastyczna i muzyczna. Można więc przyjąć, że drapieżność tej bogatej w znaczenia i nie poddającej się łatwej klasyfikacji sztuki znalazła w inscenizacji Henryka Baranowskiego sugestywne odzwierciedlenie.

JAN BOŃCZA-SZABŁOWSKI

Kontra: Pełnospektaklowe nic

Każda generacja wydaje na świat pewien odsetek ludzi wrażliwych, którzy muszą tworzyć i nie powinniśmy mieć o to do nich pretensji.

Tak się jednak składa, że w historii rozwoju ludzkości niektórzy giganci myśli mieli szczęście urodzić się przed nami. Przed Georgem Taborim był np. Szekspir. A cóż nowego, ciekawego i oryginalnego można jeszcze napisać po Szekspirze, czy po takim, dajmy na to Goethem?

George Tabori, współczesny autor znanych i wystawianych w Polsce sztuk: "Mein Kampf" czy "Wariacje Goldbergowskie" nie miał najmniejszych kłopotów z opanowaniem formy. Przy niezwykłej sprawności warsztatowej w posługiwaniu się piórem, jego utwory wykazują jednak charakterystyczną dla utworów końca naszego wieku treściową amorficzność. Sztuki Taboriego są wariacjami dramaturgicznymi budowanymi na rozpoznawalnych motywach literackich i tropach kulturowych. Z erudycyjną biegłością wykorzystuje autor cytaty z dorobku myślowego poprzednich pokoleń. Tworzy sceny-pastisze, przytaczając w nich sparafrazowane wypisy wielkiej literatury.

"Peepshow" Taboriego jest klasycznym przykładem sztuki z tzw. tematem zastępczym. Fabuła jest pretekstem do rozmów o sprawach uniwersalnych jak narodziny, życie, miłość, zazdrość, nienawiść, śmierć. Bohaterem sztuki jest Willie - młody twórca-nadwrażliwiec, który chciałby, a nie może. W obu planach: twórczym i ludzkim. No, cóż... Grecy pisali o bogach, Szekspir - o królach, współczesnym twórcom po-zostali... twórcy. I tak, w autotematycznym sosie, kręci się nasze coraz bardziej spsiałe życie teatralne.

Willie nie potrafi żyć w świecie pozorów, na który wydostał się - po dziewięciomiesięcznej sielance w łonie rodzicielki - po jej dosadnym: "Spieprzaj!". Jako ciągle nieprzystosowany nieudacznik sprowadza swoje życie do ustawicznej konwulsyjnej walki z wszelkimi przejawami ładu, dostatku, spokoju, harmonii, powszechnie akceptowanych, dobrych obyczajów. Tym samym jego życie na ziemi lokuje się w rejonach piekielnego koszmaru.

"Peepshow" Taboriego epatuje językowymi wulgaryzmami, niekiedy nawet wzbudzającymi śmiech mieszczańskich (bo któż inny chodzi do teatru?) widzów, chętnie "kupujących" wszelkie obscena i przejawy knajactwa w sztuce.

Reżyser-wizjoner Henryk Baranowski tym razem poszedł za pomysłami bohatera sztuki Williego: "Zupełnie możliwe, że zrobię z tego pełnospektaklowe nic. Pierwszy akt byłby - Drugi mógłby - A ostatni to po prostu nieskończona przestrzeń". O "Peepshow" w Teatrze Rozmaitości też można rozmawiać w kategoriach: "byłby" i "mógłby". Nieskończoną przestrzeń można sobie znaleźć samemu zupełnie gdzie indziej.

JANUSZ R. KOWALCZYK

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji