Artykuły

Metamorfozy w Studyjnym

Teatr Studyjny mile zaskoczył wyjątkowo udaną końcówkę sezonu. Najpierw 23 kwietnia prapremierą "Piersi" wg Philipa Rotha w reż. i adaptacji Grzegorza Kempińskiego. Przyznam, że w miarę zagłębiania się w lekturę wzrastał mój sceptycyzm co do możliwości przeniesienia tej arcytrudnej prozy na scenę, jej fizycznej konkretyzacji.Zagrać mężczyznę, który zamienił się w... damską pierś! Trzebaż było dopiero kunsztu aktorskiego Sławomira Suleja, by nie tylko przeistoczyć się w kobiecy organ, ale nade wszystko uwiarygodnić wszelkie niuanse takiej dziwacznej, na poły surrealistycznej sytuacji. Cała śmieszność, upokorzenie, żałosność, ale i głęboki dramat człowieka, który stał się piersią, bo w nią...uwierzył. Trochę, jak Józef K. z "Procesu" Kafki, który dobrowolnie przyjął na siebie brzemię niepopełnionej winy.

Alan Kepesh w kreacji Suleja buntuje się jednak. Przejmująca jest zwłaszcza scena z gasnącą przy twarzy aktora żarówką, gdy oto odkrywa, że i bunt nie ma sensu. Jest tylko przeraźliwa, niewyobrażalna samotność i pustka.

Sulej gra tak, jakby momentami pokpiwał, bawił się rolą, zatrzymywał dla obejrzenia efektu, jaki wywiera na widzach (a wywiera i to jak!). Jest przecież medyczno-hormonalnym dziwadłem. Publiczność ogląda go przez ogromną szybę z mnóstwem małych otworków. Przez dystans aktor próbuje oswoić niepojęte.Po ludzku broni się dlatego skazany jest na przegraną.

Drugi godny polecenia spektakl Teatru Studyjnego to "Przemiana" wg F. Kafki w reż. Zbigniewa Brzozy. Odbyły się dwie premiery. Jedna z udziałem austriackiego mima Waltera Bartusska, druga, w której tę samą rolę Gregora Samsy powierzono Mariuszowi Siudzińskiemu.

W rezultacie oglądaliśmy dwa różne przedstawienia. Gregor Bartusska nie mówi swoim głosem. Z off-u słychać Mariusza Siudzińskiego. Ten, jak łatwo się domyślić podyktowany koniecznością zabieg( bariera językowa) przydaje postaci Samsy dodatkowego elementu obcości. Alienuje go, pozbawia właściwie jedynej, dopuszczalnej po przemianie w robaka - formy słownego kontaktu z domownikami. Bartussek koncentruje się na ruchu. Kuli się w sobie, gwałtownie nieruchomieje, zastyga, porusza ramionami w taki sposób, jakby za chwilę miały pęknąć z trzaskiem. Przypomina trochę zaschnięte, na wpół żywe owady, więzione w słoikach. Tiulowe zasłony, oddzielające jego pokój tak od strony widzów, kojarzą się z jakąś monstrualnie wielką szklaną i zimną klatką.

W spektaklu z udziałem Mariusza Siudzińskiego punkt ciężkości zmienia się. Już nie tyle wyobcowanie Gregora, ile proces odczłowieczania się domowników zyskuje przewagę. Mimo całej nieporadności, jaka wynika z chodzenia do tyłu na rękach (brawa dla kondycji fizycznej aktora), wydaje się on w swoim nieszczęściu coraz bardziej ludzki w przeciwieństwie do budzącej rosnące przerażenie, upiorniejącej rodzinki. Im mocniej współczujemy Gregorowi, z tym większym niesmakiem postrzegamy hipokryzję, oschłość, okrucieństwo, małostkowość, drobnomieszczańską mentalność matki, ojca, a zwłaszcza siostry; która w ostatniej scenie także ulega przemianie w robaka.

Koszmarności całej tej galerii potworów przydaje technika rzutowania, zatrzymywania w kadrze scen spektaklu, zbliżania i powiększania twarzy, sylwetek, gestów. Sceneria, styl gry, makijaż aktorów, jak w niemieckich, ekspresjonistycznych filmach grozy "Nosferatu wampir", czy "Gabinet doktora Caligari". Jest nawet pianista w meloniku , "podkładający" muzykę pod spektakl, jak w niemym kinie lat 20-tych. Gorąco polecam! To jedne z najlepszych przedstawień, jakie w tym sezonie obejrzałam w Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji