"Madame Sans Gene"
Komedja Wiktoryna Sardou "Madame Sans Gene" należy do t. zw. "żelaznego repertuaru" teatralnego. Jej wystawienie zawsze ma rację bytu i zawsze jest aktualne. Bo przecież zawsze istnieją takie typy, jakie przedstawione są w komedii, zawsze istnieją dorobkiewicze, na każdym polu, którymi arystokracja z krwi i kości pogardza, ale którym do równać nie jest w stanie. Dorobkiewicz z rzędu tych, którzy własną pracą i własnemi zasługami wybił się zawsze zasługuje na najwyższe uznanie i rzeczy bez znaczenia, jak maniery czy sposób wrażania się nie powinny mieć żadnego wpływu na traktowanie człowieka.
"Madame Sans Gene" to przezwisko praczki z przedmieścia, bohaterki narodowej, wiernej i dzielnej markietanki wojsk francuskich, kochanki i żony początkowo sierżanta, a potem marszałka Francji, Lefebre'a. Zyskuje ona tytuł księżnej i miejsce na dworze, ale jednocześnie spada na nią grad złośliwych plotek i intryg. Gdy obraża siostry cesarskie zostaje wezwana przed oblicze samego Napoleona, ale zapowiedziana burza zmienia się w porozumienie z cesarzem.
Na scenie padają gorące słowa uznania dla tych wszystkich, którzy własną pracą zajęli wysokie stanowiska, spokojnie, ale bezlitośnie w swej prostocie i drwinie zostaje stwierdzony fakt, że syn szynkarza, cesarz, i to cesarz genjalny, to dwa razy więcej, aniżeli prawowity potomek starej rodziny królewskiej.
Pozorna obrona "niebieskiej krwi" jest przez autora zręcznie wyzyskana i obfituje w zdrowy dowcip i humor.
Postacie, występujące w sztuce, oparte na wiadomościach historycznych, jak np. komisarz Foucher i in., dają doskonałe uzupełnienie epoki i przy sposobności delikatnie przemycają rzeczy kształcące.
Sardou zdołał stworzyć postaci pełne życia, realne, a przytem miłe. Jednocześnie dał szerokie pole do popisu niemal wszystkim występującym.
W roli Katarzyny (Madame Sans Gene) świetnie spisała się p. Halina Doree. Dobre warunki zewnętrzne, uroda pomogły doskonale w tym wypadku. P. Doree umiała wykrzesać z siebie odpowiednią ilość życia, zdobyć się na ton, jakiego wymaga sytuacja i wreszcie wdziękiem swoim zdobyć widownię.
Przystojny p. Surzyński w roli Lefebre'a dzielnie sekundował swej partnerce, łącząc umiejętnie wojskowy sposób życia ze stanowiskiem marszałka. W niektórych momentach powinien być mniej łagodnym i podnieść więcej glos, ale są to usterki minimalne.
Niezwykle trudną rolę Napoleona dostał p. Piekarski. Nie wywiązał się z niej źle, wykazał w sposobie przemawiania dużo zrozumienia dla roli, ale stanowczo był zbyt ruchliwy.
Mierzejewski, jako hrabia Neuperg, dostosowywał się do całości.
Jedną z najlepszych postaci stworzył p. Cybulski, jako genialny tchórz i nadzwyczajny minister policji Foucher. Rola jego należała do bardzo wdzięcznych.
Reszta zespołu bardzo dobra, niemal bez braków. Reżyserja p. Małkowskiej umiejętna, wykazała zalety sztuki i pozwoliła artystom na popisanie się.
Bezwzględnie "Madame Sans Gene" należy do najlepszych przedstawień sezonu Teatru Ziemie Pomorskiej, któremu za tak udatne zakończenie roku 1935 należy się pochwała.
[data publikacji artykułu nieznana]