Artykuły

Belfer to brzmi dumnie!

"Belfer!" w reż. Michała Kwiecińskiego Kino Teatru Bajka z Warszawy podczas Tarnowskich Dni Edukacji. Pisze Mirosław Poświatowski w Temi.

Trwające przez cały czwartek i piątek Tarnowskie Dni Edukacji zakończył znakomity monodram "Belfer" Jeana-Pierre'a Dopagne, w wykonaniu Wojciecha Pszoniaka [na zdjęciu]. Dla Pszoniaka "Belfer" okazał się być swoistym debiutem - jest to pierwszy monodram w dorobku 63-letniego sławnego aktora.

Niejeden nauczyciel obecny na spektaklu zatęsknił pewnie do tych chwil, kiedy to "belfer" był prawdziwym autorytetem, a w klasie można było usłyszeć muchę. Cofając się tak wstecz, można sięgnąć myślą również do czasów, gdy powszechnie w szkołach stosowano kary cielesne. Ba! Sądząc po tym, jak wychowana była przedwojenna inteligencja, a jak wygląda ona dzisiaj, wyciągnąć można wniosek o zbawiennym wpływie kar tychże na poziom "rozwoju ogólnego" młodego człowieka.

Dlaczego o tym dywaguję? Ano dlatego, że akcja sztuki "Belfer" może mieć miejsce "w dowolnie wybranym kraju europejskim", a jej bohaterem jest przepełniony ideałami nauczyciel, którego pragnienie dzielenia się wiedzą, z takim zapałem zdobywaną przez lata, boleśnie zderza się z realiami współczesnej szkoły. "Dawniej wstalibyście z miejsc" - już w tych pierwszych, precyzyjnie wybranych przez autora sztuki słowach wyraża się sedno całego spektaklu. Mamy w nim całą galerię postaci - "uczniów". Aroganccy, bezczelni, chamscy, zblazowani, obojętni - jestestwa zredukowane do samego instynktu, pełne "praw", nie nawykłe obowiązków. Wszyscy ci, dla których "w zadanym wypracowaniu najistotniejsze jest, ile ma mieć stron". - Chciałem im pomóc rozkochać się w literaturze - opowiada Belfer, mówiący, iż wciąż pamięta swe rozmowy z Sofoklesem, czuje łzy Antygony, słyszy śmiechy dobiegające z Aten. Teraz świat literatury - szerzej: świat kultury i sztuki pyta się: "my wam to przekazaliśmy w darze, a co wy z tym zrobiliście? Gdzie wasze łzy, gdzie wasz śmiech?". - Nigdy więcej nie wziąłem swoich zwierząt do teatru - kwituje swoje wysiłki i nieme pytania wieków nauczyciel literatury.

W sztuce roi się od ironicznych, celnych i ostrych jak brzytwa spostrzeżeń, przetykanych znanymi z codzienności przykładami. Jest opis gwałtu na nauczycielce i obojętność "środowiska", jest nieme przyzwolenie na przemoc w szkole, w imię "dobrego jej imienia"; ot, zmowa milczenia - skąd my to znamy? Jest dyrektor, który "po wszystkim" mówi nauczycielce "proszę przestać płakać", jest adwokat dowodzący, że nigdy nie jest się jedynie ofiarą - "pani sama trochę musiała tego chcieć, czemu pani nie uciekła?" - skąd my to znamy?!

- Dlaczego nie mówi się: jestem nauczycielem, tylko: pracuję w szkolnictwie - pyta Belfer w spektaklu. - Czy piekarz mówi: pracuję w piekarnictwie? Czy więc rzeczywiście jest tak, jak chce autor sztuki, mówiący słowami swego bohatera, czy rzeczywiście jest tak, że "szkoła jest niczym burdel, a belfer jak dziwką - która nawet nie ma prawa wyboru i musi udawać że to go kręci"?

Owa codzienna trauma przeżywana przez Belfra, ów pojawiający się zaraz po przebudzeniu obrazek martwych spojrzeń, "zwalonych" na ławki ciał uczniów, obrazek słów wypowiadanych w próżnię, owo jarzmo niesione przez lata ma w spektaklu swój zaskakujący finał. W tej historii, inaczej niż w życiu, to nauczyciel strzela do uczniów, to on ich zabija. Wtedy "wszyscy pytają: dlaczego? Dlaczego nikt nie pyta: jak? Dlaczego nikt nie pyta, jak wytrwałem tyle czasu..."

Opowieść Belfra nigdy się nie kończy - ona trwa, i trwa, i trwa. I oto nauczyciel literatury przemienił się w aktora - co dzień wywożony jest z więzienia, by w innym miejscu opowiadać swoją historię. - Ja pana nawet rozumiem - stwierdza odpowiedzialny za tą decyzję minister edukacji. - Pan widział kiedyś posiedzenie rady ministrów? Dlatego też nauczyciel literatury zwraca się bezpośrednio do widza: "Nie przyszliście do teatru dla samego teatru. Przyszliście zobaczyć potwora." Tej gry z widzem jest w monodramie więcej; więcej jest uwag i pytań rzuconych w przestrzeń. "Co to znaczy być aktorem? Wytrwać półtorej godziny na scenie? A co to znaczy być nauczycielem? Wytrwać..."

Narracja spektaklu jest niespieszna - snuje się bez fajerwerków, a przecie wciąga, broniąc się wypowiedzianym słowem i tekstem po prostu. Kilkakrotnie wybuchające salwy śmiechu są śmiechem gorzkim i w jakiejś mierze uwalniającym; to wnoszą się, to zamierają, zastygłe, prowokując do rozmaitych rozważań. Rozważań chociażby o ustawowym obowiązku nauki, który sprawia, że wiedza i edukacja nie jest w cenie.

"Belfer" to z całą pewnością dramat znakomity, celny, mądry, współczesny i do bólu prawdziwy - jeden z tych, których ostatnimi czasy jak na lekarstwo... Jedynego rozczarowania doznałem podczas finału - nazbyt on rozwlekły, przegadany, pozbawiony mocnej puenty, która gdzieś się rozmywa, przygnieciona coraz to kolejnymi "ostatnimi słowy". Mimo to wielka szkoda, że Wojciech Pszoniak zagrał ten monodram w Tarnowie tylko raz i wielu miłośników dobrego teatru nie będzie mogło "Belfra" u nas zobaczyć...

I jeszcze jedno - tuż przed spektaklem dobiegła mnie plotka, że wcześniej w tarnowskim magistracie odbyło się... szkolenie antyterrorystyczne. Owo szkolenie, o ile rzeczywiście miało miejsce, stanowiłoby wraz z "Belfrem" jakże wspaniałą, jakże wymowną klamrę spinającą pierwsze w Tarnowie "Dni Edukacji"...

Wojciech Pszoniak z monodramem "Belfer" gościł w Tarnowie w ubiegły piątek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji