Artykuły

"Nie igra się z miłością" Alfreda de Musset w Teatrze Rozmaitości

Przekład Boya-Żeleńskiego

Nazwano Musseta poetą młodości i miłości. Jego utwory dramatyczne nie były pisane z myślą o scenie, lecz dla czasopisma literackiego, gdzie ukazywały się pod wspólnym tytułem "Spektakl w fotelu", lub "Komedie i przysłowia". Były pisane dla czytelników, a nie dla widzów. Stąd lekceważenie konstrukcji dramatycznej i fantastyczny, arabeskowy splot wątków, ujmowanych najchętniej w formę przewlekłych dialogów, w których ten romantyk wypowiada siebie - swoje myśli i uczucia. Prawie we wszystkich komediach Musset jest sam na scenie ukazując swoje oblicze typowego "dziecięcia wieku", przewrażliwionego, targanego namiętnościami. Ze szczególną pasją śledzi Musset budzenie się serc jeszcze prawie dziecięcych do pierwszej miłości. Subtelnie i wnikliwie studiuje uroki kobiecej kokieterii wrodzonej kobietom, które ubiegając się o względy ukochanego prowadzą często niebezpieczną grę, gdy chcą go zdobyć pozorną obojętnością. Musset jest wiecznie młody i wiecznie żywy przez to, że dzięki poetyckiej intuicji wkradł się do najgłębszych, najbardziej krytych tajników ludzkiego serca.

Takie są istotne i najważniejsze walory mussetowskiego teatru. "Nie igra się z miłością" - to poetycka fantazja na temat dwóch kochających się serc, którym staje na drodze sztuczność wychowania klasztornego baronówny i lekkomyślność młodzieńca, szukającego pochopnie pocieszenia w ramionach prostej, szczerej dziewczyny z ludu - Rozalki. "Igraszki miłosne" dwojga zakochanych prowadzą mimowoli do samobójstwa Rozalki, która pokochała panicza pierwszą, dziecinną jeszcze miłością. Fantastyczna i pogodna sielanka kończy się tragicznie. Subtelna, pastelowa w rysunku intryga sztuki rozgrywa się na dziwacznym tle domu barona, otoczonego parą groteskowych księży i starą panną - ochmistrzynią Pluche. Musset pokazuje śmieszne typy księży - proboszcza i preceptora - których zainteresowania zamykają się w kręgu pijaństwa, obżarstwa i złośliwych intryg. Ma to być prawdopodobnie konkretna ilustracja atmosfery, jaką wyniosła baronówna Kamilla z klasztoru. Jest w tym odblask libertyńskiego uśmiechu Woltera, jak w romantycznych spotkaniach Oktawa z Kamillą czy Rozalką - można odcyfrować wspomnienie sielankowych marzeń Jana Jakuba Rousseau ("Drzewa i łąki dają najpiękniejszą lekcję - uczą zapomnieć to, co się umie"). Lecz nade wszystko Musset jest zachwycającym poetą o rozpalonym sercu i wyobraźni. Sztuki Musseta na scenie muszą być pokazane w kształcie poetyckim z zachowaniem całego wdzięku, z podkreśleniem subtelności i umiejętności wkradania się do ludzkich serc. Wszystkie inne momenty sztuki, całe dziwaczne tło wraz ze śmiesznymi figurami musi przesuwać się bardzo szybko, prawie migawkowo, jak na ekranie, by stworzyć ledwie dostrzegalny obraz, jak gdyby akompaniament.

Spektakl w Teatrze Rozmaitości bardzo odbiegał od takiego właśnie wyobrażenia o teatrze Musseta. Wyolbrzymione tło wysunęło się na pierwszy plan, przytłaczając sobą główny wątek sentymentalny. Pastelowa sielanka znalazła się w cieniu, by ustąpić miejsca satyrze na księży - obżartuchów, przedstawionych w formie odbiegającej daleko od kształtu komediowego, wykoszlawionych w potworną karykaturę. Nie było w tymi przedstawieniu nawet cienia finezji, cechującej francuską komedię. Scenę przedzielono na dwie części wielkim "landszaftem", wymalowanym na paroskrzydłowym parawanie, który rozsuwał się co chwila, ukazując wnętrze saloniku barona z fortepianem na pierwszym planie i ciągle tyłem do widowni siedzącym baronem, który grał "od rana do wieczora", wyrażając głośnymi akordami swój gniew na otyłych i łakomych księży. Identyczne sytuacje powtarzały się tak często, że wreszcie stało się to nudne. Nadomiar złego skrzydła "landszaftu" zacinały się w zawiasach jak źle dopasowane! drzwi szafy. W tych warunkach trudno marzyć o poetyckim nastroju.

Janina Anusiakówna (Kamilla) i Witold Sadowy (Oktaw) robili duże wysiłki, by wydobyć poetyckość tekstu Musseta. Obije mają czystą dykcję i grali z przejęciem - niestety kilka szczęśliwych momentów nie mogło ocalić całości. Ujmująca wdziękiem i prostotą była Maria Jarecka w roli Rozalki.

Kuglarz (Szczepan Baczyński) oraz gromadka krzykliwie roześmianych chłopaków i dziewcząt - to grupa również rozsadzająca ramy tak stylowego utworu, jakim jest "Nie igra się z miłością". Oni też przyczyniali się do rozpraszania uwagi i dezorientacji widza, który w tym galimatiasie rodzajów scenicznych i stylów gry nie mógł wyłowić głównej myśli autora. Baron (Jerzy Wasowski) w niewielu chwilach wolnych od gry na fortepianie miotał się żywiołowo po scenie. Był zbyt młody w wyglądzie i ruchach jak na ojca dorosłego syna. Panna Pluche (Irena Oberska) - to nieprawdopodobne czupiradło z drugorzędnego skeczu, a nie figura komediowa. Trudno zrozumieć jej cyrkowe ruchy i przypominające cyrk walki przy pomocy parasola z księdzem Blazjuszem (Wiktor Rychter), który był fatalnie ucharakteryzowany - nie pozwalał nawet na chwilę zapomnieć, że jest "przebrany" - jak to się często zdarza w teatrzyku amatorskim. Fatalnie była zrobiona zwłaszcza jego figura - wielki brzuch źle "siedział". Bardziej przekonywująco wypadła sylwetka Księdza Bridaine (Jan Nowicki), choć i on nie ustrzegł się szarży, psującej komediowy ton sztuki Musseta. Całe przedstawienie troiło się zresztą od tanich efekcików, które trafiają w próżnię, bo nie mają w tej sztuce żadnego uzasadnienia.

Niestety - Alfred de Musset nie może zaprotestować...

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji