Artykuły

Na bosaka

TEATR Nowy w Warszawie ma dobry sezon. Ciekawe przedstawienie "Don Juana" Moliera na dużej scenie przy ul. Puławskiej i dwa interesujące wydarzenia artystyczne w filii tego teatru - Piwnicy Wandy Warskiej przy Rynku Starego Miasta. Po spektaklu, skomponowanym z dziecięcych utworów Stanisława Witkiewicza, oglądaliśmy mało znaną sztukę Witolda Gombrowicza pt. "Historia", znalezioną w papierach pisarza już po jego śmierci. Prapremiera tej sztuki odbyła się w Monachium w 1977 roku.

Mamy niemal festiwal sztuk Gombrowicza na scenach polskich. Świadczy to o ambicjach reżyserów, ale zarazem wzbudza niepokój, bo ostatecznie najznakomitszy autor może znużyć widownię, gdy bez miary poponuje się jej te same sztuki w podobnych intepretacjach. Tym razem jednak teatr uniknął niebezpieczeństwa zanudzenia Gombrowiczem. Zadecydowały o tym urok i tradycja miejsca, lekka i dowcipna gra aktorów z półdystansu wobec autora, jego problemów, postaci i wobec widza, którego wciąga się, oczywiśoie nie natrętnie, do tej wspólnej zabawy w gombrowiczowskie obsesje. A taką obsesją tego pisarza jest na pewno temat "rodzina".

"Niemal wszystkie utwory autora "Ferdydurke" opowiadają o destrukcji rodziny, o jej celowym demontażu, który jest naczelnym celem działań głównego bohatera" - pisze Jerzy Jarzębski w swojej książce "Gra w Gombrowicza". A że jest to bohater niedojrzały zazwyczaj, ta "demaskacja" działa na dwa fronty.

Rodzina jako silnie powiązana ze społeczeństwem, narodem - ulega ale i oddziałuje na historię a boje rodzinne, zrywy młodzieńczego buntu przeciw mamie, tacie i ciociom przeradzają się często w bunt przeciw zastanej rzeczywistości społecznej. To pięknie, tylko że bunt przybiera nie zawsze dojrzałe formy lub nie staje się skuteczny. Bohater szuka więc owego punktu, na którym wesprzeć może ramię dźwigni wywracającej świat.

U Gombrowicza jest nią znak, który staje się określoną konkretyzacją formy a także i symbolem. W "Historii" Witold (Syn i Bosonóg), młodzieniec w interpretacji Krzysztofa Lufta, wielce do autora podobny, a przy tym wewnętrznie kryjący swoje rozterki pod maską uporu, zaczyna od zrzucenia butów. To budzi zdziwienie, potem zaniepokojenie Ojca, pana o dobrych chęciach i nie najskuteczniejszych metodach wychowawczych, Tomasz Zaliwski jest stanowczy i dobrotliwy, także jako cesarz, zatroskane oburzone zatroskanie Matki - (Teresa Lipowska) bardziej już stanowczej budzi popłoch u siostry i (Księżniczki) - Elżbieta Skrętowska, która bliska jest spazmów spowodowanych wyskokami braciszka.

Aktorzy nie mnożą komplikacji, reżyser prowadzi przedstawienie w niełatwych warunkach ciasnej piwnicy sprawnie, lekko, dowcipnie, a wszystko kończy się we właściwym czasie, całość zaś spina świetną klamrą swojej muzyki Andrzej Kurylewicz. Szkoda, że w Piwnicy Wandy Warskiej nie może zmieścić się więcej niż na oko, pięćdziesięciu widzów.

Jakże często nam się śni, że w niekompletnym stroju wędrujemy na salony, wędrujemy ulicami. Ale Witoldowa dobroć urasta do rangi ideologii, posługuje się niejako chwytem mającym wyrazić dotychczasowe konwenanse dworskie i zasady dyplomacji, a więc daje złudzenie, że i tak boso i naiwnie przestraszyć można wściekłe moce historii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji