Artykuły

Trójmiejskie premiery na Gdańskim Festiwalu Tańca

II Gdański Festiwal Tańca w ocenie Magdaleny Hajdysz z Gazety Wyborczej - Trójmiasto.

Gdańskiemu Festiwalowi Tańca przyświeca hasło odwagi (coraggio). Choć realizować je miały głównie projekty zagraniczne, przez jego pryzmat można odczytać siedem premierowych spektakli trójmiejskich.

Gdański Festiwal Tańca, oprócz tego, że zaprasza znamienitych gości, stanowi przede wszystkim przegląd twórczości trójmiejskich tancerzy. W tym roku aż siedem (mimo dwóch odwołanych: "Play Plaj" Grupy Plaj i "Panul" Darii Jędry) spośród czternastu spektakli z Trójmiasta to były premiery. W telegraficznym skrócie - dwa sola, dwa eksperymenty, performance, teatr tańca i spektakl taneczny. Taką różnorodność trudno podporządkować jednemu hasłu i oceniać w jednym tekście. Jednak pewnie częściowo przez przypadek wszystkie te spektakle w różny sposób zrealizowały festiwalowe hasło odwagi.

Od dawna dużą odwagą wykazuje się na przykład, utalentowana i nieobliczalna w swych pomysłach tancerka Maria Miotk, wychowanka Sopockiego Teatru Tańca (Dawniej Teatr Okazjonalny). Pełnymi garściami czerpie z różnych stylistyk i tematów, nie ograniczając przekazu jedynie do tańca. Tym razem jednak jej ambicje częściowo pogrążyły ciekawą próbę opowiedzenia poprzez taniec "Tajemniczej śmierci Normy Baker", znanej jako Marilyn Monroe. Przemyślany ruchowo, mocno osadzający w fizyczności rozwarstwioną na cztery postać Marilyn spektakl został "rozrzucony" przez dziwne, drażniące, zbyt ekspresywne wstawki "aktorskie", elementy białego śpiewu, nie do końca opanowane rekwizyty i nie zawsze nadążającą muzykę graną na żywo (wiolonczela). Z powodu tej niepotrzebnej różnorodności ucierpiały bardzo partie taneczne/ruchowe, w których najciekawsza i najbardziej skupiona była Dorota Zielińska z Bałtyckiego Teatru Tańca. Ten spektakl po raz kolejny pokazał, że nie każdy tancerz może być choreografem, i że młodym twórcom nie brakuje odwagi, lecz pokory.

O tym, że twórcza odwaga prowadzi nieraz na manowce, przekonał mnie performens "Hungrige Herzen" Teatru Patrz Mi Na Usta. Inspiracją do jego stworzenia byli poszczególni członkowie zespołu oraz ich osobiste przeżycia, co przy wykorzystanej przez nich estetyce absurdu i kiczu w dużej mierze odebrało widzom narzędzia do odczytania zawartych w "spektaklu" treści.

Pomysłodawca "Hungrige Herzen", Krzysztof "Leon" Dziemaszkiewicz, znany jest z bardzo sprawnego posługiwania się formą performensu, tym razem jednak trochę przesadził, budując całość ze zbyt luźno połączonych ze sobą fragmentów, z których każdy nadawałby się na osobny występ. Bardzo ciekawym zabiegiem było zaproszenie do współpracy Julii Mach, tancerki o znakomitym warsztacie i anielskiej urodzie, oraz zdolnej, świetnie czującej atmosferę tej realizacji amatorki, drobniutkiej Iwony Baranek.

Jak zawsze mocno zaznaczyła swoją obecność tez Anna Steller. Natomiast trywialna, nieprzemyślana wypowiedź performera Kuby Bielawskiego, który najpierw przez większość czasu oklejał krzesło taśmą, niekorzystnie zmieniła wydźwięk tej niespójnej, ale bardzo skupionej całości i była trudniejsza do zniesienia, niż sfilmowane konsumowanie przez Leona zwierzęcego serca.

Mimo że od jakiegoś czasu pilnie śledzę twórczość Teatru Amareya, zupełnie nie byłam przygotowana na to, co w swoim solowym spektaklu pokazała Agnieszka Kamińska. W "Ocaleni. Na skraju nieba" z ogromna siłą przemówił jej niepowtarzalny styl. Zainspirowana powieścią "Żelazna orchidea" Marka Jankowskiego stworzyła afabularną opowieść o chłopcu, ukrywającym się przed wojenną zawieruchą w szpitalu psychiatrycznym oraz o jego matce. Za pomocą czytelnego, dopracowanego ruchu i kubistycznej, budowanej światłem scenografii i bardzo mocnym, odważnym rekwizytom (np. "powieszone" na sznurze lalki-niemowlęta) pokazała cały wachlarz emocji rozdzielonych: dziecka i matki, znajdując w tym obrazie miejsce zarówno na radość, jak i rozpacz. W "Ocalonych..." nie tylko scenografia i kostium są przejrzyste i oszczędnie stosowane (może oprócz rozmiarów gigantycznej kostki do gry), ale też przekaz. Kamińska skupiła się na prostej, skrótowo potraktowanej historii, poprzez postaci uruchamiając nieskończenie wiele odczytań. Wyświetlana na podłodze ogromna szachownica zdawała się cały czas przypominać, że od życia nie można oczekiwać czystej gry.

Bardzo odważny spektakl/performens stworzyły założycielki świętującej w niedzielę swoje piąte urodziny grupy Good Girl Killer. "Konik morski wiedziony swym popędem" powstał, jak poniekąd wskazuje tytuł, z fascynacji tymi niezwykłymi stworzeniami - nie tyle ich płciowością, co raczej specyficzną umiejętnością długiego pozostawania w pozornym bezruchu. W ten sposób widzowie poddani zostali pewnemu eksperymentowi - czy i jak długo są w stanie patrzeć na ruch, którego nie widać? Tancerki stały nieruchomo na podłodze, na której wyświetlany był film z podwodnym światem, będącym w nieustannym ruchu. Samo to stwarzało więc iluzję, że tancerki "płyną", "stojąc" nieruchomo w wodzie jak koniki morskie. W rzeczywistości jednak cały czas wykonywały prosty, powolny ruch, który dostrzegalny był jedynie poprzez widoczną po jakimś czasie zmianę pozycji ich ciała.

Większość widowni zaakceptowała ten ciekawy eksperyment, pozostając na sali do końca, choć artystki zostawiły im przezornie wolny wybór - drzwi do sali były cały czas otwarte. Ciekawe, jak zareagowałaby, gdyby trwało to 2 lub 3 godziny, zamiast niespełna 30 minut?

Z okazji urodzin powstał także solowy spektakl Magdy Jędry "Konfetti", w którym artystka opowiada o sobie, próbując spojrzeć na tworzony obraz siebie z dystansu. Buduje go ze "strzępów siebie", którymi obsypuje się jak konfetti - spotkanych ludzi, odczuwanych emocji, wspomnień, muzyki, której słucha i do której tańczy. Wielokrotnie bierze do ręki mikrofon - ale nic do niego nie mówi. Jej głosem jest mówiące ciało, które przetwarza wszystkie treści. "Konfetti", może dlatego, że tak osobiste, uwewnętrznione, jest trudne w przekazie, podobnie jak poprzedni "Parallel". Tutaj jednak Jędra używa dużo bardziej komunikatywnego ruchu, bardziej dopracowanego i wykończonego, który jednak, jej zwyczajem, w dużej części składa się z improwizacji.

Do trójmiejskich premier oraz odważnych działań artystycznych należy zaliczyć tez inny eksperyment, jakim był współfinansowany przez Klub Żak, stworzony w ramach festiwalu "Off Żak Project". Jego celem było wprowadzenie działań performatywnych tancerzy do przestrzeni centrum handlowego i zadanie pytania, czym w takim miejscu jest tańczące ciało i czy otaczająca atmosfera zmienia nasz sposób postrzegania sztuki. W tym znakomicie przygotowanym projekcie wzięli udział tancerze z Trójmiasta i z Polski, a choreografię całości przygotowała Kaya Kołodziejczyk. Reakcje publiczności były różne - od oburzenia, przez całkowitą obojętność, aż po zachwyt i uznanie. Szkoda jedynie, że Klub Żak nie wykorzystał tego wydarzenia do bardziej otwartej promocji Gdańskiego Festiwalu Tańca.

Ostatnią z omawianych premier jest spektakl "Ciche ciało" Teatru Kino Variatino Ani Haracz, która odważnie postanowiła niemal całkowicie go zmienić, pozostawiając jednak kilka ważnych elementów. To druga premiera tego spektaklu - w miejsce Ani Krysiak weszła Kasia Pastuszak z Teatru Amareya. To ryzykowny zabieg, ale całkowicie udany. Nowe "Ciche ciało", to spektakl czytelny, przejrzysty, mocniejszy. Poszczególne sceny są ruchowo dopracowane, a fragmenty solowe i duety wypełnione obecnością i osobowością tancerek. Całość, to nie powstały ze ścinków patchwork, ale spójna i ciekawa opowieść o ciemiężonym, hamowanym i niedocenianym ciele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji