Artykuły

Milczenie jest ołowiem

DZIWNE, przedziwne losy ma za sobą - może także i przed sobą! - sztuka Romana Brandstaettera pt. "Milczenie", której premierę oglądał polski Londyn kilka dni temu. W Polsce była wystawiona jeden jedyny raz, mianowicie w Gdańsku. Po pierwszym spektaklu władze ściągnęły ją z afisza. Teatr krakowski zaczął próby, ale przerwał je szybko na rozkaz jakiegoś naczalstwa.

Zaznaczyć wypada, że krakowski teatr prześciga inne polskie sceny w iście lokajskiej dyscyplinie, ostatnio bowiem dyrektor wymazał powtarzające się często w "Horsztyńskim" Słowackiego, określenie "Moskale" a przy sposobności zmienił finał dramatu, w którym zdrajca, hetman Kossakowski, ginie na szubienicy, powieszony przez lud wileński. O tych rzeczach ze sceny mówić nie wolno, jak nie wolno używać słowa "Moskal" w teatrze, który pierwszy wystawił przed jakimiś siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu laty "Kościuszkę pod Racławicami" Anczyca. Zdarzało się często w okresie poprzedzającym pierwszą światówkę, że oficerowie rosyjscy przyjeżdżali do Krakowa, oczywiście ubrani po cywilnemu i chodzili gorliwie na przedstawienia "Kościuszki".

A dzisiaj w tym teatrze słowo "Moskal" jest surowo zakazane.

"MILCZENIE", o czym wiedzą czytelnicy "Tygodnia Polskiego", grane było w Sztokholmie. Ze swej strony dodam, że według prasy szwedzkiej powodzenie było ogromne o czym świadczy m. in. zdanie: "Kurtyna po zakończeniu sztuki podniosła się aż siedem razy, publiczność zgotowała wielką owację aktorom i reżyserowi. Nawet rozległy się okrzyki: "Autor! Autor!" - ale Polak na szwedzką premierę swej sztuki nie przyjechał".

Szwecję wyprzedziła Austria, mianowicie teatr w Grazu i Wiedniu. Brandstaetter otrzymał nagrodę międzynarodowego konkursu w Bregencji. Zapowiedziane są już przedstawienia w Stanach Zjednoczonych. Paryż ogląda tę sztukę w Theatre de Tertre. Londyn ogląda ją w "Ognisku Polskim".

Polska nie ogląda jej wcale.

BRANDSTAETTER napisał "Milczenie" za czasów, gdy pełnym blaskiem świeciło "Słoneczko" Stalina, a chciał je wystawić, gdy w Polsce zajaśniało październikowe słoneczko Gomułki. Sprawa ściągnięcia "Milczenia" z prób w teatrze krakowskim nie jest zbyt świeża, ma bowiem za sobą dwa i pół lat. Dnia 1 października 1956 r. odbyła się dyskusja, w której wzięło udział kilku literatów i teatrologów, a mianowicie Edward Csato, Tadeusz Drewnowski, Julian Przyboś, Konstanty Puzyna i Adam Tarn. Stenogram tej dyskusji przynosi miesięcznik "Dialog". Przyboś powiedział, że jest rzeczą "oburzającą usunięcie z prób sztuki bez jej ujawnienia szerszej opinii publicznej". Wtórowali mu zgodnie wszyscy z wymienionych literatów, a w finale padły trzy następujące zdania:

Tarn: "Proponuję, żebyśmy zakończyli dyskusję, wyrażając nadzieję że sztuka będzie wystawiona."

Przyboś: "Nie nadzieję - żądanie!"

Tarn: "To jeszcze lepsze zakończenie dyskusji".

Rezultat? Minęło dwa i pół lat i ani nadzieja ani żądanie spełnione nie zostały. Sztukę Brandstaettera wolno grać wszędzie, tylko nie w Polsce.

NIE ZAMIERZAM streszczać "Milczenia", ani też pisać recenzji. Zrobiłbym jednak dotkliwą krzywdę reżyserowi, Kielanowskiemu i wszystkim wykonawcom, gdybym nie powiedział, że przedstawienie było doskonałe. Wojtecki w roli głównej dał kreację dużej miary. Dość ryzykowny, bo trwający chyba kwadrans, pijacki a tragiczny monolog, był zagrany świetnie. Cóżby jeszcze dodać? Publiczność podczas wszystkich trzech aktów Milczenia siedziała w milczeniu jak zamurowana, niemal bez oddechu. Podczas spektaklu myślałem o trójce skomercjalizowanych pisarzy, więc o p. Zofii Kossak-Szczuckiej, o Mackiewiczu i Wańkowiczu, którzy wybrawszy lekki chleb, pojechali w dyrdy do Warszawy. A oto teraz, po złudnych miesiącach wolności październikowej, stoi im nad maszyną i nad karkiem cenzor i mówi: "Wolno wam pisać tylko o tym, co pozwala cenzura! Musicie pisać tak, jak ja wam dyktuję! Ja płacę i wymagam! Macie mnie słuchać!"

Główna postać "Milczenia", literat Ksawery Poniłowski, woli nie pisać wcale, niż pisać tak, jak mu każą. Skazuje sam siebie na milczenie. Rzucił na papier jakieś nowele, spreparowane według socrealistycznego schematu i zyskał uznanie urzędowych krytyków ale stracił szacunek dla siebie. Złamał pióro, zaczął najpierw zaglądać do kieliszka, potem rozpił się w straszliwy sposób. Zalewa robaka, chleje na umór. Właściwie od rana do nocy i od nocy do rana jest urżnięty, a jego monolog, o którym wspomniałem, to pierwszy dzwonek, oznajmiający delirium tremens.

Lecz ten nałogowiec budzi w nas i głęboką sympatię i szczery szacunek. To ktoś z charakterem, ktoś do dna nieszczęśliwy i zarazem konsekwentny. Umie w niebezpiecznych okolicznościach dochować przyjaźni i ryzykując wiele, ukrywa w swym domu przyjaciela, którego ściga milicja. Władze, na podstawie donosu, aresztują owego przyjaciela. Żona Poniłowskiego uwierzyła w to, że denuncjatorem był jej mąż, który ze wszystkich sił broni się przed tym niesłusznym zarzutem, mówiąc rozpaczliwie: "Nie ja! Nie ja!" Żona nie wierzy. Jej brak zaufania stanowi kropkę nad "i", doprowadzając do samobójstwa.

DENUNCJATORKĄ jest rodzona córka. Podsłuchała rozmowę ojca z ukrywającym się przed milicją przyjacielem, natychmiast pobiegła na policję i powiedziała, że przychodzi z rozkazu ojca. (Wbrew temu, co przed chwilą powiedziałem, streszczam w grubszych zarysach sztukę).

Jeden z krytyków szwedzkich pisze: "Jeśli nie jest to arcydzieło, w każdym razie jest to wstrząsający dokument, jest to ściszony krzyk z tamtej strony". Inny krytyk, Ebbe Linde, pisze na łamach "Dagens Nyheten": "Sztuka Romana Brandstaettera jest osiągnięciem moralnym tego samego typu co Borysa Pasternaka 'Doktor Żywago'. Pozornie beznadziejna i deprymująca zawiera jednak w sobie siłę wiary, nadziei i miłości lepszego życia".

Lecz bieżące życie, które przedstawia Brandstaetter, jest koszmarem nie do zniesienia. Szczęśliwa w tym życiu jest jedynie córka bohatera, głupia, bezmyślna papuga, która powtarza w kółko wyuczone na pamięć, idiotyczne, wyświechtane frazesy, komunały i slogany partyjne. Ona nimi oddycha, one są dla niej codziennym pacierzem. Ta dziewczyna ma wszystkiego kilkanaście lat i już jest szpiclem. Biegnie do komisariatu policji z wywieszonym jęzorem, pewna będąc, że spełnia wielkie zadanie. Ona wierzy w swe posłannictwo, w swą misję.

Ulgę przynosi nam chwila, gdy ojciec wypędza córkę ze swego domu, mówiąc: "Idź! Idź!" I znowu muszę pochwalić p. Wojteckiego za to, że nie krzyknął, lecz wypowiedział te słowa ledwie dosłyszalnym szeptem, który sprawia wstrząsające wrażenie.

WYDAJE się nam, że wiemy wszystko o życiu w Polsce, a tymczasem sztuka Brandastaettera mówi, że nasza wiedza jest minimalna, że nawet w przybliżeniu nie znamy atmosfery, która tam panowała do października i zaczyna panować ponownie teraz, o czym świadczy zakaz grania tej sztuki. Milczenie było regułą za czasów Bieruta, staje się regułą w czasach Gomułki. A milczenie jest w tym wypadku nie złotem, ale ołowiem.

W cytowanej dyskusji literatów; wyrażono opinię, że ten dramat jest zbyt optymistyczny. Przyboś mówi: "Sztuka wydaje się już nie dość ostra. Zbyt łagodnie przedstawia dramat milczenia wobec terroru, jaki dręczył ludzi w Polsce, w wiadomym okresie... sztuka politycznie łagodna, krytyka niedogłębna.... Skoro jednak sztuka zakazano, można mieć pewność, że wystawienie jej miałoby duże znaczenie, sztuka przyniosłaby katharsis, oczyszczenie".

No, ale nie wystawiono jej, choć od zbiorowego protestu literatów przeciwko zakazowi cenzury minęło dwa i pół lat "odwilży", która zmienia się szybko na przymrozek.

CENZURA wymazała słowo "Moskal" w dramacie Słowackiego, cenzura skreśliła w "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego modlitwę do Boga o wyzwolenie, cenzura skazała sztukę Brandstaettera na ołowiane milczenie. Wolno grać jej przekład w Austrii, Szwecji, Francji, wolno ją grać w oryginale, po polsku, tylko na małej scence "Ogniska Polskiego". W tzw. Polsce "ludowej" jest zakazana.

Wosprieszczeno cenzuroi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji