Artykuły

Milczenie

W polskim teatrze w Londynie odbyła się premiera sztuki Romana Brandstaettera p.t. "Milczenie". Reżyserował Leopold Kielanowski, dekoracje- Tadeusza Orłowicza. Bohatera sztuki grał Wojciech Wojtecki, żonę jego Krystyna Dygatówna, córką była Barbara Galicówna, prokuratorem Ryszard Kiersnowski, a prócz nich wystąpili Artur Butscher i Feliks Stawiński. Tak zatem utwór, zdjęty ongiś dla odwagi swej myśli z prób w Krakowie, ograniczony w kraju zaledwie do skromnego ilościowo druku i do kilku wystawień na prowincji, a grany obecnie z powodzeniem w Sztokholmie i Paryżu, został w polskim teatrze w Londynie.

Sednem treściowym sztuki są dzieje pisarza, który przed październikiem 56 r. zmuszony kłamać w życiu i twórczości, niszczeje jako człowiek i jako artysta. Jego samobójstwo w godzinie rozpaczy i wierności wobec sumienia staje się jedyną i ostateczną przewagą moralną nad siłą nieludzkiego państwa, które obraca w ruinę nawet wnętrze człowieka. Brandstaetter ukazał tu bowiem ludzi w momencie takiego rozbicia i spustoszenia, że nie działają już w nich samodzielne akty osobowości, zdolne porządkować los, uspokajać nieszczęście i odnajdywać ocalenie. Te wnętrza są już nieczynne jako twórcze źródła życia. "Milczenie" Brandsaettera nie jest sztuką psychologiczną.

Tymi pustkowiami rozpaczy i beznadziei rządzi bowiem nie prawo duszy, ale prawo polityki stworzonej przez ludzi, którzy - jak mówi jedna z postaci - "uwierzyli, że są bogami". Jest to więc polityka w roli Losu, greckiej Mojry: Przeznaczenia, które niszczy i na które nie ma rady. U Brandstaettera owo Przeznaczenie jak w starożytnej tragedii kieruje życiem i wiedzie je ku nieuniknionej katastrofie. Dla tych racji "Milczenie" jest sztuką o sensie tragedii antycznej. Współczesnością, aby ze zgrozą to słowo wymówić, jest tutaj dzisiejszy człowiek, któremu odebrano wiarę w charakter, w prawdę twarzy ludzkiej i sumienia. A zresztą i to również miażdżenie elementarnych uprawnień duszy, ujęte w porządek sztuki i oglądane w teatrze jako obraz życia, czyni wrażenie opowieści o starożytnej Sodomie, fragmentu o ciemnościach starotestamentowych.

Tak odczytał sztukę Brandstaettera reżyser Leopold Kielanowski. Jakie zasadnicze prawidła inscenizacyjne narzuciło takie rozumienie tekstu? Kielanowski wyszedł z założenia, że treści zawarte w sztuce są zbyt ciężkie, by można je było pokazać w swobodnym i dosłownym realizmie dramatu. Wybrał więc realizm przypowieści, która nie psychologizuje, ale oznacza symbolami siły losu i ludzkiej klęski. Z tej zasady współczesnego teatru, dowodzącej nade wszystko, że sztuka nie jest w stanie ukazać w pełni okrutności dzisiejszego życia, wynikły i w tym wypadku znamiona typowe dla przypowieści.

Kielanowski ujął dramat w uwerturę i finał muzyczny - z preludium Szymanowskiego - i w tych granicach komentarza muzyki działał rygorem ściszania, prowadzenia akcji na przydechu i pauzie. Wybierając reżyserię nie psychologiczną, ograniczył ruchy i gesty aktorów, dialogowi odebrał potoczną tonację zdań, a wybijał surowiznę ich treści. Co więcej, ta asceza streściła nawet grę twarzy do jednego rysu, bliższego antycznej masce niż wielomównemu realizmowi. Unikając psychologizowania, reżyser mógł mocniej pokazać ludzkie spustoszenia i ruiny nie do podźwignięcia. Przedstawiając wypalone już ruiny, mógł także mocniej zobrazować źródło tych wyniszczeń: politykę w roli greckiej Mojry, Przeznaczenia prącego do katastrofy.

Dlatego ta sceniczna przypowieść, choć mówi o współczesności, nasuwa myśl o biblijnych plagach. Taki jest obraz sztuki. Ale aby go zderzyć z owoczesną rzeczywistością, warto przypomnieć zdanie Przybosia, który uznał, że sztuka Brandstaettera "zbyt łagodnie przedstawia dramat milczenia wobec terroru". Na te chwile, jednak, gdy mówi sztuka, nie snujemy już wniosków z wypowiedzi Przybosia. Piękna inscenizacja Kielanowskiego, który w swym dorobku reżyserskim ma także "Noce narodowe" Brandstaettera, dostatecznie przerażająco opowiedziała o losie, jaki - mówiąc słowami Nałkowskiej - "ludzie zgotowali ludziom". U końca sztuki gaśnie pokój, gdzie rozgrywał się dramat. W tylnej ścianie sceny, jakby w nocy świata, zapalają się okna innych domów. Jedno po drugim, jedno przy drugim. To światło innych miejsc, ale tego samego nieszczęścia. O miasto, błyśnij pogodą i ludzkim uśmiechem nowego, szczęśliwego życia.

[data nieznana, maszynopis w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji