Artykuły

Grzeszny żywot wuefisty

Czechow na siłę uwspółcześniony stał się martwy. Premiera jego "Płatonowa " na scenie Teatru Polskiego okazała się więc przedsięwzięciem całkowicie nieudanym, by nie rzec - poronionym.

Reżyser Piotr Kruszczyński, który przed kilkoma laty debiutował w Gnieźnie udaną "Kartoteką" Różewicza, okrzepł już, przeto wyzbył się pokory artystycznej i postanowił zafundować Poznaniowi teatralne "nowatorstwo" według łatwego przepisu na tzw. sukces. Recepta ta głosi: wziąć klasykę, ubrać ją we współczesny kostium, zagrać w udziwnionej przestrzeni, broń Boże z sensem, ale zgodnie z zasadą, że reżyser ma pomysły. W dodatku przedstawienie musi być prowokacyjnie długie i nużące, aby wytrącić widza z dobrego samopoczucia. Im dziwaczniej, tym lepiej; precz z psychologią, precz z nastrojem, najlepiej - nieprzewidywalnie. No i w efekcie postacie nie mają wyrazu, biografii, wnętrza, nie cierpią i nie myślą; są wyłącznie kukłami, a w najlepszym przypadku - znakami aktualnych stanów ducha.

Trynd kontra Czechow

Przestrzeń sceniczną tego przedstawienia i jego plastykę ukształtował reżyser na modłę instalacyjno-performerską, dając nam sygnał, że wziął sobie do serca niedawny festiwal w Niemczech, na którym spektakle o takim charakterze wzięły górę. To nic, że estetyka brzydoty i dekompozycji maltretuje Czechowa, ważne, że reżyser mieści się w modnym "tryndzie". Kluszczyński w 3 części wziął jeszcze trochę z teatru Witkacego, a całość podlał dosadnością rodem z teatru brutalistów. Nie dba o logikę, konsekwencję, spójność, ale za to tworzy "inaczej". Daleko posunięta umowność to jeden z jego bałwanów, którym cześć oddaje, bo dzięki temu można zrobić wszystko, co tylko przyjdzie do głowy. Można więc zorganizować randkę w fortepianie, a na dziecięcej karuzeli serwować poczęstunek, można ludkom z Czechowa kazać śpiewać... Grzesiuka lub ubierać je jak na przedszkolnym balu.

Pycha reżyserska

Wskutek uwspółcześniania postacie przedstawienia są banalne, nijakie i tandetnie płaskie, stanowią karykaturkę lokalnej elitki, wśród której znalazł się też Płatonów - nauczyciel, ale za to ulubieniec pań bez zahamowań. Część I widowiska rozgrywa się we współczesnym pensjonacie, który (przy całej swej umowności) jest jakimś skrzyżowaniem sauny, sali gimnastycznej i peerelowskiego domu wczasowego. W części II reżyser włazi niemal Płatonowowi do kuchni ze swoją karuzelą, a w części III ucieka w wymiar alegoryczno-symboliczny. Przy czym cierpiącego bohatera tytułowego umieszcza na stosie materacy (pewnie tych z sali gimnastycznej) niczym księżniczkę na ziarnku grochu. Co bardziej pojętny widz domyśla się więc, że ten kac alkoholowo-sercowy jest zapewne udziałem... wuefisty. Oto do czego doprowadza Płatonowa alkohol i kobiety. Oto do czego doprowadziła reżysera pycha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji