Artykuły

Lublin. Debiutancka powieść Jurka "Kochanowo i okolice"

Historia dwóch dekad fascynacji grupą Grzegorza Skawińskiego, opowieść o death-metalowej kapeli Exterminator z Kotliny Kłodzkiej, zapis dorastania w rytm muzyki lat 80., raport z potyczek politycznych na szczeblu gminnym - o tym (i nie tylko) traktuje debiutancka powieść Przemka Jurka "Kochanowo i okolice".

Gdzieś w Kotlinie Kłodzkiej, niedaleko Czarnej Góry i Śnieżnika, w okolicach Stronia Śląskiego leży Kochanowo, ni to wieś, ni małe miasteczko. Poza malowniczym położeniem i bliskością stoków narciarskich nie może pochwalić się żadnymi specjalnymi atrakcjami - są tam dom kultury, szkoła podstawowa, piekarnia, tartak, kilka sklepów. Nie szukajcie go jednak na mapie, nie znajdziecie. Kochanowo istnieje bowiem tylko na stronach nowej powieści Przemka Jurka, autora prześmiesznego "Kinoteatrzyku" w "Przekroju", przez kilka lat felietonisty naszej gazety.

Marcyś, bohater i narrator tej opowieści, prowadzi sklep ze sprzętem internetowym w Kłodzku, Makar pracuje w kochanowskim tartaku, Jaromir w bibliotece, Koczis w banku, Lizzy uczy muzyki w szkole. Łączą ich długie, nieco przerzedzone i posiwiałe włosy. I wspólna pasja - muzyka. Po godzinach spotykają się w domu kultury, na próbach death-metalowej kapeli Exterminator, którą założyli przed laty, jeszcze w szkole średniej. Wspólne granie jest odtrutką na szarą codzienność. Nie mają złudzeń - wiedzą, że szansa na karierę w muzycznej branży już dawno za nimi.

I tu pojawia się przełom - propozycja miejscowego wójta. Zespół ma zagrać na powiatowych dożynkach, jako support dla samego Kombi. Stawką jest stypendium - 12 tysięcy złotych pozwoli Exterminatorowi nagrać płytę w profesjonalnym studiu. Ceną - utrata niezależności. Bo w ślad za ofertą koncertu na dożynkach, pojawią się kolejne propozycje nie do odrzucenia - występy na wiejskich festynach, wreszcie granie do kotleta na weselu córki wójta. W tle rozgrywa się polityka na szczeblu gminnym. Wójt, związany od zawsze z lewicą, czuje na plecach oddech prawicowych konkurentów. Exterminator jest stawką w tych potyczkach, więc kiedy prośby nie skutkują, pojawia się szantaż: "Panie Marcinie, naprawdę nie chciałbym, żeby pan mnie rozczarował" - mówi wójt do lidera Exterminatora. - "Czy pan wie, ile zabiegów wymagało od nas przyznanie wam tych pieniędzy?".

Jest też życie rodzinne. Jednak kiedy lokalny król death metalu przekracza próg domu i wpada w czułe objęcia żony, pentagram na spranej koszulce traci swoją moc. "Glen Benton wziąłby taką, wybatożył i postraszył odwróconym krzyżem. Ale ja w domu nie byłem Glenem Bentonem. Byłem Misiem" - kwituje Marcyś.

Relacja z ponownych narodzin Exterminatora w rzeczywistość XXI wieku przeplata się z opowieścią o narodzinach muzycznej pasji lidera kapeli, Marcysia, zaprzysięgłego fana zespołu Kombi. Wycieczka w lata 80. zaczyna się od teledysku do "Nie ma zysku". "Wielkimi literami wykaligrafowałem KOMBI w zeszycie od religii, tuż obok obrazka z archaniołem Gabrielem" - wspomina Marcyś. Rytm nastoletniego życia zaczynają wyznaczać polowania na plakaty z "Razem" i "Nowej Wsi", szkolne transakcje, w których za zdjęcie muzyków płaci się z trudem zdobytą puszką po piwie, czy podwędzone w domu papierosy. Muzyczną pasję podtrzymuje fanklub Kombi "Błękitny pejzaż", ciocia Halinka ze słynącego z dobrego zaopatrzenia w pożądane dobra Górnego Śląska, sprzedawca z kłodzkiej księgarni i Wiesiek z giełdy samochodowej, który oszałamia klientów pełnym wyborem pirackich kaset sprzedawanych z leżaka. I choć mogłoby się wydawać, że Kombi od death metalu dzieli daleki, wręcz niemożliwy do pokonania dystans, to właśnie stylistyczna ewolucja Grzegorza Skawińskiego zaprowadzi Marcysia, Koczisa, Makara i Jaromira w stronę mocnego muzycznego uderzenia. A z drugiej strony wykluczy wybuch entuzjazmu po propozycji wspólnego występu na dożynkach. Bo dzisiejsze Kombii to już nie Kombi sprzed lat, a mając trzydzieści parę lat na karku nie można spotkać się z ideałami młodości.

Przemek Jurek opisuje młodzieńcze złudzenia, męską przyjaźń, muzyczną pasję i klimat dolnośląskiej prowincji lekko i dowcipnie. Polecam tę książkę zwłaszcza pokoleniu dzisiejszych trzydziestolatków dorastających w latach 80., dla których muzyka tamtego okresu jest melodią dojrzewania - nawet, jeśli nigdy nie cenili specjalnie Kombi, za to nie wyobrażali sobie sobotniego wieczoru bez Listy Przebojów Trójki. Powieść pojawiła się na fali powrotu do tej stylistyki, tuż po tym, jak z ekranów kin zeszły fabularne "Wszystko, co kocham" Jacka Borucha i dokumentalne "Beats of Freedom" Leszka Gnoińskiego i Wojciecha Słoty. "Kochanowo..." różni się od nich niemal kompletnym wyabstrahowaniem z wielkiej polityki - do małego miasteczka echa transformacji ustrojowej docierają mocno wytłumione. Książka ma już także sceniczną wersję - sztuka pod tym tytułem została nagrodzona w ogólnopolskim konkursie "Komediopisanie" i miała premierę w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Czekam z niecierpliwością, kiedy Exterminator zagości na którejś z dolnośląskich scen.

***

Przemek Jurek: "Kochanowo i okolice", wydawnictwo Grass Hopper, Lublin 2010

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji