Artykuły

Cimcirymcia z charakterem

Trzy współczesne Iwony to trzy krzywe lustra kobiecości. Pierwsza podbija świat miłością, druga odmiennością, trzecia siłą seksualności. Gombrowiczowska Iwona znowu staje się bohaterką naszych czasów.

Istnieją teksty, które w nowych czasach uzyskują nowy sens. Objaśniają nam świat, ale i ich znaczenie zmienia się wraz ze światem. Należy do nich Iwona, księżniczka Burgunda Gombrowicza. Sztuka opowiada o niedopasowaniu społecznym i jego skutkach, wyrazistych zwłaszcza w czasach gwałtownych przemian. Nic dziwnego, że teatr jest dziś Iwoną zainteresowany. To intrygująca postać. Niby rola tytułowa, ale wypowiada raptem parę zdań. Ta oferma panna Cimcirymci staje się bohaterką nagłego awansu. Z wyśmiewanego popychadła dochodzi do godności książęcej narzeczonej. Karą za to wywyższenie jest śmierć. Nisko urodzoną Iwonę dwór zabija "z wysoka". Na bezsłowny rozkaz wpatrzonych w nią dostojników dławi się przystawką. Spośród sztuk Witolda Gombrowicza ta najbardziej przypomina klasyczną komedię. A raczej przypominałaby, gdyby nie zakończenie, tak nie pasujące do prawideł gatunku. To, co w niej żywe i zabawne, to dialog pchający aktorów w stronę groteski i parodii. No i postać Iwony, budząca tyle emocji. Ta sztuka jest tak aktualna i adekwatna, że można obejrzeć w Polsce jednocześnie dwie Iwony: premierę w reżyserii Ewy Bułhak w warszawskim Teatrze Studio i inscenizację Anny Augustynowicz ze szczecińskiego Teatru Współczesnego. Co więcej, na III Festiwalu Gombrowiczowskim swoją Iwonę pokazała Karin Beier z hamburskiego Deutsches Schauspielhaus. Warszawska Iwona (Maria Peszek) to amebowata postać w podkreślającej niedoskonałości figury sukni. A jednak jest to Cimcirymci z charakterem. Ma w sobie ciekawość świata i zdolność do silnych uczuć. Namolnym wzrokiem pożera zblazowanego księcia Filipa. Jej śmierć budzi współczucie i żal. Maleńka postać przy stole z ogromnym jak jesiotr karaskiem to obraz rodem z teatru absurdu. Szczecińska inscenizacja to pokaz mody techno: lakierowane plastiki w ostrych kolorach. Iwona (Beata Zygarlicka) ma staroświecki filcowy kapelusz i ortalionowy płaszcz, krzyk mody lat 60. Jest atrakcyjna na opak. Tam, gdzie wszystko wyniesiono na targowisko próżności, tylko stare i niechodliwe rzeczy mogą mieć jeszcze wartość. Mimo to bohaterka ubrana w swój niemodny kostium umiera na oczach dworu. Przegrała, bo okazała się nieprzystosowana. Podobnie niemiecka Iwona. Jej atrakcyjność tworzy czysta seksualność. Wygląda jak dziewczyny z berlińskiego Dworca ZOO: martensy, kusa kiecka z indyjskiego sklepu. Kudłata głowa, kanciaste, pozbawione umiaru i wdzięku gesty. Jest jak dzikie, niepokorne zwierzę. Księcia pociąga w niej kobiecość zredukowana do pierwotnego wymiaru. Na tej Iwonie dwór nie musi dokonywać egzekucji. W chwili, gdy nad biologią przeważy w niej błysk zrozumienia swojej sytuacji, po prostu popełni samobójstwo. Takie są trzy współczesne Iwony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji