Artykuły

Brunio uzgodnił scenariusz

"Sklepy cynamonowe" w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Reżyser Andrzej Maria Marczewski polemizuje z recenzentką Gazety Wyborczej - Płock.

Drogi Panie Piotrze,

zrozumiałem natychmiast po przeczytaniu informacji "Po premierze: Cynamonu w sklepie brak" Mileny Orłowskiej, jak bardzo zawiodłem drogą i jakże miłą i piękną zawsze Panią Milenę, przygotowując w Teatrze Dramatycznym "Sklepy cynamonowe" Brunona Schulza jako swój dar serca dla Miasta i jego Mieszkańców, którzy byli zawsze i są mi tak bardzo bliscy. Jak mi Bóg miły, przez myśl mi nigdy nie przeszło, żeby mój spektakl był "miłą dla oka i ucha powtórką lektury ze szkoły średniej" - jak mi to delikatnie sugeruje droga Pani Milena, wyczerpawszy swój słuszny pewnie gniew niezaspokojonej artystycznie Kobiety. Kochana Pani Milena odnosi nawet w pewnym momencie mojego spektaklu wrażenie, przerywając na moment swoje teatralne ziewanie, że "reżyser wziął po prostu fragmenty Schulza, (...) żeby kompletnie do siebie nie pasowały".

Droga Pani Mileno, nigdy bym sobie w Płocku na taką perwersję nie pozwolił, akceptuję w pełni fakt, że może Pani pisać o mnie, co Jej się żywnie podoba, bo takie jest dziennikarskie prawo, które oczywiście głęboko szanuję. Ale piękna Pani Mileno, powinna Pani też przy okazji wiedzieć, że wprowadziłem Panią w błąd mimowolnie, bez złych intencji, nie informując Jej z odpowiednim wyprzedzeniem, że mój teatralny "sklep bez cynamonu" został przeze mnie szczegółowo uzgodniony z Bruniem, który wyraził pełną akceptację dla takiego właśnie potraktowania własnych utworów, ponieważ sam, jak wiadomo, za życia nie zdążył swojej magicznej prozy udramatyzować.

Brunio jest z nami od wielu lat. Mając pełne poparcie tak niezwykłego i wymagającego Autora, z którym wielokrotnie prowadziłem bardzo intymne rozmowy, podjąłem się produkcji ukraińskiego spektaklu według tego samego, mojego, tak dramatycznie odrzuconego przez Panią scenariusza. Spektaklu zaprezentowanego po raz pierwszy w czasie Międzynarodowej Naukowej Konferencji Schulz i Ukraina w Drohobyczu. Konferencji patronował najwybitniejszy schulzolog Jerzy Ficowski, a uczestniczyli w niej m.in. prof. Władysław Panas i KUL-u, rektor Uniwersytetu im. l. Franki prof. Walery Skotny i ogromna ilość profesury z obydwóch zaprzyjaźnionych krajów. Mój scenariusz, na który Pani teraz w Płocku tak wybrzydza, okazał się dla wybitnych schulzologów czytelny, jasny i precyzyjnie przekazujący schulzowską myśl.

Tylko przy okazji wspomnę, że ogromna sala drohobyckiego teatru licząca ponad siedemset miejsc była wypełniona po brzegi, a sam spektakl został znakomicie odebrany i zrozumiany. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że Drohobycz to nie Płock, a Jerzy Ficowski to nie droga Pani Milena Orlowska, jasne, proporcje trzeba znać, jak i swoje miejsce w szeregu. Wspominam o tym wszystkim jedynie z kronikarskiego obowiązku, bo nie wszyscy mieszkańcy cudownego Płocka mogli obejrzeć spektakl w Teatrze Dramatycznym i sami sobie o nim wyrobić własne zdanie, a zdani na cudze zdanie - Pani Mileny - mogą rzeczywiście przypuszczać, że dopuściłem się wobec nich jakiegoś artystycznego nadużycia, godnego jedynie wiercenia się, ziewania i kasłania: "Cóż można dodać więcej. Wielka szkoda, i tyle". Racja, pani Mileno. I do spotkania za następne 20 lat. Obym nie musiał wtedy inscenizować prostego, telewizyjnego sitcomu, bo inne teksty okażą się już za trudne dla nas wszystkich.

Kocham Panią, Pani Mileno za pryncypialność i młodą odwagę głoszenia własnych, bezkompromisowych sądów, i liczę, że jednak kiedyś odwzajemni Pani moją miłość, choćby nawet i po tych 20 kolejnych latach, bo pewne rzeczy lepiej się widzi z dłuższej perspektywy. Pozostaję z wyrazami głębokiego szacunku, Andrzej Maria Marczewski reżyser, Teatr Dramatyczny w Płocku.

OD REDAKCJI:

Drogi Panie Andrzeju, odpowiadam Panu tylko w swoim imieniu. Milena Orłowska, bohaterka Pańskiego listu, jest bowiem wciąż pod wrażeniem jego ostatniego akapitu i nie może zebrać myśli. Wypada mi tylko przeprosić za krytyczną wobec Pańskiego spektaklu recenzję zatytułowaną "Cynamonu w sklepie brak". Autorka, przyznaję to z bólem, nie wiedziała, że scenariusz tego spektaklu konsultował Pan na bieżąco z Bruniem. Idąc Pańskim tropem, usiłowaliśmy zapytać autora "Sklepów cynamonowych" o karygodne zachowanie płockiej publiczności w trakcie premiery (kasłanie, wiercenie się, ziewanie). Niestety, mimo wielu prób kontakt się nie powiódł. Owe objawy tłumaczymy więc sobie szalejącą na Mazowszu grypą.

Z poważaniem, Piotr Gadek, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej - Płock".

Na zdjęciu: Andrzej Maria Marczewski przy popiersiu Bruno Schulza w Drohobyczu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji