Artykuły

Dyskretny urok Francuzów

Półcienie, półsłówka, półtony, finezyjna gra pomiędzy dwojgiem, flirt, namiętność drapieżna, ale zawsze niespełniona, bo uczucia zaspokojone gasną. To jest temat, który zajmował rokokową literaturę komediową Francji, a od nazwiska Mariveaux, najzręczniejszego pióra tamtych lat, taki styl zyskał sobie określenie "mariveaudage". Nad Sekwaną tego typu komedyjek salonowych powstały tony, zawsze była to literatura wdzięczna acz nie pierwszego lotu. Tak też sytuują się jednoaktówki, na modłę paryską zebrane w jeden wieczór przez Romualda Szejda w jego teatrze Prezentacje.

Najpierw Crebillon, syn sławnego ojca, dramatopisarza Prospera, bon vivant sprzed 2 stuleci. Potem Jules Renard, literacki rówieśnik Rostanda, Claudela, Alfreda Jarry. A obaj o tym samym - o tyranii uczuć, intelektualnej grze, która może stać się urodą życia, a nawet erotyczną rozkoszą. Cóż za pyszna pointa do naszego "fin de siecle'u", noszącego na sztandarach uczuć romanse "Harlequina", erotyzm porno-shopów i grymas mechanicznej konsumpcji zmysłów.

Przewrotność reżysera, który nam tamte salony teraz pokazuje, staje się oczywista - nie bez powodu zresztą premiera "Niecierpliwości zmysłów" odbyła się w prima aprilis. A że Szejd pozyskał dla swego teatru same gwiazdy - można mówić bezkarnie o rozkoszy widza. Tak, taka jest "powaga frywolności", jak mawiał pan Baudelaire...

Crebillona gra duet Pakulnis-Linda. Oszałamiający błyskotliwością balansowania na granicy ironii i realizmu. Psychologia erotyczna staje się w ich rękach "igraszką trafu i miłości", podnietą dla wydobywania dyskretnych, niuansowych środków aktorskich, kreujących lawinę tyranizującej namiętności. Przezabawne to, arcysmaczne i godne podziwu. Tym więcej, iż Maria Pakulnis właściwie została odkryta przez Szejda dla tego typu repertuaru, a Bogusław Linda powrócony jest scenie po blisko 7 latach.

Druga część należy do Ady Biedrzyńskiej (znowu piękny powrót, Adrianny nie było w teatrach przez 5 lat) i do Cezarego Pazury, najmodniejszego aktora sezonu, niebywałe utalentowanego (równolegle można go oglądać w Teatrze Powszechnym w "Ferdydurke", gdzie jest wysmakowanym Gombrowiczowskim Syfonem). Tych dwoje prowadzi "Gry małżeńskie", układając wyrafinowany "pucel" z prowokacji uczuciowych i niepohamowanej drapieżności, kruchości zasad i delikatności konwenansów. Właśnie ta niedookreślona kruchość wymaga od aktorów arytmetycznej precyzji dialogu i środków wyrazu. Wielka frajda.

Właśnie tak: frajda. Dobry teatr w dobrym teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji