Artykuły

Grzech Fedry

Banał, ale tak jest: każdorazowe wystawienie "Fedry" staje się wydarzeniem ekscytującym. Dziś dodatkowo zastanawiającym, bo oto wielki repertuar trafia do zmalałego polskiego teatru. I na tym polega dyskretny urok prowokacji: grać na pohybel czasom.

Należy podejrzewać, że Bogdan Augustyniak zdobył się na tę prowokację, nie pierwszą w swojej reżysersko-dyrektorskiej karierze (pamiętne polskie sezony w Kielcach), z czystej desperacji. Na przekór sytuacji w dzisiejszym naszym teatrze, pogubionym, zabiedzonym, skundlonym.

A więc "Fedra". Po latach od ostatniej -premiery warszawskiej u Hanuszkiewicza w Małym, z Kucówną, Olbrychskim i seksem w tle. "Fedra" pozbawiona koturnu, odarta z mitu królewskiej wyniosłości, zobaczona bardzo współcześnie, poprzez teatr uczuć. Tak jak chciał Racine - teatr kobiecych namiętności.

Jak wiadomo, osią tej tragedii jest grzeszna miłość macochy do pasierba. Fedra kocha Hipolita. Ażeby umknąć zemście małżonka, oskarża młodego o zaloty, tym samym skazując go na śmierć. Sama kończy samobójstwem. Tłumacząc to na dzisiejsze czasy: love story z tragedią w tle.

I tak właśnie, na przeciwnym krańcu "Harlequina" (dla nie wtajemniczonych: seria najpoczytniejszych, romansów świata) Augustyniak zobaczył swoją "Fedrę". Ażeby nie zabrzmiało płasko, ubrał ją w efektowną ramę harmonii przestrzeni i dźwięku. Rzeźbiarska drewniana instalacja z malarskimi pracami Oraczewskiego wypełnia się intrygującą muzyką Mossa, z tej okazji debiutującego w teatrze po dłuższej przerwie paryskiej. Miejsce i muzyka - jest w tym jakaś mistyczna jedność, piękno na pokaz. I dopiero pojawienie się aktorów, eksplikujących problemy swoich postaci, zakłóca wszystko. Dysonans: harmonia zmącona przez człowieka.

Aktorzy, uwikłani w tak konflikt, na scenie radzą sobie różnie. Tekst jest mówiony schematycznie, emocje sztuczne. Jednowymiarowa Enona (Anna Ciepielewska), bezbarwny Hipolit (Grzegorz Emanuel) zupełnie niepozbierany po długim pobycie w USA Krzysztof Gosztyła (Tezeusz), niegdyś objawienie w dyplomowej roli Edypa. Broni się Jarosław Gajewski w końcowym monologu Teramenesa. A Fedra?

Fedrę gra Anna Chodakowska, pamiętna Antygona, aktorka wielkiego talentu i takiegoż doświadczenia. Gra ją wbrew wszelkiej tradycji, ale i wbrew sobie. Koturnowość zastąpiła manierycznością. Jest nie tyle opętaną uczuciem królową, co neurasteniczną, przeżywającą emocjonalny kryzys zbrzydzoną przez obłęd osobą. Z szalona konsekwencją Chodakowska obudowuje się w gesty, grymasy, niespodziewaną kanciastość, właściwą estetyce rockowej sceny muzycznej. Interesująca próba, tyle że fest to portret z innej szynki.

Cóż, grzech Fedry najwyraźniej ciąży nad tym przedstawieniem...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji