Artykuły

Aktor

w niektórych ludziach wyczuwamy, że są aktorami swojego życia. Wychodzą ze swojej skóry i zaczynają wędrować. Przyciągając uwagę innych, czynią cały świat teatrem. Ktoś taki przeszedł obok mnie, monologując:

1

Pierwszego teatru nie zna nikt:

jakim aktorem jest powietrze, jakim woda?

I czy ogień potrafi udawać ogień? Czy ziemia gra ziemię?

Jaki jest dramat między żywiołami?

A przecież kiedy wyobrażamy sobie świat przedludzki,

to scenicznie. Bo chociaż wyobraźnia nas umieszcza

w niby-ludzkim miejscu, to raczej

jesteśmy pustą sceną jaskini, niż w niej istniejemy.

Dzisiaj podobnie: w sennych kinoteatrach pamięci

rzucamy na bezcielesny ekran

zmyślony film o prehistorii -

tylko powiekę filmu, bo oka w niej nie ma.

Jest w nas osobny aktor archaiczny

(wydaje się stworzony przed człowiekiem) -

czasem iskrzy, czasem kamienieje, czasem chmurzy,

faluje przyszłością, teraźniejszością, przeszłością.

Ten pierwszy aktor, nie zrobiony z ciała ani duszy,

nieludzko stoi przed ścianą jaskini,

nie widzi w niej schronienia ani lustra,

tak jak w sobie nie widzi siebie.

Owszem, jego nieludzka skalista samotność

otwiera w sobie przestrzeń oczekującą

na teatr prawdziwy, który jutro wchłonie człowieka

i falujące żywiołowe czasy.

Kiedyś do twarzy upodobni się krajobraz

i wypowie ludzką twarz krajobrazu.

I porozmawiają: twarz i scena, i krajobraz

w scenicznej teraźniejszości Szekspira.

Jednak nawet wtedy będzie ktoś, kto nie wie, że jest.

Jego teatr to wiedza o tej niewiedzy, dana samotnemu.

odkąd istnieje ktokolwiek samotny, a właściwie ktokolwiek

coś mówiący, bo każda mowa jest o samotności.

Ale pierwszy aktor w późnym aktorze

nawet kosmiczną mowę Szekspira oniemia

i przemilcza siebie

w duszącym pyle prehistorycznej ochry.

2

Dopiero kiedy jaskinia zaciekawia się człowiekiem

i o sobie zapomina, kiedy czas zapomina o czasie

i zaciekawia się życiem, pojawia się człowiek.

Sama jego możliwość staje się człowiekiem.

To jest słynny teatr Szekspira,

instytucja własnego istnienia,

które patrząc poprzez siebie,

poznaje się w innym istnieniu.

Bywało, że kilka istnień

żyło w tym samym aktorze,

żeby jedno istnienie

mogło mieć wiele śmierci.

W epoce teatrów

obracałem widzów wokół mojej kukły,

nieruchomy między ich rozbieganymi uczuciami

goniącymi za duszą i ciałem.

3

(Umyślnie zapomniałem:

byli Grecy... W otwartych jaskiniach amfiteatrów

mieszali żywioły z rozumem, losy z logosem

jak mętne wino ze źródlaną wodą w amforach.

Łatwo upić się archaiką

ale ona chrypi w tym samym gardle

co ślicznie deklamowany tekst antropologa.

Umyślnie o Grekach zapomniałem,

żeby nie udawać pamięci

jak dzisiejsi zapaleńcy powrotów. Na krawędzi sceny

nie uznali granicy rozumu, powracając, zniszczyli

równowagę logosu i mitu.

Pod grecką maską moja twarz znikła,

bo wchłonęła ją prehistoryczna nieludzkość,

chociaż rekonstruktorzy chcieli człowieka).

4

A teraz to się uprzątnęło ze sceny,

bo trwało tylko kilkaset lat. Po człowieku,

w ponowoczesnej prehistorii, w nie-masce

poci się nie-twarz.

Ja, aktor-ostatni, boję się zdradzić przed niczym

i zdradzić swoje nic, wydać je wszystkiemu,

bo musiałbym być. To nie są aktorskie lęki.

To widmo, które siebie się boi,

ale tylko umownie. Aktor filmowy nie wciela się -

graniczy między wnętrzami widza i ekranu,

jak sen, który po obudzeniu zapomniał się śniącemu,

ale został opowiedziany wszystkim.

Twarz ze szkła i płótna,

ze światła i wyobrażenia.

I światło jest nieświetlne.

I wyobraźnia bez obrazów.

Zwija się scena.

Znika głos z przestrzeni.

Zwija się przestrzeń.

Znika twarz z powietrza.

Filmowy aktor gra pamięć niepamięci.

Na twarz noworodka

nakłada sztuczną pomarszczoną skórę,

przyszłą niczyją prehistorię.

A to, co znikło,

dzieje się w teatrze Becketta

odwołane spomiędzy przeszłości i przyszłości,

spomiędzy duszy i głosu.

Nawet Becketta już nie ma. Duszą i głosem

jest nazwisko aktora - twarzowe widmo

mylone z ludźmi. Widuje się to nazwisko. Zwiduje się ten człowiek.

Przeszedł pomiędzy nami. To nie był człowiek ani portret,

ani aktor, ani cień, ani kuliła - ani inne

podobieństwo. Z jakiego naszego patrzenia albo ślepoty

był stworzony - już nie wiemy.

Piotr Matywiecki - poeta, eseista. Jego tom wierszy "Ta chmura powraca" znalazł się w finale Nagrody Literackiej Nike w 2006 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji