Artykuły

W poszukiwaniu Swinarskiego

Wyspiańskiego w sławnej inscenizacji Konrada Swinarskiego oglądałem w Teatrze Starym w Krakowie wiosną 1975 roku, mniej więcej w pół roku po premierze. Wrażeniami swoimi z tego wybitnego przedstawienia dzieliłem się wówczas z czytelnikami na łamach "Odgłosów".

W niewiele miesięcy później dowiedziałem się o śmierci Swinarskiego w katastrofie lotniczej gdzieś w okolicy Bagdadu. Postać reżysera nabrała tragicznego wymiaru, obrosła legendą. Proponowano mu rejs innym samolotem, wygodniejszy, o dwa dni później. Swinarski, który udawał się na festiwal do Teheranu, upierał się jednak przy wcześniejszym samolocie. Chciał prędzej wrócić do Warszawy, gdzie wchodził w końcową fazę prób "Pluskwy" Majakowskiego w Teatrze Narodowym. Sam jakby wybrał swój los...

Te wspomnienia odżyły we mnie, gdy w poniedziałkowym programie teatru telewizji oglądałem to samo "Wyzwolenie" w realizacji TV Laco Adamika i Agnieszki Holland. Autorstwo Swinarskiego tej inscenizacji nie ulega wątpliwości. Do wizji zakodowanej w tekście Wyspiańskiego dodał własną, w równym stopniu pełną pasji, pozornie zwichrzoną, ale poddaną precyzyjnej dyscyplinie intelektualnej i plastycznej.

Realizatorzy widowiska telewizyjnego nie przenieśli go do studia, zarejestrowali "Wyzwolenie" wprost w murach Teatru Starego przy Placu Szczepańskim, przedkładając genius loci, atmosferę miejsca, w którym przedstawienie, się zrodziło, nad wygodę. Tak, wygodniej jest bowiem realizować spektakl w studiu, w którym oświetlenie, emisję głosu, wreszcie ruch sceniczny dopracować można w każdym szczególe.

Zaczyna się więc realizacja Adamika i Holland od ukazania budynku teatru od strony ulicy. Towarzyszymy potem publiczności wchodzącej do westybulu i wspinającej się schodami do sąsiadującego z salą teatralną foyer na pierwszym piętrze. Wtajemniczeni wiedzą, że właśnie Swinarski w inscenizacji "Dziadów" Mickiewicza uczynił cały gmach Teatru Starego rozczłonkowaną, ale i zintegrowaną sceną. Do tego właśnie nawiązali realizatorzy w ramie inscenizacyjnej spektaklu telewizyjnego "Wyzwolenia".

Dalszy ciąg rozgrywa się już wyłącznie na scenie. Rzadko jednak ukazywano nam większe jej fragmenty. Widowisko rozgrywane było na ogół na zbliżeniach i półzbliżeniach, na skutek czego docierały do nas tylko ułamki dekoracji Kazimierza Wiśniaka. Nawet umieszczona centralnie w tle bogata replika sarkofagu św. Stanisława, w telewizji ledwie była dostrzegalna.

Oglądałem tę telewizyjną próbę zapisu spektaklu Swinarskiego z niejednoznacznymi odczuciami. Wspaniałe kreacje Jerzego Treli, Anny Polony, Wiktora Sądeckiego, Izabeli Olszewskiej, spotęgowane jeszcze telewizyjną ekspresją, nawiązywały wprost do wrażeń teatralnych sprzed pięciu lat. Zwłaszcza nad Trelą - Konradem chciałoby się dłużej zatrzymać.

Czytałem ostatnio w artykule Miklaszewskiego w "Teatrze", że bez Swinarskiego nie ukształtowałaby się tak wspaniale osobowość aktorska Treli. W "Wyzwoleniu" teza tą znajduje pełne uzasadnienie. Reżyser stworzył aktorowi pole do rozegrania osobistego dramatu, przepisania narodowych i społecznych dylematów Konrada na instrument intymnych, kameralnych odczuć indywidualnych bohatera. Tragizm niezrozumienia intencji Konrada przez współczesnych podkreślił Swinarski, czyniąc go w oczach otoczenia obłąkanym. Dlatego najmocniej brzmią tyrady Konradowe, gdy umieszcza się go na łóżku szpitalnym i usiłuje wciągnąć nań kaftan bezpieczeństwa.

Dramat wynikający z głuchoty współczesnych na głos Konrada pochłania tyle energii aktora, że chłodniej, niemal ascetycznie brzmią wypowiadane potem słowa. Improwizacji: "Boże, pokutę przebyłem i długie lata tułacze..." Jednak to pozorne uspokojenie Konrada pogłębia jeszcze osobisty charakter jego tragedii. Aż po końcowe wymierzenie sobie przez Konrada kary - wydarcie sobie, wzorem króla Edypa, oczu - utrzymuje Trela najwyższe napięcie, któremu podporządkowuje swój świetny warsztat aktorski.

Wiwisekcja dokonana na żywej tkance spektaklu przez Adamika i Holland, przykrawanie do pojemności małego ekranu, nie w pełni jednak zadowala. Struktura całości, będąca dziełem Swinarskiego, u-lega okaleczeniu, straty są ewidentne. Gdzieś zagubiła się czytelność wspaniale rozegranej przez reżysera wielkiej dysputy Konrada z Maskami. Swinarski podłożył pod anonimowe Maski konkretne postaci polityków, artystów i myślicieli współczesnych Wyspiańskiemu. Wprawdzie i na ekranach telewizorów oglądaliśmy charakterystyczną sylwetkę starego cesarza Franciszka Józefa i rektorską togę hr. Tarnowskiego, ale zamierzenia reżyserskiego nie przekazano nam klarownie.

Pękła misterna budowla Swinarskiego, posypały się na nas z ekranu jej pokawałkowane cząsteczki sugestywne w swych mikrostrukturach, lecz nie ekwiwalentne, nie dorównujące scenicznemu pierwowzorowi. Ale może zbyt wiele wymagam od telewizji?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji