Czas akcji:
Miejsce akcji:
Obsada:
Druk:
Jesteśmy w Nowym Jorku, w bardzo przeciętnej dzielnicy, w niezbyt ładnej kuchni pani Dally. Jest wczesne popołudnie. Mąż pani Dally, który pracuje jako taksówkarz, przed wieczorem nie wraca do domu. U pani Dally, kobiety pod czterdziestkę, jest jej kochanek, osiemnastoletni Franek z sąsiedztwa. Franek pracuje w fabryce na nocnej zmianie. Dni ma wolne. Pani Dally i Franek spotykają się od dłuższego czasu, łączy ich seks, który daje im prawdziwą rozkosz, ale i coś więcej, co tego dnia właśnie w sposób szczególny sobie uświadamiają.
To kolejny dzień, gdy są razem. Franek zostaje nieco dłużej, bo pani Dally przyszywa do jego koszuli zerwane w pośpiechu guziki. Rozmawiają, śmieją się, droczą, stawiają sobie zachłannie pytania: "Lubisz mnie?", prawią komplementy: "Jesteś piękna". Rozmowa staje się okazją do zadawania pytań i słuchania odpowiedzi, ta rozmowa odsłania ich przed sobą.
Pani Dally, mężatka od piętnastu lat, nie kocha męża, mówi o nim: "On nie ma kultury. Cham."
Pani Dally zna z widzenia matkę Franka. Gdy spotykają się w sklepie, pani Dally pozdrawia ją miłym "dzień dobry". Zapytana o swój wiek, pani Dally mówi Frankowi, że ma trzydzieści pięć lat. Kłamie. Matka Franka ma lat trzydzieści sześć.
Pani Dally miała dziecko. Synka. Przeżyła tragedię swego życia, gdy w wieku trzech lat utonął na pływalni, bo ojciec go nie pilnował.
Franek lubi przychodzić do pani Dally, różnica wieku nie ma dla niego w tej sekretnej sytuacji znaczenia. Co innego, gdyby byli małżeństwem. "Wyglądałoby trochę śmiesznie" - otwarcie mówi Franek.
Gdy Franek staje w oknie a z podwórka zauważają go siostry, wyjaśnia im bez zająknienia: "Naprawiam lodówkę" i rzuca pieniądze na cukierki.
Pani Dally nie lubi swego mieszkania, mówi o nim - "dziura". Kiedyś pani Dally chciała to mieszkanie odmienić. Przez rok prenumerowała czasopismo "Piękny dom". Na nic się to jednak nie zdało. "Albo masz, albo nie masz, a jak masz, to nie musisz się dowiadywać, jak do tego dojść" - mówi z rezygnacją pani Dally.
Franek i pani Dally spotykają się tylko w jej domu. Choć pani Dally chciałaby pójść z Frankiem na spacer nad rzekę, do kina, może do muzeum, to jednak nie zrobi tego: "Ludzie by sobie pomyśleli: popatrz, jaki przystojny ten młodzieniec z mamą." A Franek obawia się, że ktoś znajomy mógłby ich zobaczyć. Pani Dally wie, że nie będzie wspólnego spaceru. "Nie można mieć wszystkiego" - podsumowuje ze smutkiem.
Ale pani Dally prosi Franka, aby sam poszedł do muzeum i obejrzał "coś wiecznie żywego" - perłę w kunsztownym naczyniu, która stale drży. Dzieło Włocha, Celliniego. Dla pani Dally chodzenie do muzeum to wielka przyjemność. "Tam chłodno i cicho. I pełno pięknych rzeczy. I ludzi lubiących piękne rzeczy." Ale pani Dally teraz chodzi tam bardzo rzadko, z tego powodu, że gdy z muzeum wraca do domu, to wszystko w nim "jeszcze gorzej wygląda."
Prawdziwą przyjemność sprawiają pani Dally perła Celliniego i Most Waszyngtona. Pamięta z dzieciństwa, jak wielkie robił na niej wrażenie. Bo most łączy. Franek zaś jest szczęśliwy, gdy jego małe siostry pędzą ulicą do sklepu po słodycze i wtedy, gdy pani Dally czuje z nim w łóżku rozkosz.
Pani Dally wie, że to, co robi z Frankiem to jest grzech. Pani Dally spowiada się z tego co tydzień. Jest dobrą katoliczką. Ale przecież nie przestanie kochać się z Frankiem, bo Franek jest "extra klasa".
Pani Dally w przeszłości występowała w kabarecie. Miała swój numer. Grała na saksofonie, śpiewała i tańczyła. Na prośbę Franka przynosi instrument i prezentuje cały kabaretowy występ. Oklaski Franka są entuzjastyczne, namawia ją, by wróciła na estradę. Ale Pani Dally wie, że to skończony rozdział.
Pani Dally ma jeszcze jedną namiętność - czytanie poezji. Nie pozwala z tego kpić. Pełen intensywnego napięcia uczuciowego poemat Johna Donne'a zna na pamięć. Przy Franku mówi wiersz z głęboką wrażliwością. I wtedy pani Dally przyznaje się, że skłamała, że ma trzydzieści osiem lat. I zaraz dodaje: "Kocham cię, Franek". A potem mówi słowa, których Franek nie rozumie - że nie wystarczy być kochanym, kochaną, ważne, by wiedzieć, co z tym uczuciem zrobić. "Nikt tego nie wie" - kończy ze smutnym uśmiechem pani Dally.
Pani Dally lubi rozmowy z Frankiem, bo w ich dialogu o coś chodzi, bo "w rozmowie nie unikają rozmowy", jak dzieje się najczęściej między ludźmi. Dla pani Dally prawdziwa rozmowa między dwojgiem ludzi to "jakby cudowna muzyka". A to, co bierze się od kogoś warto, jak w dziecięcej zabawie, "podać dalej". I to są tego dnia dwa zadania pani Dally dla Franka: "Wsłuchuj się w tę cudowna muzykę... i podaj dalej" - mówi na pożegnanie.
Pani Dally wie, że to, co jest między nią a Frankiem, nie będzie długo trwało. Wie, że któregoś dnia Franek powie, jak zawsze, "do jutra", a ona już go nie zobaczy.
Pani Dally składa się z samych oczekiwań i rezygnacji. Jej los, to oczekiwanie i szukanie spełnienia, ale nic nie spełni się - i ona o tym dobrze wie.
Ukryj streszczenie