Artykuły

Krok naprzód

OD niepamiętnych czasów nie grano w Koszalinie przez tydzień jednej sztuki. Chyba jeszcze w okresie "złotego wieku", jaki nasz teatr przeżywał za artystycznych rządów Ireny Górskiej. Później zwykło się mówić, że Koszalin, to nieteatralne miasto, można w nim grać dwa, trzy razy i trzeba ruszać w objazd...

Tymczasem Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie może zapisać na swoje dodatnie konto dziewięć przedstawień "Cyda" w ciągu siedmiu dni. Sala teatralna WDK stale była pełna, a nawet dostawiano krzesła. Świadczy to chyba najlepiej o mieszkańcach Koszalina: mają wyrobiony smak, wolą sztuka bardzo dobrą od przeciętnej. Cóż, z repertuarem - jak z książką - lepiej czytać bardzo dobrą, bo na zła nie ma czasu. I nasz widz teatralny, jeżeli nawet nie ma jeszcze pełnego zaufania do teatru - zawierzy sztuce. Sądzę, że to chyba będzie sygnał dla naszego teatru w ustalaniu repertuaru.

Wróćmy jednak do "Cyda". To niezbyt fortunnym "Skrzacie", którym otwarto bieżący sezon teatralny - na "Cyda" "czekało się" w Koszalinie.

Piszę "czekało się", bo istotnie w wielu środowiskach ta pozycja repertuarowa wywoływała nawet burzliwe dyskusje. Tu już nie tyle Corneilie był brany pod uwagę - ile właśnie J Wyspiański. Jego tłumaczenie czy nawet swobodna parafraza "Cyda" - to przecież wiersz i to wiersz niełatwy a w Polsce - jak wiadomo - nie roi się od aktorów, którzy umieliby wiersz mówić. Ponadto - sztuka wieloobsadowa; dwanaście osób obsady aktorskiej, a do tego statyści w charakterze dworu i rycerstwa. A zmiany dekoracji? Cóż to będzie w objeździe?

Trzeba przyznać, ze reżyser wrocławskiego Teatru Rozmaitości Stanisława Zbyszewska inscenizacyjnie rozwiązała ten problem - jak na warunki naszego teatru i jego charakter objazdowy - bardzo pomysłowo. Istotnie sztuka sama nie straciła na tym, że odjęto jej wnętrza i tłumy statystów. Umowność tych kolumn (scenografia Józefa Kasaraba) całkowicie wystarcza, tylko rozliczne schodki utrudniają życie samym aktorom.

Skoro się już odrzuca dekoracje - powinny błyszczeć stroje. Należy żałować, że scenograf, który także projektował kostiumy nie uprościł ich nieco, nie usunął w kobiecych sukniach podkładek. "Cyd" wcale by nie stracił gdyby go grano w kostiumach z drugiej połowy XVII w., (a tam już nie ma krynolin) i nasze aktorki poruszałyby się zręczniej i kostiumy kobiece byłyby nieco łatwiejsze do wykonania a przez to na pewno efektowniejsze.

Nie to jest jednak najważniejsze. Reżyser "Cyda" Stanisława Zbyszewska zabierając głos na temat inscenizacji napisała: Najistotniejszą wartością każdego przedstawienia teatralnego jest słowo, wszystkie inne czynniki winny służyć temu, aby je podpierać i uwypuklić i dlatego odrzuciłam celowo wszystko, co moim zdaniem mogłoby zepchnąć tekst mówiony na dalszy plan''.

NASI aktorzy jednak nie zawsze szanują to słowo, często traktują wiersz jak prozę, nie umieją podać wiersza publiczności. A pozwolę sobie przypomnieć za Leonem Schillerem, że właśnie słowo Wyspiańskiego posiada walory raczej teatralne, jest efektowne na scenie, wygodne dla aktora i zrozumiałe dla słuchacza. To jest słowo świetnie związane ze sceną i szkoda, że nasi aktorzy, którzy tyle wysiłku musieli włożyć w przygotowanie tego spektaklu, często gubią całe fragmenty scen.

Weźmy tu choćby pierwszą scenę I aktu. Dialog Szimeny i Elwiry jest zrozumiały, ale później Elwira gubi się w monologu, zacisza go, kierują słowo tylko do Szimeny i gdzieś od tego momentu: "Lecz spieszył się na radę, gdzie król i senat radzą, komu na wychowanie powierzą królewicza"... tekst ucieka uwadze publiczności. Stąd też kiedy w scenie trzeciej zjawiają się powaśnieni Don Gomez z Don Diegiem - nie wszyscy wiedzą o co właściwie im chodzi. Nie wytrzymują chwilami w monologach Don Diego, Infantka i Cyd. Jeżeli tylko aktor na chwile rozluźni uwagę i powie beznamiętnie tekst - publiczność przestaje słuchać słowo się gubi. To chyba uwaga zasadnicza, skierowana do całego zespołu.

Jeżeli jestem już przy zespole aktorskim muszę wyrazić wszystkim serdeczne uznanie. Przedstawienie "Cyda" to duży krok naprzód w porównaniu z tym co dotąd widzieliśmy na scenie BTD. To już jest spektakl, to już teatr, atmosfera sceny. Tego było u nas przez pewien czas brak. Zasługa w tym reżysera, ale przede wszystkim zespołu aktorskiego.

PRZYWYKŁO się u nas w recenzjach do wydawania ocen "kto lepiej, kto gorzej". Recenzent mimo woli zaczyna rozważania w stylu:

"Ten aktor gra Hamleta szpetnie,

jakby go wcale nie rozumiał.

Jekżebym ja go zagrał świetnie,

gdybym grać umiał.

Cóż, zacznę więc od Infantki (Alina Horanin). Widziałam ją, kiedy zagrała bardzo ładnie i kiedy była chyba niezbyt dysponowana. To aktorka inteligentna. Umie być królewska, umie być zakochana, pełna czułości: ciepła i rezygnacji, zwłaszcza w drugiej scenie V aktu, kiedy ma ten piękny monolog:

"Czyli ten ogień, którym płonę,

ten żar, co serce ściska,

czyli ta łezka kryształowa -

co u różanych powiek błyska,

znaczą czułości nie stracone?

Choć dla Rodryga serce bije,

miłość i czułość w sobie skryją:

zamilkaj serce dziewicze"...

Czasem jednak zawodzi ją głos. Powinna więcej uwagi zwrócić na równie piękną, ale niedostatecznie podaną drugą scenę I aktu. Tam przecież zaczyna się jej miłość, a to nie za zawsze dociera do widza.

Walentyna Lisowska gra Szimenę przez wszystkie akty "na nerwie". Ona nadaje tempa całemu spektaklowi. Bardzo dobra, szczególnie w scenach dramatycznych, świetne przy tym warunki głosowe, dobra dykcja, wiersz jest u niej wierszem.

To bardzo dobrze, że mamy taką aktorkę w naszym teatrze, ale to jest aktorka charakterystyczna i chciałoby się zobaczyć ją na scenie właśnie w takiej roli. Stad też chyba Szimena w jej interpretacji jest zawsze pełna rozpaczy i nienawiści - nigdy cienia, liryczne - nawet w scenie z Rodrygiem nawet wtedy, gdy król jej oznajmia, że Rodryg zginął i zaraz zaprzecza: u Walentyna Lisowskiej nie ma tego przejścia od uczucia rozpaczy i miłości do żądania zemsty. Pani Lipowska mówi te wiersze na jednym tonie a przecież Szimena nie nagle reflektuje się, że to żart, mówi:

"Byłam nieprzytomna, więc słów moich n ie sądźcie jak były mówione. Niegdy mię Rodrygowi dawano za żonę, lecz śmierć ojca, zgon ojca, straszne to morderstwo"...

I właśnie tu dopiero rozpamiętując stratę ojca, przychodzi refleks, wraca wola, żądanie sprawiedliwości.

Rodryga gra dwóch aktorów: znany już i lubiany u nas Jan Ibel i nowy nabytek naszego teatru - Marek Pokrzywko. Ibel wydaje się dojrzalszy

w tej roli, bardzo ciepły w scenach lirycznych (chyba zbyt duży kontrast tworzy z Lisowską) i właściwie na bardzo równym poziomie gra przez cały czas. Porównując go z Armandem w "Damie Kameliowej" trzeba przyznać, że bardzo sie rozwinął w naszym teatrze. Marek Pokrzywko jest , nierówny w swej roli, ale z radością muszę mu pogratulować ślicznie rozegranej sceny w I akcie owego świetnego monologu

"Krew ścięła się od grozy

Cios niespodziewany,

Tak pewną ręką zadany"...

Jan Ibel nabiera w tym monologu od razu "pełnej pary" i przez to cała wewnętrzna walka Rodryga, walka między miłością i obowiązkiem nie zostaje wydobyta z tekstu. Marek Pokrzywko zaczyna ten monolog spokojnie - jak człowiek posłuszny ciosem i w późniejszych partiach starczą mu oddechu, aby wydobyć wszystkie odcienie uczuć zawarte w wierszu, a powtarzające się refrenowe partie wiersza.

"O Boże! Czyliż mogłem wierzyć?! Gdy się ze szczęściem chciałem zmierzyć, gdy tchną płomieniem piersi lica - ojciec Szimeny lży rodzica!" są różnie interpretowane.

Niestety, nie potrafił on równie ciekawie przekazać nam opisu bitwy i nie wykańcza scen (jak zresztą niemal wszyscy aktorzy).

Don Gomeza gra Wirgiliusz Gryń, Don Diego - Henryk Halski. Obaj mają teksty znakomite, postacie bardzo pełne, świetnie narysowane. Potrafił, skorzystać z tego Wirgiliusz Gryń. Widzowie wierzą, że to jest człowiek butny dumny, porywczy, że nie przepuści nikomu, kto sprzeciwi się jego woli, kto jego zechce poniżyć. Henryk Halski jest dużym nieporozumieniem w swej roli. Deklamatorski, nieprawdziwy.

Na uwagę zasługuje Bogdan Proskurnicki, jako Don Fernand I król Kastylii i Jerzy Bogdanowicz grający z zapałem Don Sansza. Eleonorę grała Stefania Cybulska, Elwirę - Maria Zapolska, Don Ariasa - Zbigniew Leśnicki, Don Alonza - Henryk Sodalski, Pazia - Barbara Charewicz. Opracowanie muzyczne - nie zawsze słyszalne - Haliny Lichtenfeld, kierownictwo literackie dr J. T. Dybowskiego,

Okazuje się, że rozpisałam się na dobre przy ocenie "Cyda". To dobrze świadczy o spektaklu. Jest o czym pisać i o co się spierać. Jest co zobaczyć. Zasługa niewątpliwa wszystkich, których tu wymieniłam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji