Artykuły

"Garderobiany"

W powodzi wydarzeń przede wszystkim natury politycznej, które szczególnie wyróżniły miniony rok trudno mówić o sensacjach artystycznych. A jednak XX Warszawskie Spotkania Teatralne zwykle miały swoich wiernych kibiców, swoją publiczność, nacechowana dociekliwością i zarazem sentymentem dla sztuki teatru, jak to się mówi przez duże T. Bo przedstawień, które wzbudziły prawdziwe zainteresowanie i ciekawe komentarze, należy "Garderobiany" Ronalda Harwooda w reżyserii Macieja Wojtyszki. Rzecz tę reżyserował Wojtyszko jeszcze we Wrocławiu, w Teatrze Polskim. Obecnie, jak wiadomo, jest kierownikiem artystycznym Teatru Powszechnego w Warszawie.

Treścią "Garderobianego" są ostatnie godziny życia aktora, któremu towarzyszy przede wszystkim garderobiany, a także (raczej jako tło) parę innych osób. Sam autor stwierdził kiedyś, że chodziło mu o przypomnienie dawnych. szczególnych związków między mistrzem sceny i jego garderobianym, w których zależność i.uległość nie były czymś jednoznacznym, czymś przypisanym jedynie do roli służącego.

Zainteresowanie Harwooda dotyczyło bardziej osoby garderobianego niż jego pracodawcy, co potwierdza i sam tytuł, i bogaty rysunek tej postaci. Jednak we wrocławskim spektaklu Igor Przegrodzki w sposób malowniczy, trochę rozlewny, ale i bardzo dynamiczny pokazał, interpretowaną przez siebie sylwetkę aktora, tym samym mocno ją eksponując. Szkoda jednak, że Przegrodzki nie zechciał zagrać z większym pietyzmem wszystkich fragmentów roli ukazujących autentyczną prywatność postaci starego aktora.

Garderobiany (Norman) w interpretacji J. Schejbala był kimś krańcowo innym niż Sir, czyli jego pracodawca i mistrz. Wynikało to z tekstu sztuki i z całej koncepcji omawianego spektaklu. Całkowita odmienność tytułowego bohatera korelowała jednak z postacią starego aktora. Niewątpliwie dzięki rzec można wnikliwej reżyserii Macieja Wojtyszki ogromnie precyzyjne pełne pomysłowości i jednocześnie powściągliwości aktorstwo Schejbala świetnie brzmiało w duecie z aktorstwem Igora Przegrodzkiego.

Podobnie działo się w interesującej scenografii Grzegorza Małeckiego. Jego piękne kostiumy "teatralne" i kostiumy "prywatne" (bo przecież oglądamy też i teatr w teatrze) są ogromnie funkcjonalne. Świetnie budują, świetnie ustawiają charakter poszczególnych postaci i sytuacji. Wrocławski spektakl przekazuje widowni coś więcej niż opowieść o teatralnym mistrzu i jego słudze. Jest to raczej relacja bardziej uogólniająca ludzkie współuzależnienia, współuwikłania, a także ludzkie złudzenia i lęki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji