Artykuły

Dałbym wam zydel Stańczyka...

- Ten brak zielonego światła dla pewnych moich inicjatyw bardzo boli. Chcę w stu procentach działać dla Łodzi i regionu, ale skoro nie mogę się tutaj w stu procentach spełniać, to wędruję i tworzę tam gdzie przyjmują mnie cieplej: Warszawa, Kraków, Gdynia, Wodzisław Śląski, Katowice, Wrocław - mówi MARCEL SZYTENCHELM, dyrektor Studia Teatralnego "Słup" w Łodzi.

Można odnieść wrażenie, że jakby mniej Pana w Łodzi. Nadal Pan tu mieszka?

- Oczywiście. Ale muszę powiedzieć ze smutkiem, iż wiele rzeczy faktycznie realizuję poza Łodzią. Przeszkodą nie jest brak życzliwości samych łodzian, tej nigdy nie doznałem, raczej niektórych urzędników. Ten brak zielonego światła dla pewnych moich inicjatyw bardzo boli. Chcę w stu procentach działać dla Łodzi i regionu, ale skoro nie mogę się tutaj w stu procentach spełniać, to wędruję i tworzę tam gdzie przyjmują mnie cieplej: Warszawa, Kraków, Gdynia, Wodzisław Śląski, Katowice, Wrocław. Moje życie jest barwne i interesujące. Na swary i spory szkoda mi już czasu.

Zatem frustracja i zniechęcenie? Takie dziś jest pańskie oblicze?

- Chyba pan żartuje. Praca jest dla mnie radością. Jestem w doskonałej formie i znakomitym nastroju. Jako życiowy optymista chwytam wszystkie okazje, aby się zdrowo pośmiać. To widać choćby w pracy Studia Teatralnego "Słup". Niedawno daliśmy premierę "Polaka snu proroczego", ostrej satyry na rzeczywistość. Teraz pracujemy nad "Nowym snem Polaka", gdyż polska rzeczywistość szybko w ostatnim czasie ewoluowała. Wybierając nietypowe przestrzenie teatralne - podwórka, klatki schodowe, windy oraz stosując niekonwencjonalne środki wyrazu i kontaktu aktora z widzem, chcemy wciągać go do zabawy i prowokować. Tak, jak nie zachwycam się pomnikami na cokołach, tak nie bardzo przepadam za klasycznym teatrem. Lubię zaskakiwać i być zaskakiwanym. Stąd moje artystyczne działania z udziałem mieszkańców w Spółdzielni Mieszkaniowej imienia Władysława Jagiełły w Łodzi. To przecież tutaj przygotowaliśmy pierwszy musical osiedlowy "Król Władysław Jagiełło w mieście Łodzi". Na jubileusz spółdzielni spróbujemy przygotować widowisko kabaretowe. Cenię sobie ludzi twórczych i radośnie nastawionych do życia. Lubię ich obserwować, nauczać, podpowiadać. Bardzo lubię pracować z profesjonalistami i uzdolnionymi amatorami. Dla każdego znajdzie się rola, w której się spełni. W moich happeningach uczestniczą artyści od siedmiu do stu lat.

Niedawno zakończył się trzynasty Dzień Reymonta...

- Impreza bardzo się udała i przyniosła wiele radości. Cieszę się bardzo, że w tym roku dołączyły do nas kolejne miejscowości związane z twórczością i życiem pisarza. Dzień Reymonta to dla Tuszyna, Czarnocina, Koluszek, Przyłęku Dużego doskonała forma promocji. A pamiętam jeszcze, jak czternaście lat temu prowadziłem pierwsze rozmowy z wójtem Lipiec Reymontowskich, jak odkrywałem przed nim swój plan połączenia dwóch wspaniałych powieści: "Ziemi obiecanej" i "Chłopów". Dziś w imprezie biorą udział setki osób z różnych pokoleń. Bardzo ważne jest to przebywanie ze sobą, radosne, artystyczne spowolnienie czasu. Czegóż więcej potrzeba?

- Melonik, smoking, muszka, podróż pociągiem retro. Przeszłość ma dla Pana tak duże znaczenie?

Urodziłem się w Gdyni, ale miłość do Łodzi zaszczepiła mi mama. Tu się przeprowadziliśmy, gdy byłem dzieckiem. Łódź zawsze była i jest dla mnie jak wielka, fascynująca

Moje życie jest barwne. Na swary i spory szkoda mi czasu.

księga tradycji, o którą trzeba dbać, by tego, co w niej przed laty zapisane, nie zatarł czas. Lubię ją odkurzać.

Jak zatem wygląda dziś powszedni nie-powszedni dzień pracowitego Marcela Szytenchelma?

- Przede wszystkim dyscyplina. Chwytam każdą okazję, w dzień i w nocy. W domu od lat jestem gościem, a zasypiam o drugiej nad ranem. Dzień zaczynam od 30 minut gimnastyki i godziny marzeń. Zawsze wierzę, że przyniesie on rzeczy niezwykłe. Samo leżenie pod gruszą i bujanie w obłokach - to nie dla mnie. Marzenia trzeba ucieleśniać. Nie znoszę się nudzić. Teraz, choć formalnie mam urlop, spędzam go na planie filmu "Koktajl". Po "Janie z drzewa", będzie mnie można obejrzeć w nowych odcinkach "Świata według Kiepskich". Natomiast wiosną 2011 roku mam nadzieję, że rozpocznie się realizacja filmu "Rejs 2" Marka Piwowskiego. Swój czas poświęciłem sztuce, nieustannie przebywam ze swoją wyobraźnią, ale... nadal też wierzę, że mam szansę na życie normalnego śmiertelnika. Właśnie szukam mojej muzy. Najchętniej dwudziestokilkuletniej...

Tuwim też, nieco przewrotnie, wzdychał do "jędrnej a gorącej dziewczyny"...

Tuwim to oddzielny rozdział mojego życia. To, co nas łączy, to owo przewrotne poczucie humoru. Jestem przekonany, że potrzeba nam dobrego śmiechu, byśmy stali się lepsi. Potrzeba nam więcej życzliwości i kojącego wyciszenia, jakie taki śmiech przynosi. Trzeba jednak pamiętać, że do lat dziewięćdziesiątych nieco się tego Tuwima wstydzono: a bo Żyd, a bo miał romans z Polską Ludową, i przypominano go tylko przy okazji okrągłych rocznic. Dla mnie był on zawsze wielkim autorem polskim, bo w takim języku tworzył i pozostawił dzieła. Dniem Tuwima i "Ławeczką" chciałem więc oddać mu hołd. Myślę również, że ani Dzień Reymonta, ani Galeria Wielkich Łodzian, to nie są skostniałe pomysły. Nie chcę wszystkiego zdradzać, ale kończę właśnie scenariusz do filmu, w którym o Władysławie Stanisławie Reymoncie opowiadałoby się przez pryzmat jego twórczości. Poza tym planuję w Lipcach stworzenie całkiem nowej, rzekłbym wizjonerskiej przestrzeni. Ale póki co - cicho sza.

Taka tajemniczość zahacza o kokieterię, jeśli nie o mistyfikację...

- A gdzież tam. Po prostu nauczyłem się nie odkrywać wszystkich kart od razu, przynajmniej póki to, co konieczne, nie będzie dopięte na ostatni guzik. Ja każdy mój pomysł muszę "dopieścić" i "wychodzić": sponsorzy, pozwolenia et cetera. Chce pan zobaczyć moje odciski? Poza tym idea jako taka nie podlega prawu autorskiemu, a późniejszy sukces szybko może znaleźć wielu ojców. Spójrzmy na autorską Galerię Wielkich Łodzian, dumny jestem, że inne miasta podchwyciły mój pomysł. Mało kto o tym wie, ale ona cały czas się rozrasta, póki co... w moim mieszkaniu. Planowałem pomnik Króla Władysława Jagiełły, który nadał przecież Łodzi prawa miejskie. Rozpocząłem szukanie sponsorów, ale miasto powiedziało mi: my się tym zajmiemy, postawimy go za ciebie. I co? Gdzie on jest? A mój projekt obrasta w kurz.

Jagiełło siedzi w nim na tronie, a obok niego jest zydel dla Stańczyka. Pusty, bo Stańczykiem byłby każdy, kto zechce się do króla dosiąść i z nim sfotografować. Kolejny pomnik to Żyd Handlarz sprzedający śledzie, który mógłby stanąć na Placu Wolności przy ulicy Nowomiejskiej. Wykonałem też Włókniarki z Czasów Łodzi Wielkoprzemysłowej. To niemal symbol tego miasta. Propozycje, wraz z gotową miniaturą monumentu Rodziny Poznańskich, przedstawiłem również Manufakturze. Chciałbym w ten sposób zespolić dawne imperium Izraela Kalmanowicza z Pietryną.

Jak wiadomo, jestem też organizatorem Dnia Tuwima. Mam nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się dziesiąta, jubileuszowa edycja. A w tym roku na terenie Manufaktury uczestniczyć będę w uroczystościach Urodzin Poety. Jedną z atrakcji będzie głośne, wspólne recytowanie "Lokomotywy". Już dziś zapraszam wszystkich, a szczególnie dzieci i młodzież do zabawy. Postaramy się ustanowić rekord Guinnessa. Z kolei w dniu zamknięcia dworca Łódź Fabryczna chciałbym zorganizować tam pożegnalny bal. Szczegóły happeningu ustalam już z ECi - Miasto Kultury. Żegnać będziemy ostatnie pociągi odjeżdżające z dworca. Artyści Studia Teatralnego "Słup" rozdawać będą też bilety z datą ważności otwarcia nowego dworca. Pożegnamy też urzędników, którzy odjadą w siną dal drezyną...

Ma Pan jeszcze kilka asów w rękawie?

- Niejednego. Bo pomysły rzeczywiście trzymam jak karty w ręku, aż nabiorą mocy, ukonkretnią się. Wtedy rzucam je na stół! To znaczy realizuję i zaraz dobieram kolejne. Inwencji mi nie brak i nadal mam duszę jurnego młodzieniaszka. Na pytanie, ile ja mam lat odpowiadam: Ja mam lata, bez lat... Ciągle jestem młody.

MARCELSZYTENCHELM

Pomysłodawca i twórca Galerii Wielkich Łodzian, aktor, reżyser, teatrolog, animator życia kulturalnego, dyrektor Studia Teatralnego "Słup". Organizator cyklicznych imprez: Dzień Tuwima, Dzień Reymonta.

Urodził się w Gdyni, ale uczył się i dorastał w Łodzi, gdzie też mieszka i pracuje. Absolwent kulturoznawstwa o specjalności teatrologia na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zagrał w kilkunastu filmach.

W serialu "Zmiennicy" stworzył niezapomnianą postać Mariana Koniuszki. Wielokrotnie nagradzany, m.in. Złotą Maską za twórczą działalność "Słupa", Sprężyną przyznaną przez redakcję "Tygla Kultury" za ożywczy ferment w Łodzi, Srebrnym Krzyżem Zasługi, medalem Zasłużony Dla Kultury Polskiej w Kanadzie i Zasłużony dla Miasta Łodzi. Zwyciężył także w plebiscycie na Łodzianina Roku 2000.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji