Artykuły

Nie dyndaj tak!

Reżyser podchodzi do sceny, łapie aktora w dłonie, unosi do góry i zaczyna rozplątywać sznurki, które go oplatają. Aktor ma kilkadziesiąt centymetrów wzrostu i jest... marionetką.

W Ratuszu Staromiejskim trwają właśnie próby przed sobotnią premierą Gdańskiej Opery Marionetek. Lalki odegrają operę buffo "Służąca panią" Giovannięgo Pergolesiego. Prawdziwi śpiewacy stać będą za sceną, podkładając głosy pod drewniane lalki.

W Sali Mieszczańskiej ustawiono rusztowanie, na którym zbudowano scenę. Właśnie wkroczyły na nią trzy marionetkowe postacie: markiz w zabawnej peruce, "piękna" Serpina z wyłupiastymi oczami i różanym licem oraz wymachujący szabelką i podskakujący nerwowo książę. Jakieś trzy metry nad ziemią, na podestach uwija się szóstka młodych lalkarzy. Ciasno, każdy walczy o miejsce, co jest tym trudniejsze, że czasem dwójka aktorów rusza jedną marionetką. Zdarza się, że trzeba przełożyć krzyżak, na którym znajdują się nitki, z jednej ręki do drugiej, przecisnąć się za plecami kolegi i z powrotem przełożyć krzyżak. Tymczasem na dole reżyser Lesław Piecka obserwuje jedynie elekt końcowy, czyli lalki paradujące po scenie. - Stop! - krzyczy Piecka. - Serpino! Musisz wejść jeszcze raz i stanąć jak wryta! Marionetka posłusznie przytakuje.

- Ale mam za mało miejsca - dobiega z góry głos aktorki poruszającej lalką.

- Za dużo ruszasz łokciami, za mało głową! - strofuje reżyser inną postać. - Nie dyndaj tak!

Spektakl opowiada o tym, jak za pomocą intryg służącej udało się zostać żoną bogacza. "Ślub albo trup" - to główne przesłanie sztuki. Zabawne libretto pełne jest takich linijek, jak ta: "Tam do kata, co za okropna facjata!" wyśpiewanych poważnym operowym głosem. - Opera buffo była operą komiczną - tłumaczy reżyser. - Ukazywała ją jako bufonadę. Lalką można przedstawić więcej niż żywym aktorem. Marionetka może fruwać nad sceną, śpiewać, tłukąc jednocześnie łbem w ścianę. Lalce na scenie może odpaść głowa.

- Każda lalka jest inna - tłumaczy Marcin Dąbrowski, student IV roku Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Białymstoku. - Każdej muszę uczyć się od początku -jak się porusza, jak działa. Na przykład ta ma nieco rozlatane nogi, stąd jej specyficzny, zabawny chód. W lalkarstwie najistotniejsze jest to, że się ożywia martwy przedmiot. Trzeba zapomnieć o sobie i skupić się na tym, co można wydobyć z lalki.

- Obecnie w świecie lalkarskim panuje tendencja, żeby aktor wychodził na scenę z kukiełką, a nie chował się za parawanem - dodaje Marcin Dąbrowski. - Chcemy udowodnić, że samymi lalkami można zrobić ciekawy spektakl.

Podczas próby opera puszczana jest z magnetofonu. - Żaden śpiewak nie wytrzymałyby ośmiu godzin prób i powtarzania w kółko jednego fragmentu - wyjaśnia reżyser. - Moja marionetka musi reagować na każdy wyśpiewany dźwięk - dodaje Marcin Dąbrowski.

- Jeżeli śpiewak podniesie głos, ja też będę musiał mocniej zaakcentować gest.

Zsynchronizowanie gry marionetek z muzyką jest teraz największym problemem Tomasza Krezymona, który przygotował oprawę muzyczną. - Do tej pory soliści operowi mieli swobodę - wyjaśnia. - Teraz nie wiadomo, kto ma na kogo patrzeć, solista na lalkę, czy lalkarz na solistę. Kto ma za kim podążać? Jak połączyć frazy muzyczne i gesty lalek?

- Ostatni raz operę marionetkową wystawiono w Polsce w 1945 roku - mówi reżyser Lesław Piecka. - Potem zdarzały się wystawienia z udziałem kukieł, ale nie marionetek. Tradycja opery marionetkowej była najżywsza w XIX wieku.

Reżyser znów przerywa próbę. Jest czas na lekkie rozprężenie. Książę kłuje Serpinę szpadą, markiz wariuje nad sceną i unosi mu się peruka. Za chwilę wszyscy znów będą skupieni, wyczuleni na każdy najmniejszy gest. Bo żeby opera buffo była zabawna, trzeba do niej bardzo poważnie podejść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji