Artykuły

"Męczeństwo z przymiarką"

W sztuce Ireneusza Iredyńskiego "Męczeństwo i przymiarką" reżyserowanej przez Jerzego Jarockiego cztery osoby na tle tej samej dekoracji - ponurego pokoju mieszczańskiego. Klimat tego pokoju spotęgował Marian Kołodziej przez połączenie bogato profilowanych mebli i czarnych, kwadratowych płaszczyzn, na które rzucono białe, faszystowskie kleksy. Na przestrzeni trzech aktów owe cztery osoby prowadzą na przemian dialogi mniej lub więcej ciekawe, ale akcja wiąże widza ze sceną. Jeden za drugim owe dialogi potęgowały nastrój obietnicy... wielkiej sztuki współczesnej, folklorystycznej nawet, bo typowe elementy broadwayowskiego teatru: "sex, crime i pathology" zostały "wzmocnione" echami powstania warszawskiego i kapitalnymi rozmowami przy wódce.

Aktorzy grali dobrze, a zwłaszcza Tadeusz Wojtych błysnął gamą całego bogactwa swego talentu. Od pięciu lat obserwuję rozwój aktora, jego rzetelną pracę nad sobą i coraz to bardziej zaskakujące rezultaty. Rola "Bogdana" w tej sztuce wymagała wielkiej dyscypliny aktorskiej, aby nie stworzyć groteski z dramatu, aby śmieszność wydobyć przez skontrastowanie, niekiedy absurdalne - elementów tragicznych.

Zarówno Jadwiga Gibczyńska w roli Anny - żony Piotra, Teresa Kaczyńska jako Marta jak i Jan Ibel, przedstawiający nam alkoholika i neurastenika Piotra stworzyli postacie sugestywne o dużym ładunku wewnętrznego dynamizmu. Każde z nich miało rolę niełatwą, bo zbyt kuszącą do przekroczenia Rubikonu, wyznaczającego charakter gry. Ibel uniknął demoniczności, w którą łatwo mógł popaść. Jadwiga Gibczyńska dobrze zagrała scenę w trzecim akcie, scenę wyraźnie spiętrzającą napięcie dramatyczne i całkowicie to napięcie zrzucająca na barki właśnie tej aktorki. Kaczyńska szczęśliwie nie sparodiowała postaci Marty, bo parodyzacja taka następuje wyłącznie na skutek umiejscowienia tej dziewczyny w sytuacjach, które ją ośmieszają. Marta jest taką samą lekkomyślną i naiwną dziewczyną, jaką była Anna przed piętnastu laty. Marta nie uwodzi Piotra, a po prostu go kocha.

Tak więc mamy aktorów, grających dobrze swoje role, mamy ciekawy, choć nie co chorobliwy nastrój i wreszcie - obietnicę, że odkryta zostanie przed nami jakaś ważna prawda, rozwiązany jakiś zasadniczy problem.

Niestety - ta góra rodzi prawdziwą mysz. W końcu nie jesteśmy pewni czy chodziło autorowi o winę i karę Anny, która w czasie okupacji kochała człowieka związanego z okupantem, czy o niekonsekwencje poszukiwania przez Piotra osobistego szczęścia, które sprowadzał on do rangi prawdy o życiu, czy o sprawiedliwość postępowania, czy o... Ale nie jest to ważne. W końcu i tak żaden z tych problemów nie został rozwiązany, a z całego naczelnego konfliktu (jeśli w końcu do szukamy się takiego) autor wychodzi za pomocą tricku, który - wobec niepostawienia jasno zasadniczego problemu - nie zamyka kompozycyjnie sztuki. W dodatku uczynienie bohaterem człowieka chorego - alkoholika i neurastenika, ze skłonnościami sadysty i masochisty jednocześnie, osobnika znajdującego się w stanie frustracji posuniętym do ostatecznych granic- z góry odnaturalnia problematykę, umieszczając ją w sferze zjawisk patologicznych.

Oczekiwanie na końcową pointę przynosi rozczarowanie i niesmak. Pozostaje nastrój bez dramaturgii. W dodatku nastrój - w ostatecznym rozrachunku służący snobistycznym, udziwnionym smaczkom.

Słowem - niewypał!...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji