Artykuły

"Mniszki" - studium osaczenia

Napisano o tej sztuce wiele dobrego. Odkryto już jej awangardyzm, aktualność, bliskie związki z twórczością Geneta i Arrabala. Dość przytoczyć choćby kilka charakterystycznych fragmentów z zamieszczonych w programie wypowiedzi:

"Ta właśnie wędrówka do piekła, ten regres kultury w człowieku... to zapewne w "Mniszkach" najbardziej przerażające"...

"Wartość "Mniszek" polega w znacznej mierze na proponowanej refleksji politycznej".

"To sztuka prawdziwie barokowa, w której krzyżują się style i wpływy, gdzie zderzają się ze sobą dwie kultury: czarna i biała".

Muszę przyznać że nie wszystko mnie w tych opiniach przekonuje. Posądzam ich autorów o nadmiar inwencji w odczytaniu tekstu współczesnego ku bańskiego pisarza - Eduardo Maneta. "Mniszki" nie są sztuką ani tak poznawczo bogatą, ani tak odważną artystycznie Parantele z Genetem wydają mi się z gruntu powierzchowne. Można tutaj co najwyżej mówić o pewnych podobieństwach w doborze środków formalnych. Manet proponuje bowiem w istocie niewiele poza rzeczywiście szokującym pomysłem.

Oto trójka gangsterów przebranych za zakonnice zwabia swą ofiarę do podziemnej kryjówki, a potem nie znajdując drogi ucieczki morduje się wzajemnie. Akcja utworu została usytuowana w bardzo określonych, historycznych realiach, w czasie buntu czarnych niewolników na Haiti. Autor - jak sam stwierdza - chciał w ten sposób uniknąć naturalizmu i nadać "Mniszkom" charakter przewrotnie komediowy. Czy ten cel osiągnął?

Elementem organizującym dramaturgię całości jest narastająca psychoza osaczenia, atmosfera strachu doprowadzonego stopniowo do stanów histerii, paroksyzmu, obłędu. Dochodzące do piwnicy odgłosy murzyńskich bębnów stanowią tu wiele znaczący scenicznie symbol zagrożenia, sygnał obecności "czarnego" świata, który dla bohaterów "Mniszek" oznacza katastrofę.

Nie przeceniałbym w tej sztuce elementów motywacji społecznej, rysują się one dość mgliście. Ten pełen typowo latynoskich obsesji utwór to przede wszystkim zręczne teatralnie studium różnych postaw i reakcji ludzi zdegenerowanych moralnie, skazanych na klęskę, nie mogących już odwrócić własnego losu.

Manet znalazł nawet intrygujący punkt wyjścia, zbudował ciekawą sytuację, lecz" nie wpisał w konstrukcję fabularną "Mniszek" ambitniejszej i szerszej myślowo diagnozy. Dokonana w tym tekście konfrontacja dwóch różnych modeli kulturowych ma wymiar dość strywializowany. Brak w niej siły uogólnienia, wiedzy o procesach dehumanizacji wykraczającej poza utarte schematy.

Co zatem pozostaje? - szczątki Genetowskiej problematyki i egzotyczny w wielu obyczajowych akcesoriach (choćby ceremoniał ubierania martwej Senory) teatr ostrych, czasami wręcz drastycznych środków ekspresji. Autor szafuje nimi hojnie, nadużywając przy tym w tekście efektu kontrastu między znaczeniem słów a wymową sytuacji scenicznej. Ta technika dialogu - stosowana z widoczną natarczywością - w dużym stopniu kreuje w "Mniszkach" klimat czarnego humoru, swoiście dowcipnej makabreski. Jedna rzecz wydaje mi się wszakże w tej sztuce szczególnie drażniąca - jej pretensjonalność, podejrzana łatwość stwarzania pozorów głębi.

Premiera Teatru Współczesnego tego wrażenia nie zaciera Jerzy Jarocki wyreżyserował spektakl dynamicznie, w dobrym tempie, w specyficznej tonacji "czarnej komedii". Maski postaci są tu nader przejrzyste. Zasada prawdopodobieństwa sytuacji nie odgrywa istotniejszej roli. Ale równocześnie nie jest to przedstawienie o dostatecznej dyscyplinie środków, o całkowitej czystości wyrazu.

Jarocki umiejętnie stopniował napięcie zagęszczając aurę widowiska. Był jednakże mniej precyzyjny niż zazwyczaj nie ustrzegł się też chwilami rozwiązań tanich i natrętnych (na przykład finał I części). Konwencja "buffo" i konwencja "teatru grozy" krzyżują się w tym przedstawieniu nie najszczęśliwiej. Nawet w popisowej scenie bójki zabrakło pełnej konsekwencji stylistycznej.

Również strona wykonawcza tej premiery pozostawia wyraźny niedosyt. Edward Lubaszenko stworzył charakterystyczną w rysunku, przemyślaną w szczegółach postać Matki Przełożonej, lecz nie uniknął akcentów pewnej minoderii. Była to jednak w sumie najdojrzalsza propozycja aktorska spektaklu. Tadeusz Morawski zinterpretował rolę Siostry Angeli w sposób może zewnętrznie sprawny, ale jednocześnie zbyt szablonowy i jednostajny w tonacji. Grażyna Krukówna jako Senora zademonstrowała interesujące możliwości i jeszcze skromne umiejętności techniczne. Tej trójce wykonawców zręcznie sekundował w niemej roli - Eugeniusz Priwieziencew. Scenografia Wojciecha Krakowskiego i tym razem celna w plastycznym odczytaniu klimatu sztuki. Nie rekompensuje to jednak tych słabości tekstu i niedostatków przedstawienia, które starałem się już zasygnalizować.

Wrocławską premierę "Mniszek" trudno więc - mimo reżyserskiej pracy Jarockiego - zaliczyć do rzędu poważniejszych sukcesów Teatru Współczesnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji