Artykuły

Fajni kumple

Sztuka Jerzego Żurka "Para za parą", pokazana po czterech latach od napisania w poniedziałkowym Teatrze Telewizji, jest mała, ale miejscami smaczna. Oczywiście, jeżeli ktoś po "Sto rąk, sto sztyletów" przygotował się psychicznie, że obejrzy dramat narodowy, tylko tym razem rozgrywający się w 1983 roku, to się odrobinę zawiódł. "Para za parą" - to dramat współczesny, ale dramat kameralny. Żurek jest niewątpliwie utalentowanym dramatopisarzem i dobrze byłoby, żeby teatry trochę go "upieściły". "Para za parą" przeczekała się nie. z winy. teatrów, ale "Casanowa" wydrukowany w "Dialogu" czeka nadal na wystawienie.

W "Parze za parą" Żurek zastosował klasyczny chwyt teatralny: jedność czasu i miejsca. Rok, jak się rzekło, 1983. W pięknej odziedziczonej willi dziennikarza, który nie poddał się w stanie wojennym weryfikacji, spotykają się na przyjęciu dawni kumple i ich żony, Wszystko więc dzieje się pomiędzy postaciami tej sztuki podczas owego przyjęcia, przy kieliszku i stole muszą zostać zarysowane charaktery, konflikty, sprawa... Mniejsza o to, że poniektóre pary łączyło uczucie na krzyż i dziś jest czas na wspominki mniej lub bardziej przyjemne. Problemem jest sytuacja obecna dawnych przyjaciół, to, jak żyją, jak się czują, jak przeżyli stan wojenny.

Wszyscy lub prawie wszyscy chcą, aby przyjęcie się udało, aby było fajnie, ale "z biegiem" kieliszków wychodzą na jaw ukrywane animozje, pretensje do innych i do siebie samych. Bo też w jednym salonie zgromadził Żurek gromadkę na różny sposób sfrustrowaną. Być może najmniej kłopotów z sobą ma były internowany czy więziony. Cezary Morawski obdarzył go poczuciem humoru i niechęcią do cierpiętnictwą, którego nie poskąpił za jego działającej w podziemiu żon nieprzejednanej w sprawie oceny moralnej zgromadzonych (Anna Nehrebecka). W salonie pałęta się oprócz pana domu, który nie bardzo wie, co z sobą w życiu robić (Wojciech Wysocki) filmowiec, któremu zatrzymano film, za to w nagrodę wysłano na dwa miesiące do Chin (Marcin Troński wreszcie w nieco innej roli), młody partyjny robiący karierę, do którego wszyscy mają pretensję za to co się stało w wielkiej polityce, a prawie wszyscy mają też interesy (b. dobry Krzysztof Kołbasiuk) i jeden wesoły pijus, który ma wszystko "gdzieś" (Adam Ferency).

Jest to sztuka nawet przyjemna w oglądaniu, bo obecnie jesteśmy politycznie w nieco innym etapie. Dobrze się stało, że teatr zarejestrował pewne nastroje, emocje, konflikty, szkoda, że cztery lata musieliśmy czekać, aby zobaczyć ten w gruncie rzeczy niewinny dramat o pogubionych ludziach. Świetnie zresztą przez wszystkich zagrany. Te miny, pozy, złości wzbogaciły kameralny tekst Żurka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji