Artykuły

Rok po Kongresie Kultury. Bilans

- Żadnej instytucji podległej ministerstwu nie dotyka problem spadku nakładów. Mogę natomiast sypać przykładami znacznych zwyżek, zwłaszcza w odniesieniu do instytucji poszerzających swoją aktywność. Innym problemem są tegoroczne ograniczenia nakładów na kulturę w trzech dużych miastach i jednym województwie - z ministrem Bogdanem Zdrojewskim rozmawia Jacek Cieślak.

Jacek Cieślak: Panie ministrze, minął rok od Kongresu Kultury. Część środowisk artystycznych jeszcze przed kongresem uważała, że chce pan realizować politykę kulturalną, odcinając od resortu stowarzyszenia twórcze. Miał pan takie plany? Bogdan Zdrojewski: Jest wręcz odwrotnie, i to stowarzyszenia podkreślały, że przez wiele lat nie zdarzyła się taka sytuacja, by minister kultury tak często jak ja spotykał się z ich reprezentacją, odwiedzał stowarzyszenia. Wszystkie konsultacje, jakie prowadziliśmy zakończyłem większym lub mniejszym sukcesem. - Jednak Jacek Bromski i Maciej Englert nie zostali zaproszeni do komitetu organizacyjnego Kongresu Kultury. - To nieprawda. Ustaliliśmy zasadę dwóch komitetów - organizacyjnego i honorowego. W komitecie honorowym znaleźli się najważniejsi reprezentanci dziedzin kultury, m.in. Krzysztof Penderecki i Andrzeja Wajda.

A prezesi stowarzyszeń?

- Byli gośćmi lub uczestnikami debat. Zabrakło tylko kilku na kilkuset. Przypomnę, iż MKiDN powołało komitet organizacyjny, na czele którego stanął gospodarz Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor Piotr Sztompka. Ministerstwo Kultury wraz z organizatorami przyjęło zasadę, że zaprasza jedynie autorów, współautorów lub recenzentów przygotowanych wcześniej raportów - około 200 osób. Pozostałe 1000 osób zarejestrowało się samodzielnie. Każdy mógł to uczynić. Dzięki temu kongres był autentyczny, a ja uniknąłem zarzutu, że zorganizowałem imprezę ministerialno-stowarzyszeniową.

Pierwszy panel prowadzony przez Agnieszkę Holland po tym, jak wszystkich zaskoczyła nieobecność premiera, zmienił się w krytykę Donalda Tuska i polityki kulturalnej rządu.

- To nieprawda. Jedynie w dwóch wystąpieniach wyrażono żal, ale na końcu uznano tę nieobecność nawet za szczęśliwą. Przypomnę też o zbudowaniu fałszywej interpretacji tego faktu.

Przez media?

- Nie, przez interpretację zdarzeń na tej pierwszej sesji plenarnej. Sytuacji zresztą zabawnej. Otóż stół prezydialny został ustawiony tak, by ci, którzy mają ze sobą dyskutować, mogli widzieć siebie na monitorach, a jednocześnie mieć kontakt z publicznością. I co się okazało? Zarówno Agnieszce Holland, jak i Michałowi Zadarze, jednemu z paneli -stów, monitory przeszkadzały, dlatego przebudowali stół prezydialny. Można było odnieść wrażenie, że zaczęło się od zdemolowania scenografii. Osobiście odebrałem całe wy-

darzenie jako bardzo ładne i autentyczne. Wyraz tego, że kongres nie jest spotkaniem stowarzyszeń i ministra, tylko tych, którzy tworzą polskie życie kulturalne.

Ale co z premierem?

- Tu dochodzimy do sedna. Interpretacja zmiany ustawienia stołów, położenia monitorów i przestawiania krzeseł została zinterpretowana jako zmiana dekoracji związana z nieobecnością premiera. W Warszawie plotka poszła tak daleko, że mówiono o przenoszeniu fotela premiera. Dziś można się z tego śmiać. Wtedy miałem wrażenie, że komuś zależy na skonstruowaniu incydentu politycznego.

Kiedy Grzegorz Jarzyna dziękował premierowi, że zaszczycił ludzi kultury swoją nieobecnością, jego ironia była wyrazem powszechnego w środowiskach twórczych przeświadczenia, że premier nie docenia kultury i lekceważy ludzi sztuki. To dlatego Michał Zadar mówił, że Donald Tusk woli piłkę nożną i łatwiej go zobaczyć na stadionie niż w teatrze.

- A Jacek Żakowski, już bez ironii, dziękował za brak notabli spoza obszaru kultury, bo zaoszczędzono czas i debata merytoryczna od razu ruszyła. Wracając do osoby premiera. Opinie, o których pan wspominał, są dla niego niezwykle krzywdząca i nieprawdziwe. Owszem, Donald Tusk unika oficjalnych fet, otwarć i premier, nie przepada za bankietami i kongresami, ale w instytucjach artystycznych pojawia się dość regularnie. Chodzi na koncerty Sinfonii Varsovii, bywa w teatrze, w operze, ceni prace Mariusza Trelińskiego. Na celebrach nie bywa. I trzeba to uszanować.

Po kongresie zaczęły się rozmowy Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych z Donaldem Tuskiem o nowej ustawie medialnej. Wszyscy mieli nadzieję na przełom. Skończyło się uchwaleniem nowelizacji starej ustawy. Ludzie sztuki znowu poczuli się oszukani.

- Bez przesady. Sam ucieszyłem się z inicjatywy komitetu. Wreszcie podkreślono rolę mediów i ich znaczenie dla kultury. Było to także votum nieufności dla całej klasy politycznej. Trzeba bowiem powiedzieć, iż ta inicjatywa zrodziła się przede wszystkim z oceny stanu TVP i Polskiego Radia. Faktem jednak jest, iż sam projekt nieco rozczarował. Był przygotowany później, niż zakładano i ma formę przeregulowaną. To, że projekt stracił pierwotnie zakładaną prostotę - przyznają sami autorzy. Ale najważniejsze, że idzie w dobrym kierunku i zostały w nim zachowane intencje. Dziś wiemy, iż wymaga ogromnej pracy legislacyjnej, która powinna być wykonana. Telewizji trzeba przywrócić misyjność. Maciej Strzembosz uważa, że poszedł pan złą drogą, decydując się na projekt profesora Tadeusza Kowalskiego. Jego zdaniem chodziło, de facto, o likwidację mediów publicznych.

Maciej Strzembosz się myli, a zwłaszcza myli fakty. Prawda jest inna. Byłem wraz z zespołem Kowalskiego i Jędrzejewskiego jedynie twórcą założeń do ustawy. I na tym nasza rola się skończyła. Projekt poselski, który powstał później, znacznie odbiegł od tego dokumentu. Ale nieprawdziwa jest też opinia, iż zakładał likwidację mediów publicznych, raczej uwolnienie ich ze stanu permanentnego kryzysu. Notabene nigdzie nie słyszałem tej opinii Macieja Strzembosza.

Kiedy rozpoczął pan kadencję, wydawało się, że to ministerstwo i ludzie kultury przygotują ustawę.

- Miało tak być, ale zmieniła się sytuacja. Każdy projekt wymagał szerokich konsultacji w parlamencie i znalezienia poparcia politycznego niezbędnego do odrzucenia veta. Ciężar pracy został więc przeniesiony do Sejmu.

Ani PiS, ani PO nie dały dowodów, że chcą niezależnych mediów z misją.

Dowodem byłaby zmiana sytuacji w TVP. PO brakowało wystarczającej większości, by to uczynić. Prawda jest też taka, iż wszystkie siły polityczne w przypadku dotykania problemu mediów publicznych popadały w nadzwyczajną nieufność wobec siebie. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Nagłe zmiany prezesów Wildsteina, Urbańskiego, Farfała sprawiały, że mechanizmy nie

miały już swoich jednoznacznych sprawców. Pewne było jedno: PO nie miała z tą degrengoladą nic wspólnego. Natomiast straty dla kultury były widoczne i niebudzące wątpliwości Dlatego dziś nadal podzielam pogląd, że środowiska akademickie i kultury są najlepszymi patronami jakości mediów publicznych.

Dyrektorzy instytucji mówią, że znowu maleją nakłady na kulturę państwa.

Nieprawda. Faktem natomiast jest, że spadały od 1989 roku do ostatniego roku pracy Waldemara Dąbrowskiego. To wtedy mieliśmy pierwsze przełamanie impasu. Stało się tak dzięki powołaniu do życia dwóch nowych mechanizmów finansowania kultury: Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej i Funduszu Promocji Kultury. Ostatnie trzy lata mojej pracy przyniosły dalszy wzrost. Wiem, że jeszcze nie satysfakcjonujący, ale trzeba pamiętać, iż Waldemar Dąbrowski pracował w czasie gospodarczej prosperity, ja zaś - kryzysu. Mam jednak tę satysfakcję, że w dziedzinie inwestowania w infrastrukturę wyprowadziłem kulturę na absolutnego lidera, i to nie tylko w dziedzinie absorpcji środków europejskich, ale także porządkowania całego frontu inwestycyjnego. W zależności od sposobów liczenia (do PKB, do budżetu państwa ze środkami europejskimi lub bez) osiągniemy 0,11 proc. 0,54 proc. lub 0,77 proc. Mogę więc powiedzieć, że skutecznie bronię kultury przed deprecjacją finansową wynikającą z czasu, w którym przyszło mi wypełniać funkcję ministra.

Mimo wszystko mamy jeden z najgorszych wskaźników w Europie. Właśnie dlatego twórcy zażądali na kongresie 1 procentu budżetu.

- Zgadzam się z tym postulatem. Zgadzali się też wszyscy najważniejsi kandydaci na prezydenta, łącznie z Bronisławem Komorowskim. Ale też, po raz kolejny, odnotujemy wzrost nakładów. Jeśli jednak w pewnym momencie nie zwiększymy tempa, to przy obecnym - postulowany 1 proc. osiągniemy za 20 lat Wierzę, że uda się to zmienić, zgodnie zresztą z zawartymi przesłankami w dokumencie przygotowanym przez ministra Michała Boniego, jak również - z deklaracjami samego premiera. Przypomnę o ośmioletnim czasie dojścia do tego postulowanego stanu rzeczy. Powoli zbliżamy się do półmetka.

Dlaczego szefowie instytucji mówią o cięciach, a nie wzroście?

- Nie wiem, ale się domyślam. Dokumenty są jednoznaczne. Żadnej instytucji podległej ministerstwu nie dotyka problem spadku nakładów. Mogę natomiast sypać przykładami znacznych zwyżek, zwłaszcza w odniesieniu do instytucji poszerzających swoją aktywność. Innym problemem są tegoroczne ograniczenia nakładów na kulturę w trzech dużych miastach i jednym województwie. To efekt reakcji władz samorządowych na kryzys. Jednak w 15 województwach nakłady wzrosły lub zostały utrzymane na dotychczasowym poziomie - podobnie w gminach miejskich. Opinie o cięciach wynikają też z tragedii smoleńskiej i żałoby kwietniowo-majowej. Pociągnęła ona za sobą konieczność zamknięcia wielu premier i kilku dużych festiwali. Ten czas to także mniejsze zainteresowania totalizatorem sportowym, a to z jego części budowany jest Fundusz Promocji Kultury. Na szczęście, dzięki wielkiej mobilizacji i różnego rodzaju formom pomocy udało się ten trudny czas przeżyć. Obudziły się też mniejsze jednostki samorządu terytorialnego, dostrzegając w kulturze swoją szansę. Także powodzie nie oszczędzały naszych jednostek, a jednak i z tym problemem daliśmy sobie radę. Szkoda natomiast, że tak słabo postrzegane są inne sukcesy.

Jakie?

- Uporządkowanie wszystkich programów operacyjnych. Dziś każdy wie, na czym stoi już w styczniu, a nie w połowie roku. Zostały zakończone niezwykle ważne inwestycje: Arkady Kubickiego, Sukiennice w Krakowie, wszystkie inwestycje chopinowskie, otwarto nowe galerie etc. Odnotowujemy postęp w realizacji muzeum Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego w Świątyni Opatrzności Bożej, rozpoczęliśmy prace przy domu Jana Pawła II w Wadowicach. Zmienił się całkowicie charakter aktywności Instytutu Adama Mickiewicza, udało się uratować przed likwidacją kino Iluzjon, dokonaliśmy zakupu bazy PKS w Oświęcimiu, by wreszcie uporządkować sprawy gospodarcze przy Muzeum Auschwitz. Pozyskaliśmy bazę i środki dla Instytutu Audiowizualnego. Wprowadzamy muzykę i plastykę do szkól publicznych jako przedmioty obligatoryjne. Realizujemy rozbudowane programy edukacyjne dla dzieci. Biblioteka Narodowa stała się ważnym podmiotem w Europeanum. Opera Narodowa odzyskuje pozycję w świecie muzyki. Prowadzimy jednocześnie ponad 60 inwestycji ze środków europejskich; będąc absolutnym liderem w kraju. I już dziś mogę powiedzieć, że będę jednym z pierwszych ministrów, który podpisze umowy na wszystkie środki europejskie.

Jaki, pana zdaniem, jest bilans kongresu?

- Jest zawarty w blisko 200 wnioskach i rekomendacjach. Przyniósł pierwszy poważny bilans inwentaryzacyjny, był miejscem autentycznej i cennej dyskusji, a także zbudował siłę środowisk twórczych, a zwłaszcza przekonanie i świadomość co do jej istnienia. Część wniosków jest realizowana. Dotyczą zarówno konkretnych programów, np. edukacyjnych, jak i mechanizmów obowiązujących w kulturze. Przygotowałem pakiet deregulacyjny, propozycje uwalniające kulturę od różnego rodzaju obciążeń, a także projekty pozwalające w sposób bardziej elastyczny podchodzić do zarządzania samymi instytucjami. Realizujemy projekty edukacyjne dla dzieci i młodzieży z ponad 100-milio-nowym budżetem. Budujemy Orliki kultury, przekształcając dwa i pół tysiąca gminnych bibliotek w nowoczesne centra kultury w ramach programu Biblioteka+, unowocześniamy również gminne domy kultury. Dziś powołam Instytut Muzyki i Tańca. Modernizują się polskie muzea, planowana jest zmiana usytuowania generalnego konserwatora zabytków. Wyrównując zapóźnienia cywilizacyjne, powołałem 4 centra MKiDN ds. digitalizacji, które mają być instytucjami wiodącymi w tym zakresie w Polsce. Zajmuję się ekonomiką kultury, powstaje znakomite narzędzie do gromadzenia wiedzy - portal wiedzy o kulturze, w tym roku ogłosimy również kartę etyki sponsorskiej. Powstał "Pakiet + dla kultury" - jest to dokument planistyczny określający kierunki rozwoju polityki kulturalnej państwa do 2015 roku. Obejmuje planowane prace legislacyjne oraz działania programowe wynikające m.in. z wniosków pokongresowych.

Na zdjęciu:

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji