Artykuły

"Słoń w Karawce"

Po "Tygrysie" Mrożka i jego "Policjantach" w "Teatrze Ogniska" w Londynie wystawiono "Słonia w Karafce". Jest to "mozaika satyryczna" Ref-Rena. Odżegnując się od wspaniałości wystawowych rewii, dużych zespołów tanecznych i chóralnych, Ref-Ren woli żeglować pod banderą "Teatrzyku satyrycznego", naładowanego satyrą dobrotliwą, bardziej społeczną niż polityczną i ujętą w oprawę zbliżoną do kabaretu literackiego. Ale zmontowane przez niego przedstawienie jest jednak swego rodzaju rewią na mniejszą skalę, w której ilość stara się zastąpić jakością.

Sam Ref-Ren jest zarazem autorem tekstów i piosenek, kierownikiem artystycznym i reżyserem, konferansjerem i jednym z głównych wykonawców, czyli gwiazdorem, który z niespożytą energią, pomysłowością, niewiędnącą młodzieńczością stawia czoło trudnościom, z jakimi walczyć musi każdy człowiek teatru na emigracji, aby ostać się zagładzie, pozostać na placu, czyli na scenie, i żyć tylko teatrem z teatru, a nie traktować go, jako hobby-konika, uciążliwego i kosztownego, przy pracy zarobkowej w sklepie, biurze, kawiarni, fabryce lub kolejce podziemnej. Ref-Ren, ten najpogodniejszy z naszych ludzi teatru, jest właściwie osamotnionym pogrobowcem teatru zawodowego na emigracji, utrzymującym się wyłącznie z teatru.

W tytule swego widowiska, słuchowiska i seansu kinowego za jednym zamachem, autor jego nawiązuje do najżywszych aktualności teatralnych, w których głównymi bohaterami są coraz tężsi przedstawiciele egzotycznego zwierzyńca z najdzikszych rezerwatów, jak nosorożce u Jonesco, tygrys u Mrożka i słoń u jego emigracyjnego odpowiednika, którego należało by przechrzcić na Ref-Rydża.

Z wzmianki o zastępowaniu ilości jakością nie należy bynajmniej wnosić, że program "Słonia w Karafce" jest wątły, szczupły, lub mizerny. Wręcz przeciwnie, do tej "karafki", do której przyrównana została scena i widownia w "Ognisku", autor naładował taki zasób humoru, melodii, urody i żartów satyrycznych, że powstało jedno z najpakowniejszych przedstawień od niepamiętnych czasów, prawdziwy słoń. Choć w pierwszej części możnaby dokonać pewnych cięć, wszyscy widzowie zgodnie manifestują swoje zadowolenie nadzwyczaj ochoczo i wdzięcznie reagują na każde słowo i każdą nutę. Wśród zalet Ref-Rydża, jedna rozrosła się szczęśliwie. Polega ona na prawdziwie socjologicznym wyczuciu nastrojów ożywiających naszą społeczność emigracyjną i na doskonałym znawstwie publiczności teatralnej.

Hojną garścią posiał tym razem urodą kobiecą i talentami. Mając zaś "na ręku" - jak mówią brydżyści - cztery damy, zagrał nimi tak, iż każda przyniosła mu jakąś lewę. Nie musiał się wysilać, aby wydobyć talenty aktorskie Niny Oleńskiej, w skeczach takich, jak o koniu abstrakcyjnym w malarstwie, "o tym, który się jeszcze nie narodził...'' Zalety Danuty Czyrskiej oprawił w kilka melodii i zabawnych sytuacji. Irenę Delmar nie tylko pokazał z najlepszej strony, tj. dookoła, ale nadto dał się popisać lwią grzywą, jako uosobieniem nowego stylu w "Trzech życiach", rzucając zupełnie nowe światło na jej możliwości sceniczne. Podobnie Ewa Suzin mogła wysunąć swój pierwszy pazur, jako aktorka komediowa w "Ignasiu do wzięcia", gdzie nareszcie zrzuciła z siebie - ku powszechnej radości - swój mundurek płaczliwej pensjonarki.

Na czele obsady męskiej stoi weteran sceny Ludwik Lawiński w nowym zupełnie repertuarze, w którym jako profesor archeologii wybiegał nawet do roku 2061. Sekundował mu Stefan Laskowski, jako najbardziej krewki jego konkurent. Odzyskaną perełką sceny kabaretowej jest Feliks Fabian, który nie zepsuty sukcesami malarskimi, całym sercem wraca do teatru. Choć to już nie jest dawna rewia 2 Korpusu, nie tylko bierze na siebie rolę korpusu Ref-Rena w scenie "Głowa na rozdrożu", ale dzieli się z widzami bystro podpatrzonymi migawkami mimicznymi, ukoronowanymi odtworzeniem sylwetki tak popularnego w kołach teatralnych sprawozdawcy Zygmunta Kona, którego wywindował w ten sposób do poziomu swych poprzednich kreacji: Charlie Chaplina i Toulouse Lautreca. O Ref-Renie - wykonawcy trudno coś jeszcze dodać, chyba to, że dobrze prezentował się w kontuszu, jako Księżycowy Pan Twardowski, w scenie spotkania się na satelicie Polaków z trzech stron świata: Ameryki, Anglii i Polski i że dał w niej wymowny skrót zamieszania panującego w naszym życiu politycznym.

Ładne sceny dekoracyjne były dziełem Jana Smosarskiego. Przy fortepianie byt Jerzy Kropiwnicki, zawsze owacyjnie witany przez publiczność. Administrator teatru p. B. Koller otrzymał tym razem program, z którym może wyprawić się ośrodków Londynu, ale także i po naj-po złote runo, nie tylko do peryferyjnych dalsze Manchestery lub Bedfordy.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji