Artykuły

Jestem oszustem

Czy aktor powinien być inteligentny? - Jeśli mu ta inteligencja nie przeszkadza, to może - mówi Zbigniew Zapasiewicz w rozmowie z Katarzyną Bartman.

- Pamięta Pan, kiedy ostatnio się śmiał? Mam na myśli sytuację poza sceną teatralną...

- Mam dość duże poczucie humoru, wbrew temu co się sądzi. Bardzo lubię się śmiać, bo to zdrowy objaw, ale nie zawsze są po temu powody...

- Może Pan podać jakiś przykład tego, co Pana dziś rozbawiło?

- Nie umiem tak na gorąco sobie przypomnieć... Ale śmieję się z dobrego żartu, na dobrym filmie... Rozśmieszył mnie niedawno np. film pt. "Goło i wesoło", który kilka dni temu obejrzałem.

- W książce pt. "Maski zapasowe" twierdzi Pan, że istota teatru polega na udawaniu kogoś, kim się nie jest. Jako przykład przytacza Pan historię Józka, który był niewiarygodny jako zwykły śmiertelnik, ale kiedy umalował się

i przebrał za szamana, wszyscy uwierzyli mu, że jest w stanie sprowadzić deszcz. To przewrotne porównanie, bo oznacza, że teatr to jedno, wielkie oszustwo... Naturalnie, że oszustwo. To, co się dzieje na scenie, nie jest przecież prawdą.

- Pan jest oszustem?

- Tak. Widz przecież wie, że to jest nieprawda. Ale jeśli w pewnym momencie uda-

je się nam, aktorom, do niego dotrzeć, to przez chwilę może pomyśleć, że to dzieje się naprawdę. Jeśli więc wejdzie w to emocjonalnie, to znaczy, że dobrze został oszukany...

- Zasadniczym zadaniem aktora jest manipulowanie uczuciami widzów? Manipulowanie to słowo niejednoznaczne, mające pejoratywny sens. Wywoływanie emocji, przed którymi tak bardzo się dziś bronimy (bo stawiamy na pierwszym planie wartości użytkowe, praktyczne, konsumpcyjne), nie jest niczym złym. Nie manipulujemy sferą emocji człowieka, lecz próbujemy ją przywołać.

Do tego potrzebny jest dobry warsztat. Np. taki, który pozwala niskiemu, brzydkiemu blondynowi przekonująco zagrać przystojnego bruneta... Tu dotykamy już innej sfery. To porównanie, którego użyłem kiedyś w rozmowie z dyrektorem Huebnerem, jest przesadzone. Chciałem w ten ekstremalny sposób pokazać, że aktor to człowiek, który ma za zadanie szukać w sobie i pokazywać widzowi możliwie szeroką paletę doznań i uczuć ludzi, którzy w nim tkwią.

Człowiek jest istotą uniwersalną i w zależności od okoliczności zachowuje się różnie. Inaczej rozmawiamy z matką, a inaczej z kelnerem. Ale i z matką możemy postąpić różnie. Jeśli przychodzimy do domu nietrzeźwi i ona nam robi wymówki, możemy próbować się usprawiedliwiać albo od razu się obrazić. Podam pani taki przykład. Dwadzieścia lat temu w Andach rozbił się samolot. Ci, co ocaleli, musieli zjadać swoich nieżyjących towarzyszy podróży, aby przeżyć. Stali się ludożercami, bo tak złożyły się okoliczności. Gdyby im ktoś przed katastrofą powiedział, że zjedzą człowieka, to by go wyśmieli. Pani też by mnie wyśmiała, gdybym powiedział, że za dwie godziny kogoś pani zje...

- Rzeczywiście nie mogę sobie tego wyobrazić...

- No bo skąd może pani wiedzieć, jak by się zachowała w ekstremalnej sytuacji? Nasza rozmowa też byłaby inna, gdyby odbywała się w innych okolicznościach. Może wtedy nie śmiałaby się pani, bo nie miałaby zębów! Aktor jest po to, by sobie takie sytuacje wyobrazić...

- Do wykonywania tego zawodu nie wystarcza więc przyzwoity warsztat. Trzeba mieć jeszcze wielką wyobraźnię?

- Bez warsztatu to w ogóle nie ma o czym mówić. Potrzebne są też dyspozycje.

- Z czego one się rodzą? Czy są człowiekowi dane, czy w dużym stopniu wyuczone?

- Nie wiem. Można być tylko dobrym rzemieślnikiem, ale wtedy są mniejsze szansę, że nastąpi sprzężenie zwrotne pomiędzy takim aktorem a widzem, bo widz nie dostanie od niego tej nadwyżki, która jest nienazwana...

- Mówimy o geniuszu?

- O geniuszu w ogóle nie mówimy. Genialny był Leonardo da Vinci i Amadeusz Mozart i na tym koniec. Rozmawiamy co najwyżej o pewnej nadwyżce...

- Chce Pan powiedzieć, że mamy armię rzemieślników w tym zawodzie. Ucząc tyle lat w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, nie wyłowił Pan żadnych talentów?

- Talentów nie ma w ogóle. One rodzą się raz na 500 lat. Talent oznacza, że ktoś umie coś, nie ucząc się tego. Mówmy więc lepiej o predyspozycjach. Albo ktoś je ma i uczy się tylko podstaw rzemiosła, albo nie ma, i wtedy potrzebuje więcej czasu, by się dokształcić. Podstaw muszą nauczyć się natomiast wszyscy... Nie wszyscy natomiast muszą rozwijać się intelektualnie. Kiedyś jako młodzi ludzie zapytaliśmy prof. Korzeniewskiego, czy aktor powinien być inteligentny, on wtedy odpowiedział, że jeśli mu ta inteligencja nie przeszkadza, to może.

- Zgrabnie powiedziane...

- Raczej zgrabnie pomyślane. On przez to chciał powiedzieć, że jeśli ktoś, za pomocą nadmiernej wiedzy, zaczyna w sobie tłumić to, co z niego instynktownie wypływa, to nie jest to dobre. Tyle że tych, co z nich instynktownie coś

wypływa, nie jest znowu tak wielu. Ale bywają.

- Dlatego uważa Pan, że naukę aktorstwa należy ograniczyć do niezbędnego minimum?

- Aktor nie musi mieć rozległego wykształcenia. Chyba że ktoś musi pomóc swojej wyobraźni, jest mało wrażliwy na to, co go otacza, nie ma zmysłu obserwacji... Wówczas musi wiele czytać i oglądać i z tego czerpać pożywkę.

- Jaką ma Pan opinię o nowych szkołach aktorskich. Czy mogą dać studentom solidną podstawę do wykonywania tego zawodu?

- Jestem za tym, by się wszystko działo. Uważam jednak, że jest w tym element oszustwa. Ci, którzy tam uczą, na ogół nie znaleźli ujścia w zawodzie, innych możliwości samorealizacji. Nie sądzę, by tego typu ludzie mogli coś istotnego innym przekazać. Po drugie, młodzi mają złudzenie, że łatwiej nawiążą kontakty z rynkiem i reżyserami, że nauczyciel pomoże im zaistnieć na rynku, ale mniej ich interesuje, co to jest za zawód i po co go będą uprawiać.

Co chwila czytam, że ktoś stworzył kreację albo jest gwiazdą. No i taki młody człowiek bardzo chce być gwiazdą i stwarzać kreacje, tylko że to jest wszystko nieprawda... Bo czy fakt, że ktoś zagrał u podłego reżysera lub w sitcomie, oznacza, że wspiął się na sam szczyt?

- A jak się można na ten szczyt wspiąć? Jak wejść na Mount Everest w tym zawodzie?

- Nie można. W życiu w ogóle nie można się wspiąć na Everest. Herbert ujął to tak: "Idź, bo tak zdobędziesz dobro, którego nie zdobędziesz...". Niczego w życiu nie można zdobyć do końca, ale mimo to trzeba iść.

Poza tym gdybym ten szczyt zdobył, to po co miałbym dalej żyć? Kiedy przestanę uprawiać ten zawód, to nie dlatego że już zdobyłem Mount Everest, lecz dlatego, że nie mam już siły iść...

- Dziękuję za rozmowę.

katbar@dd.pl

ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ

Urodził się 70 lat temu w Warszawie. Ukończył studia na Wydziale Aktorskim PWST.

Debiutował w teatrze Nowej Warszawy. Wiele lat pracował w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, był też jego dyrektorem. Zagrał tam m.in. w "Ślubie" Gombrowicza, "Rzeźni" Mrożka i "Królu Learze" Shakespeare'a. W jego dorobku znajdują się postaci różnorodnego emploi. Na scenie Współczesnego występuje m.in. w "Miłości na Krymie" i "Ambasadorze" Mrożka oraz "Martwych duszach" Gogola. Macierzystą sceną aktora jest Teatr Powszechny w Warszawie. Tam Zapasiewicz powrócił niedawno do "Króla Leara" w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Piotra Cieplaka. Zbigniew Zapasiewicz występował również w Teatrze Telewizji, m.in. w "Dziadach" w reżyserii Jana Englerta czy "Tangu" Mrożka w inscenizacji Macieja Englerta. Jest także aktorem filmowym, grał główne role m.in. w "Bez znieczulenia" Andrzeja Wajdy, "Krótkim filmie o zabijaniu" Krzysztofa Kieślowskiego, "Barwach ochronnych" i "Życiu jako śmiertelnej chorobie przenoszonej drogą płciową" Krzysztofa Zanussiego. Od wielu lat wykłada w Akademii Teatralnej w Warszawie.

- Jeniec własnego talentu - twierdzi Krzysztof Zanussi - W osobie Zapasiewicza spotykają się ogień z wodą - i ekspresja z krytycyzmem wraz z inteligencją. Nie znam na świecie aktora, który z taką swobodą łączy te sprzeczności, i stąd Zbyszek jest często jedynym aktorem zdolnym unieść role, które są nie do zagrania. Nikt bowiem nie potrafi być ekspresyjny, grając introwertyka, dawać wgląd w człowieka zamkniętego, który w interpretacji Zapasiewicza jest wyrazisty mimo maski.

- Trudna karta do rozszyfrowania - przyznaje Jan Englert - Gdybym miał powiedzieć złośliwość, to powiedziałbym, że cechą Zapasiewicza na scenie jest chód. Sposób chodzenia. Proszę zwrócić uwagę, że w każdej roli bardzo mocno chodzi na nogach, trzyma się ziemi, jakby bojąc się, że jak zalewituje, to straci kontrolę. A jak straci kontrolę nad duchem, to wtedy wymknie mu się także kontrola nad materią.

Wypowiedzi pochodzą z książki pt. "Zapasowe maski".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji