Artykuły

Psychodeliczny "Wilk stepowy"

Biały dom z czerwonym dachem ukryty w drzewach. Pocztówkowy landszaft - ucieleśnienie marzeń za "pogodnym i przyzwoitym" życiem, w którego cieple chciałby się ogrzać Harry Haller, indywidualista i mizantrop. Spokój białego domku jest jednak złudny. Zbliżają się lata 30.: ryk marszowych kolumn, dziennikarstwo, które jest donosicielstwem, piętnowanie wszystkiego, co faszyści zwali "psychicznym rozmamłaniem".

Co robić, gdy całe społeczeństwo wyzbywa się normalności? Gdy obłęd obejmuje takich ludzi jak Heidegger - wielki filozof, czy Hamsun - wielki pisarz. Herman Hesse dowodzi swą powieścią, że można zachować normalność, ale za cenę przejścia do świata złudy. Wtedy to, co oniryczne będzie prawdziwsze od tego, co realne.

Z adaptacji teatralnej "Wilka stepowego", dokonanej przez Agnieszkę Kuszewicz i reżyserkę Teresę Kotlarczyk nie wynika jasno, czy zdarzenia i ludzie istnieją naprawdę, czy są tylko produktem wyobraźni bohatera. Czy jego przyjaciółka, muza i przewodniczka duchowa Hermina (Maria Pakulnis) istnieje naprawdę, czy tylko imaginacyjnie. Odtwórca roli Harry'ego, Jan Peszek swą oszczędną, introwertyczną, wyciszoną grą nie rozwiązuje i nie próbuje rozwiązywać dylematu widzów.

Wilk stepowy to zwierzę samotne i bezdomne. Jest inny niż jego stadni leśni bracia. Nie ma swego rewiru, ani legowiska, do którego wracałby po łowach. Powieść Hessego mówi o próbie zakorzenienia się; zarówno w znaczeniu szerokim, czyli uładzeniu jakoś swych stosunków ze społeczeństwem, jak i węższym - zasiedlenia domu. Harry, wynajmując pokój węszy - jak wilk - za owym pogodnym i przyzwoitym życiem mieszczan. Niespieszna narracja pokazuje, jak celebruje domowe rytuały: papieros, wino na stole, słuchanie muzyki. Ale przeznaczeniem stepowego wilka nie jest wygrzewanie legowiska.

Jego przeznaczeniem jest wędrówka - przez seks, świat uczuć wysublimowanych, świat muzyki, oniryczny świat duszy, na koniec zapewne w zaświaty. Hermina mówi: "Naszym przewodnikiem jest nostalgia". I ten nastrój, dojmująca tęsknota za utraconym miejscem, zagęszczona upartymi motywami muzycznymi z Mozarta, Brahmsa, jazzem - wypełnia sztukę. Tęsknota za rajem utraconym, za spokojem ducha. Rozgrywana na półtonach, półcieniach, niedopowiedzeniach, bezsłownym porozumieniu aktorów. To rzadki dziś przykład teatru czysto psychologicznego, chciałoby się rzec - psychodelicznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji