Artykuły

Piękny akcent Roku Żeromskiego

"Uciekła mi przepióreczka" w Teatrze Narodowym

Nieco historii

Jeśli jako nowelista i powieściopisarz szybko zyskał Żeromski uznanie u współczesnych, to jego walka o zdobycie sceny nie była znaczona triumfami. Choć teatr urzekał go od początku, skoro jeszcze u schyłku życia wspominał w niedokończonym i brulionowym zarysie artykułu swoje pierwsze oczarowanie: O niezrównana sztuko teatru! Gdy jako dziecko, dwunastoletni kawaler przywieziony ze wsi do miasta, dostąpiłem po raz pierwszy łaski widzenia teatru, doznałem jego czaru. Tym dotkliwiej musiał odczuć klęskę, jaką skończyła się jego pierwsza próba zdobycia sceny. Sztuka Grzech (r. 1897) wysłana na konkurs Kuriera Warszawskiego nie otrzymała ani nagrody, ani wyróżnienia. Żeromski wydrukował jedynie akt pierwszy w księdze zbiorowej ku uczczeniu działalności Aleksandra Świętochowskiego, a całą sztukę skazał na zapomnienie. Urzeczonemu teatrem pozostał być może uraz nieodwzajemnionej miłości, skoro pozostawił jedynie w zalążku nowy dramat z początku roku 1900 (rzecz pt. Dramatu akt pierwszy wydał z autografu dopiero w r. 1960 prof. Stanisław Pigoń), a Różę (r. 1908) opatrzył niemal demonstracyjnym podtytułem - dramat niesceniczny. Tragedia Sułkowski (r. 1910) zamyka dzieje jego pisarstwa dramatycznego przed rokiem 1918. Nowy, chciałoby się powiedzieć, gwałtowny i skoncentrowany atak na scenę przeprowadził Żeromski dopiero po powstaniu II Rzeczypospolitej. Towarzyszyło tej nowej próbie zdobycia teatru przeświadczenie o jego ogromnej, obywatelskiej roli, co wyraził pisarz bezpośrednio w odpowiedzi na ankietę Przeglądu Warszawskiego dotyczącą organizacji i programu Teatru Narodowego w Warszawie: Czyż ma to być tylko miejsce spotkania publiki premierowej, złożonej z ludzi bogatych, ze znudzonych wszystkim snobów, którym nic już w Europie i w Ameryce nie jest dziwne i którzy tuż po premierze czekają na drugą, bardziej pikantną? Teatr Narodowy winien mieć na oku te szerokie masy inteligencji spracowanej wielkiego miasta, która wszystkiego pożąda umysłem zgłodniałym i sercem spragnionym, a która "nigdzie nie jeżdżąc tu się pasie na dziedzinie jako w lesie zając". Oto przykłady tej teatralnej ofensywy Żeromskiego: rok 1919 - Ponad śnieg bielszym się stanę, rok 1921 Biała rękawiczka, rok 1923 - Turoń, a na kilka miesięcy przed śmiercią wystawił komedię Uciekła mi przepióreczka, jedyny naprawdę sukces sceniczny wielkiego pisarza.

Mogę dziś już zdradzić jedną tajemnicę - pisał Boy Żeleński po warszawskiej premierze Przepióreczki (27 lutego 1925 r.) mianowicie, że ilekroć Stefan Żeromski napisał sztukę teatralną, my wszyscy, piszący o nim, kręciliśmy się jak mucha w ukropie. Tak go wszyscy czcimy i kochamy, że z całego serca pragniemy, aby każde słowo nasze było hołdem i wdzięcznością, a ... zawsze było coś, co przeszkadzało; zawsze było w jego sztukach coś skłębione, pokręcone, najszlachetniejszy kruszec mieszał się z innym, mniej czystym. Aż wreszcie wczoraj Żeromski dał swoją miarę jako pisarz teatralny; napisał rzecz cenną nie tylko przez swoje fragmenty, ale dzieło jednolite, zwarte i piękne.

Dzieje Przepióreczki na scenach polskich do roku 1939 - to temat całego studium. Wspomnimy tylko że sztuka Żeromskiego związała się ściśle z działalnością Reduty i Juliusza Osterwy. Znakomity aktor połączył swoją legendę z rolą Przełęckiego. Grał ją zresztą do końca życia, jeszcze po wojnie, w roku 1945. Ale tu rozpoczyna się nowy rozdział scenicznej historii sztuki Żeromskiego.

PRZEPĘDZANIE "PRZEPIÓRECZKI"

...Sprawy społeczne się zmieniają, i dzisiejsi społecznicy śmieją się z entuzjazmów swoich poprzedników sprzed lat 30. Regionalizm nas nie wzrusza. Układ sił społecznych się zmienia. Przywiązywanie takiej wagi do darowizny starego zamku wydaje się naiwne. Podobno publiczność krakowska w czasie wznowienia "Przepióreczki" w 1945 głośno się śmiała. Pewno. Tyle ceregieli koło księżniczki Sieniawianki, a gdzie dziś ona i co ma do gadania. Czym kursy regionalne wobec powszechnego bezpłatnego szkolnictwa i ustawy o bibliotekach gminnych. - Krótko mówiąc, zmiany społeczne uczyniły pewne części "Przepióreczki" historycznymi. Wymagają one dziś komentarza i bardzo obciążają sztuką (acz istotny konflikt utworu mieści się w zakresie etyki indywidualnej). Przypomniałem zakończenie szkicu artykułu Wacława Borowego (napisanego prawdopodobnie w r. 1947). Znakomity znawca twórczości Żeromskiego, autor najpiękniejszego studium o Przepióreczce (z roku 1925) nie przygotował już tego szkicu do druku (zmarł w r. 1950). Wyraził tylko niepokój o losy Przepióreczki w nowej sytuacji historycznej. Wystawiano zresztą sztukę Żeromskiego niejednokrotnie po wojnie. Ale "czujni" krytycy przepędzali ją uparcie ze sceny. Czasy, kiedy gorliwi grabarze "postaw moralnych" likwidowali Norwida i Conrada, nie sprzyjały i Żeromskiemu. Pisano więc, że autor "Przepióreczki" straszliwie jest nam obcy i stwierdzano apodyktycznie: Uciekła nam przepióreczka na zawsze. Straszliwie obcy? Na zawsze? Pora zwrócić się do nowej premiery Przepióreczki, jaka odbyła się 12 grudnia 1964 r., niemal w czterdzieści lat po pierwszym wystawieniu sztuki.

"PRZEPIÓRECZKA" PO LATACH CZTERDZIESTU

Przyznaję, że oczekiwałem tej premiery z obawą. Regionalizm jako niemal cudowne panaceum kulturalne, dziwna historia darowizny zamku przez arystokratkę, poświęcenia i wyrzeczenia się głównego bohatera, wreszcie znamienna dla Żeromskiego skłonność do superlatywów stylistycznych - jak to wszystko zabrzmi na scenie? I to jeszcze po niedawnej a udanej inscenizacji Przedwiośnia w Teatrze Powszechnym, która wydobyła z powieści autentyczną i żywą pasję polityczną i moralną.

A jednak Żeromski zwyciężył. Oczywista, uroczysta premiera z okazji obchodów setnej rocznicy urodzin wielkiego pisarza miała swoją charakterystyczną i odświętną atmosferę przychylną autorowi. Ale wydaje się, że był to triumf rzeczywisty. Wróciła nam "Przepióreczka" - dwoje recenzentów (Karolina Beylin i Jaszcz) pod tym samym tytułem przyznało sztuce Żeromskiego prawa do żywego udziału we współczesnym teatrze. Triumf "Przepióreczki" ogłosił również niewątpliwy znawca dzieła Żeromskiego August Grodzicki (autor przecież cennej książki o Popiołach). A publiczność naprawdę się bawiła. Bawiła? Gotów ktoś zauważyć, że to dość osobliwy triumf pisarza, który uczulony był przede wszystkim na powagę i tragizm życia. A jednak Żeromski napisał ko-I Jak sądzę, inscenizacja w Teatrze Narodowym poszła we właściwym kierunku. Wydobyła ze sztuki Żeromskiego elementy humoru i ironii, odpatetyczniła ją i uczyniła bardziej współczesną. Andrzej Jarecki w powściągliwej recenzji w Sztandarze Młodych (W pogoni za "Przepióreczką") przyznając utworowi Żeromskiego zalety dobrej roboty dramatycznej (sztuka znakomicie zbudowana) podniósł krytycznie fakt, że sztuka zestarzała się bardzo, szczególnie w warstwie ideowej i społecznej. To prawda, ale przecież sam Żeromski z ironią traktuje darowiznę księżniczki Sieniawianki! I nie tylko dlatego, że ukazał, iż owa darowizna kryje sidła, jakie podstarzała, zakochana arystokratka pragnie zarzucić na pięknego docenta. Istotny komentarz do czynu księżniczki dał sam pisarz, gdy przypomniał (w tym samym niemal czasie, gdy pracował nad Przepióreczką), że niejednokrotnie rysował rozmaite fikcyjne postaci powieściowe, które zrzekają się swych magnackich fortun, ażeby uczynić dar dla narodu. Ale jednocześnie miał świadomość, że jeden ofiarnik (Władysław Zamoyski) nie może stanowić podstawy do rzeczywistego optymizmu i pytał ze zwątpieniem: Pracy jest ogrom, toteż nie należałoby go trwonić na figliki i kawały. Czy możliwa jest taka stabilizacja impulsu i temperamentu, nałogów i przyzwyczajeń, ograniczenia wydatków i zaniechania rozrzutności? W roku 1924 napisał zaś po prostu: Nie jestże próżną stratą czasu "odwoływanie się" do tych cudzoziemców w ojczyźnie, do głuchoniemych potentatów, gdyby nawet nosili najbardziej polskie i głośne nazwiska? Księżniczka w Przepióreczce nosi istotnie bardzo polskie nazwisko, ale już tylko "kaprysem" i komedią (w ujemnym znaczeniu tego słowa) jest jej dar dla narodu.

Przepióreczka - to sztuka bardzo osobliwa i "cienka". Jest w niej żywy nurt niepokoju społecznego i ironii. I sądzę, że to właśnie wydobył trafnie Holoubek w roli Przełęckiego. Tych wszystkich, którzy pamiętają patetyczno-liryczną tonację wielkiego czarodzieja sceny Osterwy przed wojną - mógł zaniepokoić nowy Przełęcki. Ale wydaje mi się, że Holoubek uczynił tę postać bardziej do przyjęcia przez współczesnego widza. Silniej podkreślił wahania i trzeźwość bohatera sztuki; w jego ujęciu decyzja Przełęckiego nie staje się nadmiernie patetycznym ofiarnictwem, lecz po prostu jakby odruchem, bolesnym stłumieniem uczuć dla ratowania istotnych wartości moralnych i społecznych.

Żeromski był szczerym i gorącym entuzjastą idei regionalizmu. Zaludnił izbę wiejskiej szkoły gronem wybitnych uczonych na kursach wakacyjnych. Ale to nie jest wcale zwietrzała "warstwa społeczna" utworu! Przeciwnie, to raczej piękne marzenie godne pełniejszej realizacji w naszych czasach, gdy dążymy do ściślejszego związku między twórcami nauki a jej bezpośrednimi szerzycielami w społeczeństwie, po prostu nauczycielami.

Nie jestem recenzentem, nie umiem rozdzielać pochwał czy nagan, jak to czynią zawodowi rozdawcy rang - recenzenci. Myślę jednak, że Teatr Narodowy dołożył wiele troski, aby dać sztuce Żeromskiego najlepszą obsadę. Co do mnie to ze szczerym podziwem radbym podkreślić zarówno rolę Smugoniowej - Katarzyny Łaniewskiej (jest ona i trzeźwą nauczycielką, i mówi świetnie tekst Żeromskiego i jest przy tym pełna liryzmu w scenach, gdy milczy i tylko patrzy z niepokojem na na Przełęckiego), jak i grę księżniczki - Haliny Mikołajskiej, jakże świetnie maskującej swoje rzeczywiste uczucia do młodego uczonego. Jej gest, z jakim nieznacznie wysuwa rękę, żegnając się z profesorami, jest chyba przykładem wielkiej sztuki aktorskiej. Patrzy ona na Przełęckiego, jedynego, który owej ręki nie pocałuje, co natomiast czynią idący sznurkiem starsi profesorowie. Tych zaś profesorów chyba - zgodnie ze starą tradycją - zbyt ucudaczniono na scenie. Żeromski potraktował postaci profesorów z życzliwym humorem. Przedstawienie w Teatrze Narodowym zbyt archaicznie przedstawiło - choćby przez dobór strojów - całe grono profesorskie. Może zresztą wysuwam to zastrzeżenie przez solidarność profesjonalną. Może naprawdę bywamy tak śmieszni jak Wilkosz - Henryk Szletyński, gdy w szlachetnym choć i humorystycznym zacietrzewieniu krzyczy na Przełęckiego: fircyk! Więc pocieszmy się, że jeśli jesteśmy nieco śmieszni, to jednak i jakoś pożyteczni. Tak chyba myślał Żeromski, który z sympatią przedstawił całe grono profesorów zebranych na wakacyjnym kursie dla nauczycieli.

Nazwałem wystawienie Przepióreczki, pięknym akcentem Roku Żeromskiego. Bo jednak patrząc na nowe wystawienie sztuki Żeromskiego, nie możemy się oderwać od całości jego dzieła, które - cokolwiek przyjdzie rzec o jego pewnych słabościach - nie przestaje budzić szacunku swoją powagą w traktowaniu życia jednostki i losów narodu. Pierwsza odtwórczyni roli Smugoniowej Maria Malanowicz - Niedzielska wspominała po latach (w r. 1945), jak na próbach Żeromski płonącymi oczyma chłonął... cud narodzin swoich postaci... siedział sam na widowni, słuchał i oczy miał pełne łez. Nie wnikajmy w tajemnicę tych łez pisarza. Materia to zbyt subtelna, by ją poddawać analizie historyczno-literackiej. Wspomnijmy jednak datę. Jest rok 1925. Żeromski odczuwa coraz mocniej ciężar nieuleczalnej choroby. Może słyszy szelest nadchodzącej śmierci. Zostało mu przecież tylko kilka miesięcy życia. Tworzył ostatnie dzieła jakby w wyścigu ze śmiercią. A miał przecież tyle jeszcze do powiedzenia narodowi! Talent jego do końca zachował niegasnącą siłę i blask. A pozostawiał tyle spraw w życiu narodu, które napełniały go głębokim niepokojem! Ostatnią swoją powieść Przedwiośnie zamknął obrazem pochodu robotniczego, naprzeciw którego wyrasta szary mur żołnierzy. Pomyślmy nad tragizmem tego obrazu - stworzył go przecież pisarz, który był dziejopisem bohaterstwa polskiego żołnierza i zarazem pisarzem zbuntowanym przeciwko krzywdzie i niedoli ludu. U samego schyłku życia patrzył z trwogą, że wyśniona złota ojczyzna zadała kłam jego najpiękniejszym nadziejom i nie przyniosła sprawiedliwości dla podstawowych sił narodu. Czemu tu tyle nędzy? Czemu każdy załamek muru utkany jest żebrakami? - wołał w Przedwiośniu - ... Lud zgłodniały po wsiach, lud spracowany po fabrykach, lud bezdomny po przedmieściach.

W Przepióreczce nie ma tej potężnej siły oskarżenia. Dominują w niej ironia i humor. Ale uważny widz patrzący na tę sztukę pamięta - taka jest przedziwna magia całości dzieła Żeromskiego - że te komedię napisał autor Zmierzchu i Zapomnienia, autor Ludzi bezdomnych i Przedwiośnia, że w tej sztuce płynie tak zawsze głęboki u tego pisarza nurt niepokoju moralnego i żywa wiara w człowieka i potęgę oświaty. Cóż, żwawi grabarze Przepióreczki rozpoczęli taniec wokół Becketta i popadli w alienację. A Przepióreczka naprawdę wróciła na polską scenę. Do bezpowrotnej historii przeszły Sieniawianki. Ale może nie bez racji zauważył Borowy że serce komedii o "Przepióreczce" bije najpełniej wówczas, gdy padają w sztuce chropawe nazwiska (Grzegorza Zielonki, Pawełka Smalskiego, Ryka, Władka Wrony), słuchaczy wakacyjnych kursów w Porębianach. Nosiciele owych "chropawych nazwisk" stali się gospodarzami w odbudowanych siedzibach arystokratycznych, zamienionych na szkoły i wychowawcami nowych pokoleń w nowej Polsce. Komedia o Przepióreczce to naprawdę sztuka niezwykła. To nie tylko romansowe perypetie profesora na prowincji. To utwór, w którym słyszymy bicie serca pisarza najgłębiej związanego z autentycznym życiem społeczeństwa i jego najlepszymi tęsknotami. Jestem przekonany, że Przepióreczka naprawdę wróciła i zadomowi się na dobre w naszych teatrach.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji