Artykuły

Premiera "Mistrza i Małgorzaty"

Sobotnia premiera "Mistrza i Małgorzaty" w Teatrze im. Stefana Jaracza okazała się sukcesem. Widać było wielki nakład sił i środków, jakie włożono w przygotowanie sztuki. Ale i tak jeśli ktoś nie znał książki mógł się pogubić skomplikowanej materii powieści Michaiła Bułhakowa.

Moskwa pokazana oczami reżysera roi się od postaci: są tu członkowie związku pisarzy, dyrektorzy teatru, mieszkańcy kamienic, kobieta z bukietem żółtych kwiatów, personel szpitala psychiatrycznego. Trudno powiedzieć, czy widz nieznający książki rozeznał się w tej układance.

Mistrzem w tym spektaklu był Woland-Piłat, zagrany przez Macieja My diaka. Skupiony, świadomy wagi odpowiadania za losy świata, uosobienie sumienia. Za to bal u Wolanda nie był oszałamiającym widowiskiem, ale nie sposób mu odmówić malarskości.

Na scenie zbladła również groza codziennego życia w stalinowskiej Rosji. Bułhakowowska Małgorzata idąc na spotkanie z nieznanym cudzoziemcem stawia na szali swoją wolność i życie. Teatralna Małgorzata zastanawia, czy nie będzie to niemoralna propozycja.

Reżyser nacisk położył na Piłata z Pontu i jego grzech zaniechania. Bo choć prokurator Judei czuje, że podsądny Jeszua wskazuje możliwość innego, lepszego świata, umywa ręce, tchórzy przed odpowiedzialnością, nie wychodzi z roli cesarskiego urzędnika. Bułhakow w swej powieści zbawia swych bohaterów, nawet ułaskawia szatana, który "zła pragnąc, wiecznie czyni dobro". Reżyser pokazuje nam, że świat, mimo upływu lat, się nie zmienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji