Artykuły

Niebieskie róże

"Szklana menażeria" Tennessee Williamsa to swoista psychodrama. Oglądając jej wystawienie wyreżyserowane przez Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza, widz nie jest tylko biernym świadkiem dramatów rozgrywających się na scenie. Zostaje wciągnięty w emocjonalną akcję sztuki Williamsa - irytuje się, smuci i cieszy, przez moment ma nadzieję, żeby za chwilę poczuć gorycz zawodu. Staje się po trosze zbuntowanym Tomem, tęskniącym za "prawdziwym", męskim życiem, kruchą Laurą w strachu ukrywającą się przed ludźmi, Jimem z ambicjami bycia "kimś", a na wet matką Toma i Laury - Amandą - potworem mimowolnie zatruwającym życie innym. Podczas tego spektaklu wszyscy należymy do rodziny.

Rzecz rozgrywa się na płaszczyźnie emocji - lęków i psychoz, marzeń i powinności - rozpiętych między skrajnymi postawami. Zaglądamy do wnętrza domu: ściany w pastelowych barwach, jasne meble, pusto, czysto, zimno. Z boku półki zastawione mnóstwem szklanych figurek. Od pierwszej chwili spektaklu Grzegorzka przestajemy być obojętni. W irytację wprawia matka w wykonaniu Ewy Wichrowskiej. Amanda nieustannie strofuje syna, torturuje psychicznie córkę, bez końca opowiada o wspaniałej przeszłości i tłumach kawalerów, którzy kiedyś ubiegali się o jej względy. Bez wątpienia takie właśnie uczucia ma wzbudzać ta postać, której egzaltowany sposób mówienia, a nawet samo brzmienie głosu są nie do zniesienia. Dlatego nie ma znaczenia czy sztuczność Amandy jest zamierzona. Tym bardziej wybuchy złości i bunt Toma (zupełnie dobra rola Mariusza Słupińskiego, PWSFTViT) wydają się uzasadnione. Tom ma dość głupiej pracy w magazynie butów, która pozwala mu utrzymywać matkę i siostrę. Chce uciec, jak kiedyś jego ojciec. Marzy o twardej, męskiej przygodzie, a tak naprawdę ucieka przed wymagającą czułości, ułomną siostrą, która jest jak wyrzut sumienia.

"Szkło łatwo się tłucze, żeby nie wiem jak uważać" - dokładnie taka właśnie jest Laura Gabrieli Muskały - delikatna, krucha, a przy tym jakby nieobecna, inna i niepowtarzalna jak niebieskie róże (tak Jim nazywał ją w szkole). Samo jej utykanie wzbudza współczucie. Muskała potrafi jednym drobnym gestem oddać piekło lęków wypełniających cichą postać Laury. Jakże przejmująca jest scena, kiedy przyjaciel Toma - Jim (przekonujący Michał Staszczak, PWSFTViT) pocałunkiem - niby książę z bajki - na moment budzi w niej kobietę. Zdaje się jakby przez tę jedną chwilę przeżyła całe swoje życie.

To typowo kameralne przedstawienie bez wielkiej scenografii i udziwnień inscenizacyjnych, oparte wyłącznie na napięciu emocjonalnym między postaciami. Niestety trochę się rwie i czasem gubi wytworzony wcześniej klimat. Widać zmagania aktorów z opornymi rekwizytami. To przeszkadza tym na scenie i tym na widowni. "Szklana menażeria" Mariusza Grzegorzka ma jednak świetne fragmenty, kiedy zapominamy, że siedzimy w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji