Artykuły

NOWA SZTUKA CHUDZYŃSKIEGO

Edward Chudzyński jest autorem kilku sztuk teatralnych, aktorem, pisarzem innych form oraz radiowcem i redaktorem. Ta wszechstronność ujawniła się w wystawionej ostatnio w "Ognisku" komedii muzycznej pt.: "Premiera pana premiera".

Chudzyński trafnie oddał nastrój polskiego Londynu, a sztukę umiejscowił na polskim Ealingu. Mamy tu właściciela pół domu, a więc już z góry należy założyć kłopoty ze wspólnikiem, trafnie stawiającym na "poolu" australijskim, który wygrał kilka tysięcy funtów, za które chce nabyć jeszcze jakąś inną ruderę, którą mu rodacy oczywiście mało kompetentni, ale pełni dobrych chęci oraz on sam, odreperują.

Potem dwie kobiety Polki, energiczne, które mają decydujący głos, panując bezapelacyjnie nad fajtłapą, który jest bohaterem sztuki. Ale ten niedołęga ma złote serce, a całość jest prawdziwa jeśli chodzi o oddanie nastroju życia Polaków w Anglii. Jeden drugiemu pomaga jak trzeba, wszyscy dopuszczeni są do rady a ponadto pamiętają o takich instytucjach jak Polska Macierz Szkolna, Harcerstwo, POSK, o szkołach sobotnich przy parafiach itd.

Sztuka jest z pazurem. Jest więc rozwój jej wzwyż i wszerz. Wciąga widza, bawi, zmusza go do wybuchu śmiechu przy trafnych powiedzonkach, których Chudzyński nam nie żałował. Burzliwych również oklasków tak dla tekstu jak i wspaniałego aktorskiego wykonania. Grają bowiem asy polskiej emigracyjnej sceny plus nowe siły.

Sylwetka, którą stworzył Edward Chudzyński, tym razem jako aktor, gdyż gra on główną rolę, to wysokiej klasy osiągnięcie artystyczne, które pozostanie w pamięci widza na długo. Reżyser tej sztuki, a jednocześnie druga czołowa rola, Stanisław Zięciakiewicz, stary przedwojenny aktor.

Robert Oleksowicz, przypominający jednym Brodniewicza z polskich filmów, innym Mitchuma z filmu amerykańskiego, a moim zdaniem lepszego od wyżej wymienionych słynnych filmowców, dał miłą sylwetkę zakochanego poety.

Stanisława Horwat wzięła na siebie główne partie śpiewane i jej udział stworzył w pełni komedię muzyczną. Zadzierżysta, dyktatorska, a taki jest olbrzymi procent Polek na emigracji, a przy tym opiekuńcza, dobra jak każda Polka.

Dzielnie jej sekundowała w śpiewie i była prawdziwą w typie, młodziutką, romantyczną, rozwijającą skrzydełka do samodzielnego lotu, Ewa Krukowska.

Przy fortepianie, niestety niewidoczny dla publiczności, Andrzej Marek. Jego muzyka uwypuklała napięcia akcji. Równie niewidoczny, choć stale był nam przed oczyma przez swe wspaniałe dekoracje, Smosarski. A już kompletnie niewidoczny był, choć dzięki niemu wiele rzeczy trafnie grało, administrator B. Koller.

Brawo dla wszystkich, którzy wspaniale polskie słowo podają nam w sposób piękny, czuły i znakomity.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji