Artykuły

Tęsknota za mypingiem

"Porwanie Baltazara Gąbki, czyli Smok & Roll" w reż. Lecha Walickiego w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Olga Szpunar w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Spytałam czterolatka, czy nie przeszkadza mu, że smok nie jest zielony, nie kłapie paszczą i nie zieje ogniem. - Nie, bo on jest nowoczesny - odpowiedział mi ze spokojem. Nowoczesne jest całe przedstawienie o porwaniu Baltazara Gąbki.

- Najgorszym środkiem dialogu z widzem dziecięcym jest infantylizm - uważa Lech Walicki, reżyser spektaklu "Porwanie Baltazara Gąbki, czyli Smok & Roll". Dlatego jego przedstawienie o przygodach Smoka Wawelskiego wyruszającego z grupą przyjaciół do Kraju Deszczowców w poszukiwaniu słynnego naukowca Baltazara Gąbki traktuje młodego widza bardzo poważnie. Momentami może nawet zbyt poważnie, ale jak wyraża nadzieję Walicki w przedmowie do spektaklu, treści, które nie od razu być może zostaną zrozumiane w swoim czasie przyniosą refleksje.

Jakie? Że najważniejsze w życiu są wolność, odwaga, honor i przyjaźń. Ta dojrzałość w traktowaniu młodego widza ma niewątpliwą zaletę. Na przedstawieniu nie nudzą się dorośli.

To dorosła widownia płacze ze śmiechu, gdy Smok Mlekopij na melodię słynnego "Love Me Tender" Elvisa Presleya śpiewa o swojej tęsknocie za mlekiem. Jak reagują na to dzieci? - Ten smok nie był fajny, bo ja nie lubię mleka - mówi z powagą mój czteroletni Antek, a jego ośmioletni kolega Szymek komentuje, że Presley powinien śpiewać po angielsku. Tym, że śpiewał po polsku, jest wyraźnie rozczarowany.

Przeróbki największych przebojów takich gwiazd jak: The Jackson Five, The Doors, Rolling Stones, Pink Floyd, The Beatles czy Elvis Presley, które usłyszymy na przedstawieniu, to niewątpliwie gratka dla rodziców. Jak się okazuje, na dzieciach raczej nie robią wrażenia.

Co jest dla nich fajne? Przede wszystkim Smok Wawelski. Gra na perkusji, ma kwiecistą koszulę, wąskie dżinsy, buty a la glany i udziela wywiadów w lokalnym radiu. Mojemu czterolatkowi taki smok podoba się bardziej niż klasyczny - zielony z dużym brzuchem i długim ogonem. Ten nowoczesny najwyraźniej mu imponuje. Od czasu premiery spektaklu bawimy się w niego codziennie. Smokiem oczywiście jest Antek. Mnie przypadają role Deszczowców. - Czy muszą być tacy straszni? - szeptał mi maluch do ucha podczas przedstawienia. Rzeczywiście. Strój Majestatycznej Mokrej Pieczęci może budzić przerażenie. Aż mnie przechodzą dreszcze, gdy swoją zakończoną długimi pazurami ręką klepie po głowie profesora Gąbkę. Dreszcze budzą też jajogłowi Deszczowcy w swoich śliskich kostiumach. Ale przecież wszyscy lubimy się trochę bać.

Śmieszna jest pani z radia przepowiadająca pogodę dla Krainy Deszczowców. Mówi, że będzie wyjątkowo piękna. Z burzą, piorunami i ulewą. Dzieci bawi to niezmiernie.

Fajni są też Don Pedro i Salamandrus, bo choć są Deszczowcami pomagają Smokowi i profesorowi Gąbce. Fajny jest jeszcze kucharz Bartolini Bartłomiej i doktor Kojot. Tak uważa mój syn.

Ale dorosły widz wychowany na książce Stanisława Pagaczewskiego, której adaptacją jest przedstawienie, oraz na kultowej kreskówce "Porwanie Baltazara Gąbki" w związku z Bartłomiejem Bartolinim może przeżyć rozczarowanie. Barwny kucharz herbu Zielona Pietruszka na scenie prawie nie istnieje.

Sam reżyser tłumaczy, że to zabieg celowy. Że smocza ekipa ma pełnić jedynie akompaniament do tematu głównego - przygód Gąbki w Krainie Deszczowców. Że wybrane wątki przedstawienia mają pomóc ukazać uniwersalne wartości książki Pagaczewskiego. Mnie tam jednak solówki w wykonaniu kucharza zdecydowanie zabrakło. Tak samo jak... mypingów - śmiesznych zwierzątek zamieszkujących jedną z krain, którą podczas wyprawy do Krainy Deszczowców odwiedza Smok z kompanami. Na usprawiedliwienie dodam, że w kwestii mypingów do oryginału jestem przywiązana ogromnie. Wspomnienie o nich zawsze przenosi mnie w krainę dzieciństwa. Występowały w moich niezliczonych zabawach, potem już zupełnie niezwiązanych z przygodami Smoka. Antek też o nich słyszał i czekał z niecierpliwością, kiedy pojawią się na cenie. Szkoda, że ich nie zobaczył.

- Za krótkie było - powiedział, gdy go zapytałam, co mu się w przedstawieniu zdecydowanie nie podobało. I to jest dla tego spektaklu całkiem niezła recenzja.

"Porwanie Baltazara Gąbki, czyli Smok & Roll", reżyseria i adaptacja Lech Walicki, premiera 9 października 2010, teatr Groteska

PS W repertuarze czytamy, że spektakl jest dla widzów od dziewięciu lat, ale sam reżyser zapewnia, że w sztuce coś dla siebie znajdzie widz w każdym wieku, a maluchy, które zapełniły widownię podczas niedzielnej premiery, bawiły się równie dobrze jak ich starsi koledzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji