Artykuły

Od dziecka wiedziałam, że będę aktorką

- Cały czas czerpię wielką frajdę z grania - to się nie zmienia. Tylko trema przed występami jest coraz większa - mówi MAGDALENA STUŻYŃSKA.

Nie wszystko w życiu szło jej jak z płatka. Wydawało się nawet, że będzie musiała zrezygnować z aktorstwa. A jednak dopięła swego. Pomogły jej wytrwałość, determinacja i wrodzony optymizm.

Artystyczne wychowanie

Miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Dostałam od rodziców mnóstwo ciepła, choć mnie nie rozpieszczali. Mama nie pracowała zawodowo, zajmowała się moją o rok młodszą siostrą Dobromiłą i mną. Jej stała obecność w domu dawała nam poczucie bezpieczeństwa. Mądrze nas wychowywała. Nie była nadopiekuńcza, nie tłumiła w nas dziecięcej wyobraźni i pomysłowości. Pozwalała nam wyciągać z szafy swoje suknie, szale, które wykorzystywałyśmy jako kostiumy w naszych przedstawieniach.

To rodzice zaszczepili we mnie miłość do sztuki. Całą rodziną chodziliśmy do muzeów i teatrów, dzięki nim też odkryłam radość czytania. Miałam chyba 8 lat, kiedy zapisali mnie do biblioteki. Jednym z największych przeżyć z dzieciństwa była samodzielna wyprawa po książki. W tym celu najpierw rodzice mnie i siostrę przeszkolili: pokonali z nami całą trasę, by upewnić się, czy sobie poradzimy. Nie dość, że musiałyśmy przejść przez ruchliwą ulicę, to jeszcze przejechać trzy przystanki autobusem. Czułam się wtedy taka "dorosła".

Najważniejsza decyzja

Prawdziwy sprawdzian z samodzielności przeszłam, gdy miałam 11 lat. Rodzice wysłali mnie na wakacje do swoich przyjaciół w RFN. Sama wsiadłam do samolotu. Bałam się, ale jednocześnie byłam bardzo przejęta. W Niemczech miałam okazję ćwiczyć język, którego uczyłam się od kilku lat. I z wielką ciekawością obserwowałam inny świat.

Pierwsze myśli o aktorstwie pojawiły się, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. Przełomem było pierwsze przedstawienie, w którym wzięłam udział jako sześciolatka, jeszcze w zerówce. Grałam zajączka. Do dziś pamiętam, jak rozpierała mnie duma z tego, że wszyscy mnie słuchają w skupieniu. To chyba właśnie wtedy zapragnęłam występować na scenie. Potem były konkursy recytatorskie, pierwsze wyróżnienia i nagrody. Każde kolejne uznanie utwierdzało mnie w przekonaniu, że scena to mój żywioł.

Byłam w szóstej klasie, kiedy w "Świecie Młodych" trafiłam na ogłoszenie o naborze do Ogniska Teatralnego. Prowadzili je przy Teatrze Ochoty państwo Halina i Jan Machulscy. Zgłosiłam się i zostałam przyjęta. Zajęcia teatralne zaczęły pochłaniać mój wolny czas po lekcjach, nawet soboty i niedziele. Wciągnęły mnie całkowicie. Dziś wiem, że to była jedna z ważniejszych decyzji, która wpłynęła na całe moje życie.

Do dziś z rozrzewnieniem wspomina wakacje w Niemczech. Ze starszą od siebie Adriane, córką znajomych, zwiedzała ze mną, sklepy i... wesołe miasteczka.

Diebiut na scenie i w Filmie

Na zajęciach u państwa Machulskich spędzałam bardzo dużo czasu. Rodzice nie sprzeciwiali się, choć liczyli, że z marze ń o aktorstwie wyrosnę. Przestrzegali przed ciemnymi stronami tego zawodu. Ale ja już wtedy żyłam tylko teatrem. Po trzech latach zajęć w Ognisku zdałam egzamin co Studia Dramatycznego, także prowadzonego przez państwa Machulskich. Byłam wtedy w liceum, ale udało mi s tę przejść na indywidualny tok nauczania i całkowicie poświęcić pasji. Miałam wielkie szczęście, że spotkałam na swojej drodze panią Halinę Machulską. To ona ukształtowała moje życie zawodowe, miała ogromny wpływ na moje myślenie o sztuce i o świecie. Zawsze będę jej wdzięczna. To dzięki niej, w wieku 15 lat wystąpiłam przed prawdziwą publicznością w przedstawieniu Teatru Ochoty "Eksperyment Magdaleny". I to od razu w roli głównej. Rok później zadebiutowałam w filmie "Brama do raju". Zagrałam narkomankę. To było cenne doświadczenia, zupełnie nowe przeżycie, ale przede wszystkim praca, do której musiałam się solidnie przygotować.

Oczywiste było dla mnie, że po maturze będę studiować w Akademii Teatralnej. Szczęśliwie dostałam s ę już za pierwszym razem. Tym większe było moje rozczarowanie, gdy po pierwszym roku wyrzucono mnie ze szkoły. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że ktoś zanegował moją przydatność do tego zawodu. Na duchu podtrzymywała mnie pani Machulską i rodzice.

Ale przekonałam się, że nie ma tego złego... Wkrótce otworzyły się przede mną nowe możliwości. Jeszcze w tym samym roku dostałam propozycję zagrania w fi1mie austriackim, potem we francuskim. Rozpoczęłam naukę na Wydziale Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej i w końcu zaznałam studenckiego życia, bo na aktorstwie zajęcia trwały do nocy i nie było czasu na chodzenie do kina ani do teatru. Mogłam też brać udział w castingach. W1995 roku wygrałam jeden z nich - do serialu "Dom" w reżyserii Tadeusza Łomnickiego. Fakt, że wyrzucono mnie ze szkoły nie miał żadnego znaczeni i. Przełomowy okazał się rok 1997, kiedy zaczęłam grać w "Złotopolskich". Jako Marcysia miałam pojawić się tylko w dwóch odcinkach, ale spodobałam się widzom i zostałam. Ten rok był też ważny z innego powodu: skończyłam studia i zdałam eksternistycznie egzamin aktorski. Razem z przyjaciółką, która również zdawała ten egzamin, biegałyśmy szczęśliwe ulicami Warszawy i każda z nas krzyczała: "Jestem aktorką, jestem aktorką!".

Na scenie doskonale czuje się także wtedy, gdy śpiewa.

Dzięki serialowi zdobyłam popularność. Trzy lata temu telewidzowie przyznali mi Tygrysy Telewizji, nagrodę dla młodych aktorów. Na co dzień występuję w Teatrze Kwadrat, ostatnio w sztuce "Sługa dwóch panów". Cały czas czerpię wielką frajdę z grania - to się nie zmienia. Tylko trema przed występami jest coraz większa. Najgorzej jest przed premierą. Zżymam się na siebie, że też wybrałam sobie taki stresujący zawód i zawsze mam nadzieję, że a nuż się coś wydarzy. Może pożar? I premiery nie będzie. Powtarzam sobie, że od tego, jak zagram, nie zależy niczyje życie - ale nie działa. Stres przechodzi dopiero, gdy znajdę się na scenie. Gdybym nie zaistniała jako aktorka, być może zajęłabym się śpiewaniem. Bardzo to lubię. Zwłaszcza pieśni i kantaty Bacha. Przez pięć lat uczyłam się śpiewu operowego, mój głos to sopran koloraturowy. To samo życie za mnie zadecydowało, która z moich pasji stała się zawodem.

Na zajęcia do Ogniska Teatralnego przychodziła z przyjaciółką Katarzyną Kwiatkowską, która też została aktorką.

Urodziła się: w znaku Barana, 25 marca 1974 roku w Giżycku. Dzieciństwo spędziła w Warszawie. Osiągnięcia: Udział w serialach telewizyjnych, m.in."Złotopolscy" i "Dom", przyniósł jej ogromną popularność i nagrody publiczności. Grywa w filmach, polskich i zagranicznych. Oglądać ją można także na scenie Teatru Kwadrat. Życie prywatne: Od czterech lat jest szczęśliwą mężatką - mąż Łukasz jest socjologiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji